Szanowna Redakcjo!
Chciałabym opisać swój problem, bo coś mi się wydaje, że nie tylko mnie się coś takiego przydarzyło. Mam 23 lata, jestem studentką i według niektórych nie powinnam się w ogóle odzywać. Bo jestem jeszcze smarkulą, która nic nie wie o życiu i tylko bez sensu się czepia. Mniej więcej coś takiego słyszę od własnej siostry i mamy, kiedy odważę się zwrócić uwagę. Nie chcą zrozumieć, że robię to z dobrego serca!
Chodzi o to, jak wychowywane są i karmione dzieci mojej starszej siostry. Ona ma 29 lat i jest matką dwójki „maluchów”. Tak się tylko mówi, bo małe to one były może przez pierwszy rok swojego życia, a potem działo się coraz gorzej. Widzę, jak z miesiąca na miesiąc mają coraz większą nadwagę i nikt nie chce nic z tym zrobić. Nikt nie odważy się tego skomentować, poza mną.
Boję się o nie, bo nic dobrego ich nie czeka. Grube dzieci mają przekichane w szkole, częściej chorują, trudniej im potem dojść do siebie.
Przykro mi to mówić, ale czasami myślę o swoich siostrzeńcach, że są tłuściochami, pulpetami. Bo jak inaczej to nazwać? Wielkie brzuchy, fałdy na rączkach i nóżkach, buzie jak księżyc w pełni. I kiedy bym ich nie widziała, to zawsze są przed, w trakcie albo tuż po jedzeniu. Mam wrażenie, że niezdrowe rzeczy są w nie dosłownie wpychane! Sama byłam świadkiem, jak nawet o nic nie prosiły, a siostra wróciła z zakupów z lodami dla nich i wielką paczką ciastek. Po prostu im to dała.
Czy takie dziecko odmówi? Nie, bo nie rozumie konsekwencji. Jak mu dają, to zawsze zje. Ale gdyby nie dawali, to jestem pewna, że one wcale by się tego nie domagały! To rodzice decydują za nich i spełniają zachcianki, które mają tylko i wyłącznie we własnych głowach. Może w ten sposób próbują się usprawiedliwić sami przed sobą, bo też się tak opychają?
Zapytałam kiedyś siostrę, co powiedział lekarz, jak była z dziećmi na badaniach kontrolnych. Usłyszałam, że mam się nie interesować...
Mój siostrzeniec ma 3 lata, a siostrzenica 5. Urodzili się jako zupełnie normalne dzieci zupełnie normalnych rodziców. Siostra raczej szczupła, jej mąż normalnie zbudowany, pociechy z prawidłową wagą. Ale potem coś się stało i cała rodzinka zaczęła się potwornie objadać. Siostra nie zrzucała kilogramów po kolejnych ciążach, a zamiast tego dalej tyła. Dogadzała też mężowi, więc on też bardzo napuchł.
Ich nawet by mi nie było żal, bo to dorośli ludzie i sami kiedyś zapłacą za swoją głupotę. Ale ich małe dzieci nie mają na tyle rozumu, żeby coś z tym zrobić. Kto ma ich obronić, jeśli nie ja? Problemu nie widzą ich rodzice, ani niestety moi. Mama mówi wręcz, że to normalne i wyglądają zdrowo. Ja to jestem chodząca skóra i kości, więc nie powinnam się w tym temacie wypowiadać.
Tylko, że ja to zawdzięczam dobrej przemianie materii i jem normalnie, a oni jedzą za dużo i stają się coraz bardziej otłuszczeni. Wątpię, czy kiedyś z tego wyjdą. To się może naprawdę źle skończyć!
To oznacza jedno – na pewno była mowa o ich nadwadze i diecie. Pewnie nakłamała lekarzowi, że dzieci jedzą normalnie i widocznie mają takie geny. Mnie takiego kitu wciskać nie może, więc po prostu nie rozmawiamy na ten temat. Ja próbuję, ale to jak rzucanie grochem o ścianę. Tylko jeszcze gorzej, bo nie dość, że nic jej nie rusza, to jeszcze przy okazji mnie obraża. Bo ja jestem za głupia, żeby wypowiadać się w takich kwestiach.
Nie mam dzieci, więc nie mam głosu. Ona jest supermamą, a otyłość pociech to nic takiego. Widocznie chce w to wierzyć, żeby się nie przyznać do swoich błędów. A popełnia je na każdym kroku. Podaje małym dzieciom takie samo jedzenie, jak sobie. Jakieś tłuste kotlety, ziemniaki polane tłuszczem, do tego kapusta też w tłuszczu. Oni w ogóle nie jedzą chudego mięsa, świeżych warzyw. Nawet owoce wyjadają z puszki, takie w zalewie, zamiast zjeść normalnie jabłko albo pochrupać marchewkę.
Kto normalny by na to spokojnie patrzył? Ja kocham te urwisy i chcę dla nich jak najlepiej.
Po prostu już nie wiem, co mogę zrobić. Gdybym chociaż miała wsparcie własnych rodziców... Ale oni też nie chcą widzieć problemu. Jak idą do wnuków to zawsze z czekoladowymi jajkami albo czymś podobnym. W efekcie te dzieci nic nie robią, tylko jedzą i trawią niezdrowe rzeczy. A tkanka tłuszczowa rośnie, rośnie, rośnie... Nawet nie wiem ile ważą, bo siostra to przede mną zataja.
To po urodzeniu ich tak jej odbiło, bo wcześniej sama dbała o siebie. Teraz roztyła się cała jej rodzina i udają szczęśliwych. Ciągle rozmawiają tylko o tym, co zjedzą, jak wrócą do domu albo czego brakuje im w lodówce. Ich hobby to oglądanie gazetek promocyjnych i zakreślanie rzeczy, które muszą kupić. Na jedzenie wydają chyba większość zarobionych pieniędzy i to niestety widać.
Ale co ja tam wiem... Mnie się nie wolno odzywać, bo się nie znam, a tak w ogóle to wkładam nos w nie swoje sprawy. Żal mi tych dzieci i nie wiem co dalej!
Ada