Cześć,
z tej strony Wojtek i chciałem trochę ponarzekać na dziewczyny. Oczywiście nie na wszystkie, ale tak się składa, że te najbardziej mnie interesujące mają najwięcej na sumieniu. Ja jestem prosty chłopak i wygląd jest dla mnie dosyć istotny. Kiedy myślę sobie o ideale, to widzę szczupłą kobietę z fajnymi kształtami, ale też taką, z którą można się dogadać. Nic mnie tak nie denerwuje, jak ciągłe narzekanie i szukanie dziury w całym. Żebym mógł się z nią związać, to powinna być swojska i bez nadęcia. O to jest niestety coraz trudniej i właśnie dlatego postanowiłem napisać.
Nie jestem typem podrywacza, któremu zależy na ilości zdobytych kobiet. Najchętniej stworzyłbym stały związek i przestał wreszcie szukać. Takie szukanie dla samego szukania mnie nie bawi, a z wiekiem wręcz denerwuje. Mam 26 lat, za rok czy dwa wypadałoby wziąć ślub i w okolicach trzydziestki mieć już dziecko. Coraz mniej wierzę, że to się uda. Tak sobie kiedyś wymarzyłem, ale rzeczywistość trochę mnie przerasta. Jak któraś mi się podoba wizualnie, to charakter już nie. Jak dobrze się przy niej czuję, to nie pasuje mi coś w wyglądzie...
Thinkstock
Wspominam o konkretnej osobie, ale coś mi się wydaje, że tak jest zawsze. Poprzednie związki prowadziły dokładnie do tych samych wniosków. Jak już kobieta jest ładna, to z automatu nie da się z nią dogadać. Nawet mama mnie wiele razy pytała „czemu ona jest taka dziwna?”. Mamo, nie wiem. I to jest mój największy problem. Coraz częściej myślę, że muszę wybierać między wyglądem i fajnym charakterem, bo razem nigdy nie występują. A jak skupiam się na osobowości, to też dochodzę do wniosku, że to nie jest dziewczyna dla mnie. Mam jakąś blokadę i chociaż czasami mnie kusi, to z mniej idealną partnerką też sobie życia nie wyobrażam.
Mam na myśli dziewczynę, która może waży trochę więcej i w konkursie miss raczej szans by nie miała. Takich jest sporo, nawet większość i dziwnym trafem one zazwyczaj są o wiele fajniejsze w odbiorze. Mam takie koleżanki i z nimi naprawdę można pożartować, porozmawiać i czuć się swobodnie. Pewnie mają kompleksy, bo każda chciałaby wyglądać jak modelka, ale na co dzień o tym zapominają. Cieszą się życiem i lubią ludzi. Te chude i perfekcyjne chyba nie do końca, skoro nawet siebie do końca nie akceptują...
Thinkstock
Zdaję sobie sprawę, że oczekuję niemożliwego, bo marzy mi się dziewczyna ładna i fajna. Nie mówię, że takich na pewno nie ma, ale dlaczego jeszcze na kogoś takiego nie trafiłem? Do tej pory musiałem wybierać – albo to, albo tamto. Na związek z pulchniejszą się nie zdecydowałem i wiem, że to nie najlepiej o mnie świadczy. Ja też widocznie się przejmuję tym, co ludzie powiedzą. Świat jest okrutny i zaraz by było gadanie, że Wojtek ma dziewczynę większą od siebie. Łatwo się mówi, żeby tego nie słuchać i być szczęśliwym. Chciałbym, ale nie potrafię.
Chociaż prawda jest taka, że jak w najbliższej przyszłości nic z tego nie wyjdzie, to chyba się przełamię. Bo ile można czekać na ideał? Mam wokół siebie sporo pięknych kobiet, które tylko potwierdzają moje zdanie na ich temat. Zero energii życiowej, spontaniczności i pozytywnego nastawienia. Chodzą ze skwaszonymi minami, bo chciałaby być jeszcze lepsze. A wystarczyłoby spuścić trochę z tonu i od razu byłoby lepiej. W to niestety już nie wierzę.
