Witajcie...
Nie piszę tego listu, by kogoś zszokować. Wiem, jak mogę zostać potraktowana. Ale wierzę w to, że uda mi się komuś otworzyć oczy. Przecież takie dramaty rozgrywają się wszędzie, a świadkowie zazwyczaj milczą. Tak było z nami – każdy wiedział, co się dzieje w naszym domu, ale nikt nie zareagował, tak jak powinien. Nasłanie policji na mojego ojca, który zataczał się po mieście to żaden ratunek, bo trzeźwiał i wracał. Trzeba było coś zrobić, kiedy robił burdy w domu, na gorącym uczynku. Ja nie miałam siły i odwagi. Od mojej mamy nie mogłam tego oczekiwać, bo była strasznie nieszczęśliwa i uzależniona razem z nim.
Nie piła, nie stosowała przemocy, ale miała to wszystko na co dzień. Patrzyła, jak człowiek, którego kiedyś kochała, z dnia na dzień staje się coraz bardziej nieprzewidywalny. Wreszcie się do tego przyzwyczaiła i przestała marzyć o normalnym życiu. Szkoda, bo gdyby zakończyła ten koszmar kilka lat wcześniej, może ja i moja siostra byłybyśmy normalniejsze. On niszczył wszystkich, którzy byli obok niego. Teraz, kiedy go nie ma, możemy rozpocząć normalne życie. Trochę późno, ale musimy spróbować.
Miesiąc temu zmarł mój ojciec. Człowiek, któremu zawdzięczam życie i to, że życie przemieniło się w koszmar. Kiedy się o tym dowiedziałam, nie uroniłam nawet jednej łzy. Odetchnęłam, bo zrozumiałam, że dopiero teraz jestem wolna.
Coraz częściej zaczął przesiadywać przed blokiem z kolegami, innymi bezrobotnymi. Miał z kim pogadać, ale też się napić. Kiedyś nimi pogardzał, a teraz stali się dla niego najlepszymi przyjaciółmi. W końcu przeżyli to samo, co on. Zaczęły się pierwsze powroty do domu na bani i jeszcze gorsze awantury. Próbowałyśmy schodzić mu z drogi, ale wcale tego nie doceniał. Krzyczał, że zachowujemy się jak tchórzliwe szczury i on nas dopadnie. Wiele razy mu się udało, a wtedy mama musiała zamalowywać siniaki na twarzy makijażem, a ja i siostra ćwiczyłyśmy na WF-ie w długich dresach. Żeby nikt nie zauważył, bo to przecież straszny wstyd. Bardziej bolało nas to, że ktoś może sobie o nas pomyśleć, jak o patologicznej rodzinie, niż to, że naprawdę się nią staliśmy.
Nigdy nie znalazł sobie nowej pracy. Zaczął przepijać pensję mamy. Stał się coraz bardziej agresywny. Kiedy tylko mogłam, spędzałam czas poza domem. Udawałam szczęśliwą, bo musiałam się dopasować do reszty. Nikogo nigdy nie przyprowadziłam do mieszkania, bo sama brzydziłam się tym miejscem. Siostra wreszcie się stąd wyrwała, ale ja zostałam. Tak uzależnił od siebie mamę, że nie potrafiła nic z tym zrobić. Strach i wstyd to były jedyne uczucia, które trzymały naszą rodzinę razem.
Jeśli nie dla siebie, to dla innych. Ofiar przemocy psychicznej i fizycznej oraz świadków, którzy nie reagują. Rodzin, takich jak moja, są w Polsce tysiące. Nielicznym udaje się z tego wyjść i doczekać pomocy. Reszta męczy się przez całe życie, ale tyle dobrego, że my już nie musimy. Rozdział zamknięty. Czy aby na pewno? Tak tylko mówię, ale wiem, że wspomnienia pozostaną na zawsze. Strach, upokorzenie i niepewność jutra też. Ostatnio miałam straszny sen i następnego dnia pobiegłam na cmentarz, żeby się upewnić, czy na pewno jestem bezpieczna. Jego grób jest gwarancją tego, że tak.
Odwiedzanie go na cmentarzu jest dziwnym przeżyciem. W końcu mam świadomość, że zmarł i leży gdzieś tam pod ziemią. Powinnam się wzruszyć, a uśmiecham się, jak jakaś głupia. Może kiedyś spróbuję mu wybaczyć, bo nie warto mieć wrogów po tamtej stronie. Na razie jest na to zdecydowanie za wcześnie. Niektórzy składali mi kondolencje, a ja potrafiłam odpowiedzieć „daj spokój, nic się nie stało”. Dziwnie na mnie patrzyli.
Teraz też dziwnie patrzą, kiedy widzą, jak z dnia na dzień nabieram pewności siebie, staję się coraz bardziej otwarta, potrafię się cieszyć, mam plany na przyszłość. Moja mama też kwitnie. Tego nikt nam już nie odbierze!
