Drogie Czytelniczki!
Mam na imię Milena i w tym roku będę zdawała maturę. Myślałam, że nic bardziej stresującego mnie teraz nie spotka, ale na razie bardziej przejmuję się studniówką. Marzyłam o tej imprezie od początku liceum, a teraz po prostu nic mi się nie układa. Nigdy nie miałam łatwo w życiu, ale myślałam, że chociaż ten wieczór uda mi się normalnie spędzić. Nic się na to nie zapowiada, bo studniówka pod koniec stycznia, a ja w ogóle nie jestem na to gotowa. To dla mnie bardzo upokarzające. Niektóre sprawy sama zawaliłam, a na inne nie mam wpływu.
Najpierw dowiedziałam się, gdzie odbędzie się studniówka i po prostu się załamałam. Myślałam, że to będzie jakiś fajny lokal, a oni wymyślili wiejską chatę pod miastem. Taka niby góralska karczma z drewnianymi stołami i pewnie sianem pod nimi. Nie wiadomo, kto zadecydował, ale pewnie któryś z rodziców ma w tym interes. Nikomu się to nie podoba, ale już po sprawie i niczego nie da się zmienić. Jakimś cudem wyprosiliśmy normalne jedzenie, a nie „swojskie przysmaki”, jak napisali w ulotce.
To wszystko bym jeszcze jakoś zniosła, ale cała reszta problemów dotyczy już tylko mnie. Nie mam możliwości, pieniędzy i znajomości, żeby chociaż spróbować się tam dobrze bawić. Najpierw ledwo wyciągnęłam pieniądze za samą studniówkę, a teraz nie mogę się doprosić o kupienie mi porządnej sukienki. W grudniu mama ogłosiła, że znalazła na mnie super kreację i powinnam się śpieszyć, żeby nikt mi jej nie zabrał. Ucieszyłam się, bo myślałam, że wreszcie traktują mnie poważnie. Na to ona, że była na ciuchach i w szmateksie wisiała taka piękna suknia... Załamałam się.
Rozumiem, że można mieć problemy finansowe, ale dla mnie to upokarzające. W takim razie wolałabym w ogóle nigdzie nie iść, niż robić z siebie pośmiewisko. Nawet nie poszłam oglądać tej sukni, bo i tak bym jej nie założyła. Zaczęłam szukać czegoś sama po normalnych sklepach i trzeba dać przynajmniej 200 zł, żeby jakoś wyglądać. Usłyszałam tylko, że o takich ekstrawagancjach powinnam zapomnieć, bo przecież wiem, jak jest. Wiem, jest beznadziejnie! Zostały 2 tygodnie, nie mam się w co ubrać i w ogóle jestem tym wszystkim załamana.
Oczywiście to nie koniec moich problemów, bo nie mam też kim iść. Chłopaka nie mam, a żaden znajomy kolega nie może, albo nie chce. Jednego dosłownie błagałam, ale on już studiuje i powiedział, że będzie zajęty sesją. Tata nie mógł pominąć tego tematu i powiedział, że przecież mogę zabrać kuzyna. Tylko o tym marzyłam... Młodszy o 2 lata, często mnie wkurza, a na dodatek to rodzina. Odechciewa mi się wszystkiego, bo nic nie jest tak, jak sobie kiedyś wyobrażałam.
Moje koleżanki mają umówione wizyty u fryzjerów, a ja musiałabym się sama uczesać. Pewnie tak samo, jak robię to codziennie do szkoły. O porządnym makijażu w ogóle mogę zapomnieć, bo to już wyrzucanie pieniędzy w błoto, jak powiedzieliby rodzice. Manicure też by się przydał, ale mogę sobie tylko pomarzyć. Jeśli tam pójdę, to nie będę wyglądała odświętnie, ale tak samo nijako, jak każdego dnia. To po co w ogóle tam iść? Żeby zaliczyć studniówkę i mieć co wspominać? Przecież ja nie będę miała czego wspominać. Chyba, że to, że wyglądałam najgorzej ze wszystkich.
Na dodatek wyszło strasznie drogo, bo od pary to ponad 300 zł. Tyle to się u nas nie płaci nawet za wesele, na którym jest o wiele więcej jedzenia, alkohol itd. Jak przyszło do płacenia, to okazało się, że rodzice mają wyjątkowo trudną sytuację finansową i do samego końca nie wiedziałam, czy w ogóle mogę się wybrać na studniówkę. Tak naprawdę, to od lat mają taką „sytuację”, ale myślałam, że odłożyli kilka groszy. Przecież wiedzieli, że to już niedługo. Teraz stresuję się jeszcze bardziej i chyba lepiej będzie z tego zrezygnować.
Już nie mówię o tym, że nauczyciele zupełnie oszaleli i zapowiadają kontrole wszystkich gości, żeby przypadkiem nikt nie wniósł alkoholu. Jak zwykle w Polsce trzeba udawać, że ludzie dorośli wcale nie są dorośli. Gdyby na stołach postawili chociaż wino, to mało kto ukrywałby wódkę w torebkach lub pod marynarkami. Ale nie – mamy udawać, że brzydzimy się alkoholem i jesteśmy jeszcze małymi dziećmi. Mnie jakoś na tym bardzo nie zależy, ale wiadomo, że i tak niczego nie zrobią. Wódka będzie pod stołami, albo w toalecie.
To nie koniec kretyńskich pomysłów. Nasłuchałam się o różnych studniówkach, więc wiem, jak powinno to wyglądać. A u nas nie będzie nawet fotografa! Jak sobie nie przyniesiesz aparatu i ktoś nie zrobi ci zdjęcia, to nie masz żadnej pamiątki. U innych kręcą całe filmy i później dostaje się pamiątkę na DVD, jest sesja zdjęciowa par i całych klas, ale oczywiście nie nas. Ciekawe, co ja zrobię, skoro nie mam porządnego aparatu. Chyba pozostanie mi komórka. Z muzyką też problem, bo nikt nie słucha, co byśmy chcieli. Jestem pewna, że puszczą jakieś stare piosenki dla emerytów.
Podobno studniówka ma być naszym świętem, a na razie zapowiada się na to, że to impreza dla nauczycieli i niektórych rodziców. Oni zdjęć nie potrzebują, alkohol na pewno będą mieli i w ogóle lubią takie klimaty. Ktoś tu chyba zapomniał, że 19-latkowie inaczej się teraz bawią. Nawet porządnego DJ-a nie będzie, bo muzykę ma puszczać brat kogoś z innej klasy. Później się pewnie okaże, że mu za to zapłacili. Dramat!
Zastanawiam się, czy w ogóle jest sens się tam pchać. Nie pasuje mi miejsce, nie mam się w co ubrać i nie mam z kim iść. I tak od kilku miesięcy. Wierzyłam, że coś się zmieni, ale im mniej czasu do studniówki, tym gorzej to wygląda. Byłoby mi strasznie żal, bo cała klasa by potem o tym rozmawiała, a ja byłabym jedyną, która nic nie wie, bo nie przyszła. Ale co ja mogę? Albo wymyślę jakąś chorobę, albo zrobię z siebie pośmiewisko.
Pierwsza poważna impreza w życiu, kiedy chciałam się poczuć wyjątkowo, a zapowiada się najgorzej. Co byście zrobiły na moim miejscu?
Milena