Thinkstock
Powinny się uczyć od większych dziewczyn, które aż zarażają wrodzonym luzem. Z nimi można pogadać, wyjść gdzieś bez godzin przygotowań, powygłupiać się. Te szczuplejsze są za bardzo zajęte szukaniem dziury w całym. Przykro to mówić, ale do związku raczej się nie nadają. Wiem, że w tym wszystkim jest też trochę mojej winy. Wygląd to nie wszystko i powinienem stawiać na charakter dziewczyny. Tylko jest we mnie jakaś blokada, co ludzie powiedzą...
Ponarzekałem, ale nie chodzi mi o obrażenie kogokolwiek. Chciałbym tylko zrozumieć, z czego to wynika. Dlaczego jak dziewczyna jest ładna i szczupła, to zazwyczaj nie da się z nią normalnie rozmawiać? Dlaczego ma mniej pewności siebie od tej większej, którą pewnie w życiu spotkało więcej przykrości?
Wojtek
Thinkstock
Tak jak wspominałem, nie jestem zbyt skomplikowany. Lubię ładne kobiety, ale nie zależy mi tylko na ich podziwianiu. Byłoby super, gdyby to szło w parze z wnętrzem. Mam na myśli dziewczynę, która lubi siebie, można z nią o wszystkim porozmawiać, nie obraża się o byle co, ma dystans do świata i nie zachowuje się tak, jakby przed chwilą połknęła kij. A to się niestety rzadko zdarza, bo jeśli już dobrze wygląda, to charakter ma straszny. Albo odwrotnie. Przeżyłem to na własnej skórze, więc naprawdę wiem o czym mówię. Wiem, że ideały nie istnieją, ale gdyby którejś udało się chociaż do niego zbliżyć...
Byłem w 2 związkach, które wydawały się super. Do tego jeszcze jakieś przelotne znajomości. Za każdym razem kończyło się moim rozczarowaniem. Nie wydaje mi się, żebym miał nierealne oczekiwania. We wrodzonego pecha też nie wierzę. Może kobiety po prostu się zmieniły i taki fajny miks urody z osobowością nie jest już możliwy? Każda znajomość ze szczupłą i obiektywnie ładną dziewczyną kończyła się na tym, że ona była zajęta sobą, a dla mnie nie było już w tym miejsca. A nawet jak się starała, to tak mnie denerwowała, że wolałem znowu być singlem, niż się męczyć. Co się z Wami dzieje?
Thinkstock
Piękne kobiety w ogóle nie mają dystansu do siebie. Wiedzą, że się podobają, ale i tak ciągle szukają dziury w całym. Moja ostatnia partnerka kilkadziesiąt razy dziennie spoglądała w lustro, ciągle liczyła kalorie, potrafiła odmówić wyjścia, bo włosy jej się źle układały albo nie mogła się zdecydować na odpowiedni strój. To był chodzący kłębek nerwów i kompleksów. Zdawała sobie sprawę ze swoich warunków, ale i tak chciała być jeszcze lepsza. Przejmowała się tym, co powiedzą obcy ludzie, a moim zapewnieniom zupełnie nie wierzyła. Ile razy można jej wmawiać, że jest cudowna i powinna się wyluzować?
W sumie to była też strasznie nudna i monotematyczna. Nie ona jedna, bo wszystkie z jej „gatunku” tak się zachowywały. Zawsze chciała wszystko, co najlepsze, normalność ją brzydziła, ciągle chciała się pokazać z najlepszej strony. Doceniam te starania, ale na dłuższą metę tak się nie da. Czasami marzyłem, żebyśmy wyszli razem na spacer, ona nie malowałaby się godzinę i nie wybierała kreacji. Według mnie z naturalną buzią i w byle dresach wyglądała nawet lepiej, niż po kilku godzinach upiększania się.