Ojciec zawsze miał w sobie coś groźnego. Pierwszych 10 lat mojego życia to dziwny czas. Niby normalna rodzina, pracujący rodzice, beztroskie dzieci, ale coś tu nie grało. Bardzo łatwo się denerwował. Potrafił obudzić nas wrzaskiem, bo podłoga w kuchni była niedomyta, bo ptak mu narobił na samochód, bo zaspał i nikt go nie obudził. Byłam jeszcze mała, a wymagał, żebym zachowywała się tak poważnie, jak mama. Żadnych głupich śmiechów i zabaw, bo on nie ma ochoty tego słuchać. Rzeczywiście, mama mogła być dla mnie wzorem, bo nie pamiętam, żeby kiedykolwiek była rozluźniona i radosna.
Wiele razy mnie uderzył, ale tłumaczył, że to tylko wychowawczy klaps. Nie wiem, czy można tak nazwać uderzanie po nerkach z otwartej pięści albo szarpanie za włosy. Kiedy się zdenerwował, nikt nie był w stanie go zatrzymać. Nie przejmował się nawet tym, że dostawałam histerii i przestawałam na chwilę oddychać. Przebłyski z dzieciństwa to też kopanie mojej mamy, rzucanie w nią czym popadnie i straszne obelgi w kierunku mojej siostry. W domu nigdy nie było spokojnie.
Pamiętam też dzień, kiedy wrócił z pracy i okazało się, że nie ma już gdzie wracać. To była oczywiście nasza wina. Przez nas chodzi znerwicowany i dlatego zawalił kilka rzeczy. Trafił na bezrobocie i nie zmienił tego aż do swojej śmierci.
Wiele razy słyszałam pocieszenia typu „ciesz się, że przynajmniej masz ojca, bo niektórzy wychowują się w niepełnych rodzinach”. Coś takiego może powiedzieć tylko osoba, która nie ma pojęcia o tym, co dzieje się w czterech ścianach. To nie był tatuś, który słuchał i wspierał. To nie ktoś, kto wychowuje i daje wsparcie. To coraz bardziej nabrzmiały wrzód, który trzeba było wyciąć, ale nikt nie miał na to odwagi. Wreszcie sprawa rozwiązała się sama i uznaję to za jeden z najszczęśliwszych dni w moim życiu. Koniec tej strasznej niepewności, co złego wydarzy się jutro. Dzisiaj mnie, mojej mamie i siostrze nie grozi już nic.
Mogę sobie wyobrazić, jak inni mogą na to zareagować. Przecież to twój ojciec, a już na pewno człowiek. Każdy musi mieć szansę się zmienić i każdy zasługuje na życie. Kiedyś też w to wierzyłam, ale nasza rodzinna tragedia trwała już zbyt długo. Nie było możliwości przemiany. Nie w jego w przypadku. Chociaż uważam się za osobę wierzącą, jestem zdania że należała mu się śmierć. Po to, by nie krzywdził nas i sam przestał się z tym wszystkim męczyć. To było dla nas i dla niego wybawienie. Najlepsza rzecz, jaką mógł zrobić.
Samo mówienie o nim „mój ojciec”, to dla mnie problem. Jeśli uznać, że ojcem jest mąż matki i dawca nasienia, dzięki któremu powstały dzieci, to może tak. Ale dla mnie to ktoś więcej. Widzę rodziny moich znajomych i wiem, jak może to wyglądać. Niestety, mnie spotkało coś zupełnie innego. Czułam i dalej czuję do niego taką niechęć, że nawet w tym momencie się wkurzam. W końcu marnuję czas i energię na rozpisywanie się o tym człowieku. Tylko mam nadzieję, że warto to zrobić.
Cieszę się, że go nie ma. Żałuję, że był tak długo obok nas. Wolałabym, żeby żył sobie gdzieś daleko na własnych zasadach, ale skoro tak się nie dało, to lepiej, że tak to się skończyło. Śmierć jest zawsze tragedią, ale same widzicie, że czasami daje też nadzieję.
Dziwnie się czuję z takimi myślami, ale mam nadzieję, że nikt mnie nie będzie próbował osądzać. Tylko ja wiem, jakim on był człowiekiem i jak wyglądało nasze całe dotychczasowe życie. Żegnaj tato, mam nadzieję, że do czasu kolejnego spotkania wyzdrowiejesz i będziesz miał odwagę nas przeprosić.
Sandra
Oszczędzę szczegółów, ale dużo się wycierpiałyśmy. Mniejsza z tym, że zniszczył życie sobie. Skrzywdził też nas. Jego nie ma, a my musimy nauczyć się żyć w nowych okolicznościach. To nie jest łatwe, ale nareszcie uwierzyłam, że coś może z tego wyjść.
Ojciec zginął w najgłupszy możliwy sposób. Nie z przepicia, ale bardziej tragicznie. Sam jest sobie winien. Nigdy nie pozwolę na obarczenie winą mojej mamy, bo to ona była największą jego ofiarą. Kiedy siostra się dowiedziała, przyszła do nas. W normalnej rodzinie byłby płacz i wspominanie, a ona objęła nas w inny sposób. Jakoś tak radośnie. Ten jeden uścisk dał mi nadzieję, że będzie lepiej, bo gorzej już nie może.