Szanowna Redakcjo, Czytelniczki, Maturzystki...
W tym roku zdaję maturę, a kiedy to piszę, pozostało mi do niej zaledwie kilka dni. Powinnam wariować ze strachu, a jestem bardzo spokojna. Wiecie dlaczego? Bo w przeciwieństwie do niektórych, nie udawałam, że jej nie będzie, że mam mnóstwo czasu i jakoś to będzie. Wiedziałam, że sama się nie zda i traktowałam ten temat bardzo poważnie od pierwszej klasy liceum. Zaraz pewnie zostanę nazwana kujonką i dziwakiem, ale zobaczymy, kto się będzie śmiał ostatni...
Może jestem zbyt dojrzała, jak na swój wiek, ale już wtedy mniej więcej wiedziałam, na czym muszę się najbardziej skupić. Marzyły mi się studia medyczne, więc nie mogłam pójść na łatwiznę i zdawać geografię lub wiedzę o społeczeństwie. Padło m.in. na biologię, która jest bardzo wymagająca. Zwłaszcza na poziomie rozszerzonym. Co w tym czasie robili moi znajomi z klasy? Nic... Kompletna pustka i kiedy pytałam, co planują, zawsze odpowiadali „zobaczy się”.
Tak „zobaczyli”, że dzisiaj są kłębkami nerwów. Szkoda, że nie pomyśleli o tym wcześniej. Mam wrażenie, że moi rówieśnicy traktują maturę na dwa sposoby – albo zupełnie ją olewają, bo w końcu jakoś się prześlizgną, albo zaczynają się mocno uczyć na miesiąc przed egzaminami. Jeśli ktoś tak do tego podchodzi, to nic z tego nie będzie.
To jest jak najbardziej sprawiedliwe. Dobrze wiem, czym ona się zajmowała przez 3 lata liceum i na pewno nie była to nauka i przygotowania do matury. Zawsze miała czas na kawę po szkole, piwko wieczorem, chłopaków, wyjazdy na weekendy itd. Ja sobie musiałam tego odmawiać, bo jakimś cudem potrafię łączyć fakty – nie nauczę się, nie zdam, będę miała pretensje do siebie. Tylko wiem, jak to się skończy w jej przypadku i wielu innych osób. Zaraz się okaże, że to wina reformy edukacji, ministra, nauczycieli, kiepskiej szkoły...
Spoko, nie uczcie się, olewajcie wszystko i na koniec oblejcie maturę, ale proszę o jedno – nie mówcie, żezawinili wszyscy, tylko nie Wy. Wiem, że to najłatwiejsze wytłumaczenie, ale nie jest prawdziwe. Jeśli matura dopiero przed Wami, to polecam wziąć ze mnie przykład. Śpię sobie teraz jak dziecko, jestem pewna siebie, mam wystarczającą wiedzę i wiem, że wszystko będzie dobrze.
Da się? Da!
Natalia
W moim przypadku było inaczej, bo tak jak wspominałam, od początku wiedziałam, czego chcę. I co po prostu muszę umieć, żeby się potem nie zbłaźnić. Bardzo przykładałam się do lekcji, a dodatkowo brałam udział w zajęciach nieobowiązkowych. Wiem, że nie są organizowane w każdej szkole, ale kto powiedział, że nie można tego zrobić na prywatnych zajęciach? Albo samemu siedząc nad książką, kiedy inni wolą marnować czas na głupoty. Ja tak robiłam i to wcale nie było takie proste.
Zawsze znajdzie się powód, żeby rzucić podręcznikami i zająć się czymś bardziej przyjemnym. Ja też miałam takie pokusy i kilka razy się złamałam. Ale przez pozostałe dni siedziałam nad teorią, ćwiczyłam zadania i efekt jest taki, że dzisiaj nie muszę brać tabletek uspokajających. Moi znajomi od kilku tygodni nie śpią, tylko udają wielkich naukowców. Kują całymi nocami i nawet im w to wierzę. Ze strachu robi się różne dziwne rzeczy.
Ja wejdę na każdy kolejny egzamin spokojna, a oni bladzi, zmęczeni i przestraszeni. Wiadomo, kto sobie lepiej poradzi.
