Szanowna Redakcjo!
Proszę o opublikowanie mojego listu. Niech wszyscy się dowiedzą, jak Kościół traktuje ludzi. Ja przez jednego księdza mam teraz napięte relacje w bliską osobą i ogólnie wstyd na całą rodzinę. Podejrzewam, że taka historia nie zdarza się często, ale oczywiście mnie spotkać musiała. Jestem taka zła i beznadziejna, że trzeba mi utrudnić życie.
Do rzeczy – zostałam poproszona przez kuzynkę o zostanie matką chrzestną dla jej dziecka. Szczerze mówiąc, to się tego spodziewałam. Myślałam, że stanie się to już kilka lat temu, kiedy urodziła pierwszego synka, a jak nie wtedy, to teraz już na pewno. No i stało się. Przyszła, zapytała, ja się oczywiście zgodziłam i już. Chrzciny dopiero za 1,5 miesiąca, więc czasu sporo.
Dla mnie i tak prawdopodobnie niewystarczająco. Z rozpędu poszłam do kancelarii parafialnej po wystawienie zaświadczenia dla chrzestnego i nie dostałam tego świstka! Traumatyczne przeżycie.
© Fame/Flynet
Będę z Wami szczera, bo inaczej nie ma sensu. Z Kościołem nie mam zbyt wiele wspólnego, a od wielu lat to już zupełnie nic. Nie chodzę na msze, księdza po kolędzie nie przyjmujemy, zero mojego i rodziny zaangażowania. To chyba nic takiego, bo coś mi się wydaje, że większość Polaków to tacy katolicy. Niby ochrzczeni i tyle w temacie.
Zdawałam sobie sprawę, że może mnie czekać jakaś pogadanka, może będę musiała błagać o ten papier, ale do głowy by mi nie przyszło, że wyjdę z niczym. Wizyta w tej kancelarii była dla mnie bardzo stresująca, a po tym co się wydarzyło, to chyba nigdy nawet obok kościoła nie przejdę.
Co z tego, że nie mam na sumieniu konkubinatu, nieślubnych dzieci, aborcji albo in vitro. Według tego pana w sutannie i tak jestem zepsutym do szpiku kości człowiekiem. Szybko odnalazł kwity na mnie i całą rodzinę, także na tym się skończą nasze uroczystości. Teraz odmówił mnie, więc to samo zrobi pewnie, jak kiedyś poproszę o pogrzeb dla kogoś bliskiego.
© Fame/Flynet
To jest ta niby otwartość Kościoła, który przyjmuje wiernych z otwartymi rękami? To jest ta miłość, która zastąpiła formalizm i szczucie ludzi? Ja w tym momencie czuję się ofiarą, jestem przez nich prześladowana!
W kolejce do kancelarii stałam dość długo, bo było kilka matek proszących o chrzest i staruszków, którzy nie wiem czego chcieli. Nie wiedziałam kto mnie przyjmie, bo nazwiska na tabliczce nic mi nie mówiły. Nie znam tych księży i taka jest prawda. Ale słyszałam zza drzwi śmiechy, serdeczny ton, więc emocje trochę opadły. Wierzyłam, że po drugiej stronie siedzi człowiek, a nie urzędnik. Kiedy przyszła moja pora to aż mnie zemdliło. Nie wiedziałam, czego mogę się spodziewać.
Przywitałam się mówiąc „szczęść Boże”, byłam uśmiechnięta, szybko powiedziałam o co chodzi. „Proszę księdza, spotkał mnie zaszczyt zostania matką chrzestną, ale z tego co wiem, potrzebny będzie mi dokument wystawiony przez moją parafię”. Nie uwierzycie, co mi odpowiedział.
© Fame/Flynet
„Jest pani pewna, że to pani parafia? Nie sądzę”. Wyprowadził mnie z równowagi, bo tego nie przewidziałam. Zaczął szeptać, że w ogóle mnie nie kojarzy. Zignorowałam to i dalej prosiłam, bo rodzicom dziecka bardzo zależy i tak dalej. „No to sprawdźmy” i podszedł do wielkiej szafy. Poprosił o adres, wyciągnął kwity i mówi „tak jak myślałam, wy to raczej z Kościołem nie macie nic wspólnego”. To nic, że byłam ochrzczona i bierzmowana. Liczy się tylko to, kiedy nie przyjęliśmy księdza po kolędzie!
Coś mu tam tłumaczyłam, a on nic. Powtarzał, że nie może wystawić takiego zaświadczenia. Jedynie potwierdzenie bierzmowania, bo przecież kwitku, że jestem wierząca i praktykująca już nie. Prosiłam dalej, a on uparcie – chce pani to potwierdzenie? No to go pytam, po co mi to, skoro do chrztu potrzebuję czegoś innego. Nie odpowiedział.
Czyli nic z tego nie będzie? Nie będzie. Mam odmówić rodzicom dziecka? Trudno, sama pani do tego doprowadziła.
© Fame/Flynet
Poczułam się tak, jakby mnie ktoś walnął w twarz. Normalnie w takiej sytuacji bym wyszła, trzasnęła drzwiami i już, ale coś we mnie wstąpiło. Zapytałam spokojnie, czy teraz wiarę mierzy się wizytami księdza w domu. Odparł, że nie tylko, ale to też o czymś świadczy. Mówię dalej, że w innych krajach czegoś takiego nie ma, a ja należę do Kościoła rzymskokatolickiego, a nie polskiego. Stwierdził, że dyskusja ze mną mija się z celem.
To dlaczego mój brat, który jest w takiej sytuacji dostał podobne zaświadczenie 2 lata wcześniej? Widocznie inny ksiądz to przeoczył. Na koniec powiedziałam, że jest mi przykro, a rodzicom dziecka będzie jeszcze bardziej. „Trudno, może niech się zastanowią, kogo proszą o taką przysługę”. Wtedy już wyszłam.
Zostałam przez tego księdza wyrzucona z Kościoła i wątpię, żebym kiedyś do niego wróciła. Tak się nie powinno traktować ludzi.
© Fame/Flynet
Powiedziałam o wszystkim kuzynce i ona teraz jest zła na mnie. Przecież to tylko kwitek i tak łatwo go załatwić. No to ja miałam pecha, bo nic nie dało się zrobić. Trafił mi się jakiś formalista, który na dodatek wpisał mi w papiery, że byłam w takiej sprawie i nie należy mi takiego zaświadczenia wydawać. Tak na wszelki wypadek, gdybym próbowała u innego księdza z parafii.
Narobił mi strasznego wstydu, bo wszyscy już wiedzieli, że to ja mam być chrzestną. Ale nie będę, bo mściwy człowiek na to nie pozwoli. Nie mogę się do tego czasu uspokoić, bo pierwszy raz słyszę o takim traktowaniu. Jeszcze zdenerwowana mu powiedziałam, żeby w czasie najbliższej kolędy nawet do nas nie pukał...
Na tym się chyba zakończyła moja przygoda z wiarą. Szkoda, że kosztem niewinnego dziecka.
Zuzanna