Mam złą wiadomość dla leni – to się nie uda.
Nie mogę udawać, że nic mnie to nie kosztowało. Wiele razy słyszałam od wyluzowanych znajomych z klasy, że jestem sztywniakiem. Nie chodzi o to, że jestem małomówna, nie lubię się bawić i nie da się ze mną normalnie porozmawiać. Problemem było to, że nie bałam się przyznać, że zależy mi na wynikach w nauce. Niektórzy z nich dzisiaj mi zazdroszczą takiego podejścia, bo nie mogą się już ratować głupim uśmieszkiem. Zaraz wyjdzie na jaw, co każdy z nas ma w głowie.
Dlatego mam radę dla wszystkich młodszych osób, które matura dopiero czeka za rok czy dwa. Weźcie się do roboty, zanim nie będzie za późno. Nie przejmujcie się głupkami, którzy będą Was wyśmiewać. Naprawdę lepiej sobie kilka razy odmówić wyjścia z koleżanką albo bezsensownej imprezy, żeby później na luzie zdać maturę i być spokojnym o przyszłość. Nie chciałabym być w skórze tych, którzy myślą inaczej. Najpierw psychoza na kilka dni przez egzaminami, potem w trakcie, a na koniec długie tygodnie niepewności.
Ja zdam, co trzeba i mogę rozpoczynać wakacje. Później tylko złożyć papiery, czekać na decyzję i po wszystkim. Nie rozumiem ludzi, którzy nie potrafili tego przewidzieć. Wiedzieli, co ich czeka, ale udawali, że to nic takiego, jeszcze mają czas. Tegoroczni maturzyści już nie mają, więc jeśli wcześniej się obijałaś, to teraz naprawdę nie pozostaje nic innego, jak zgrzytanie zębami, płacz i modlitwa o cud. Takim osobom raz się udało, kiedy wprowadzono amnestię i można było przejść dalej z oblanym jednym przedmiotem, ale to się już nie powtórzy.
A nawet jeśli, to naprawdę wstyd nie zaliczyć nawet tych marnych 30 procent. Nie wiem, jak to działa, ale chyba wystarczy chodzić do szkoły i po prostu słuchać, żeby dostać przynajmniej połowę punktów.
Ja rozpoczynam maturę z konkretnymi oczekiwaniami. Założyłam sobie np., że z biologii rozszerzonej dostanę przynajmniej 85-90 procent. Jeśli będzie to, czego się spodziewam, to może być więcej. Oni modlą się o przekroczenie 30 procent... W takim razie, po co w ogóle podchodzić do egzaminu? Żeby mieć przynajmniej średnie wykształcenie? Przecież to nic dzisiaj nie znaczy. Można było przewidzieć, że na studia z takim wynikiem nie ma nawet co startować.
Koleżanka powiedziała mi niedawno, że chciałaby być teraz na moim miejscu. „Ty masz dobrze, bo wszystko spokojnie zdasz, a ja muszę się stresować. To niesprawiedliwe”. Słucham?!
Ale oczywiście młodzi ludzie mają inne ważne sprawy na głowie, niż słuchanie nauczycieli. Oni przecież chcą nas gnębić, na pewno im nie zależy na naszym dobru. To dziwne, że tak się o nich myśli. Jakimś cudem ja tak tego nie odbierałam, tylko robiłam wszystko, żeby pozostało mi w głowie jak najwięcej. Pewnie dlatego, że się uczyłam, a nie z góry krytykowałam wszystko i wszystkich. Najgorsze rzeczy do powiedzenia o szkole i nauczycielach mają zawsze ci, którzy po prostu niewiele wiedzą.
Dostałam jedynkę? Wytłumaczeń jest sporo – nauczyciel się uwziął, za dużo wymaga, nie wytłumaczył tematu, jest zwykłą świnią, wymaga powtarzania regułek, a nie myślenia itd. Nigdy nie usłyszałam od żadnej koleżanki i kolegi, że to sprawiedliwa ocena. No to pytam, ile czasu poświęcili na naukę i okazuje się, że prawie nic... Może łaskawie spojrzeli do zeszytu na przerwie przed sprawdzianem. Potem im się wydaje, że w taki sam sposób zdadzą maturę.