Szanowna Redakcjo...
Zawsze mi się wydawało, że narzekanie na młodych ludzi to tylko takie gadanie. Starsi się uwzięli, a tak naprawdę w naszym wieku robili dokładnie to samo. Jeśli nawet nie zachowywali się gorzej. Ale teraz udają takich świętych, bo inaczej nie wypada. Może czasami przesadzają, ale teraz widzę, że mają w tym dużo racji. Dzisiejsi nastolatkowie są coraz gorsi i głupsi. Taka jest prawda i mówię to też o sobie. Kiedyś w wieku 14 lat dziewczyna marzyła o pierwszym chłopaku, nieśmiało wyobrażała sobie pierwszy pocałunek, a teraz... Jeśli przed ukończeniem gimnazjum nie ma za sobą pierwszego razu, to uważana jest za jakąś dziwną. A nawet jeśli się do tego nie przyzna, to sama tak o sobie myśli. Wiem, co mówię.
Jestem otwartą na świat dziewczyną. Nigdy nie miałam jakichś strasznych kompleksów, nie wstydziłam się innych ludzi, zawsze można ze mną pogadać, powygłupiać się. I po co mi to wszystko? Przy okazji rodzice wychowali mnie w ten sposób, że długo nawet nie myślałam o chłopakach w inny sposób, niż o kolegach. Tylko raz miałam odwagę się z kimś „związać”, ale to było na koloniach i trwało jakieś 10 dni... Potem powrót do domu i znowu nic z tego nie wychodziło.
Teraz się tego wstydzę, bo wszyscy wokół są tak bardzo doświadczeni, a ja nie wiem nic o życiu. Nie wiem, czy tak jest naprawdę, ale chyba jestem ostatnią dziewicą w klasie, szkole, na osiedlu.
Mam nadzieję, że nie zostanę źle zrozumiana. Nie żalę się na to, że nikt mnie nie chce tknąć nawet kijem. Wydaje mi się, że to wszystko siedzi gdzieś we mnie. Gdybym potrafiła inaczej się sprzedać, to chętnych by nie brakowało.
Tyle dobrego, że teraz jestem zajęta maturą i nie myślę o tym non stop, ale ten problem wreszcie wróci. A jeśli jakimś cudem kogoś poznam i on dowie się, że nie mam żadnego doświadczenia, to chyba ucieknie. To nie jest normalne i dobrze o tym wiem.
Gabrysia
Przejmuję się tym, chociaż zawsze myślałam inaczej. Wydawało mi się, że wstydzić powinni się ci, którzy robią głupstwa. A ja taka porządna, ułożona, odpowiedzialna. Chyba to mnie zgubiło, bo z kimś takim nikt nie chce się zadawać. Pewnie chłopcy boją się do mnie nawet zbliżać, bo wiedzą, że nic z tego nie będzie. A gdyby się nawet wydarzyło, to pewnie poskarżyłabym się rodzicom, że kolega mnie napastuje.
Miałam taką sytuację kiedyś, więc wiem o czym mówię. Coś mnie poniosło na osiemnastce u kolegi i kiedy wszyscy byli już mocno wstawieni, to ja zaczęłam się do niego dobierać... Nie trwało to dłużej, niż kilka minut, bo on uznał, że robię sobie żarty, albo procenty tak rzuciły mi się na mózg, że nie wiem co robię. Po wszystkim trzymałam się tej drugiej wersji. W końcu to on mnie odrzucił, więc nie było sensu się wygłupiać.
Tak jest zawsze i chyba zawsze będzie. Nikt nie traktuje mnie poważnie. Nie wiem z czego to wynika, ale mam wizerunek dziewczyny, której lepiej nie dotykać, bo stanie się coś złego. A wolałabym mieć to wszystko za sobą... Może wreszcie bym wyluzowała i coś by z tego było. Nawet z dobrymi koleżankami nie chce mi się już rozmawiać, bo zawsze pojawia się temat chłopaków, a ja nie mam kompletnie nic do powiedzenia w tym temacie...
Myślałam, że może studniówka coś tu zmieni. To znaczy – naiwnie wierzyłam, bo sytuacja nie była dobra. Impreza zbliżała się coraz bardziej, a ja dalej sama i mało brakowało, a tańczyłabym poloneza z powietrzem. Albo jakimś obleśnym nauczycielem. Pomogła mi koleżanka, która namówiła swojego starszego brata. Nie znałam go zbyt dobrze, ale stwierdziłam, że lepsze coś, niż nic. Fajnie wygląda, dobrze się z nim rozmawia, nie ma do mnie uprzedzeń. Naprawdę wszystko przemawiało za tym, że moje życie się zmieni.
Skończyło się na tym, że posiedzieliśmy razem przy stoliku, kilka razy zatańczyliśmy i tyle go widziałam. Może nawet mnie polubił, ale chyba bardziej potraktował to jako „robotę” do wykonania. Poszedł ze mną, nie musiałam chociaż raz się niczego wstydzić i tyle. Do dzisiaj nie wiem, czy to ja działam tak odpychająco, czy siostra mu czegoś na mój temat nie naopowiadała... A jak o mnie mowa, to zawsze pojawiają się określenia, że grzeczna, ułożona i pewnie jeszcze cnotka. To tylko tak wygląda, bo w głowie aż się kłębi od brzydkich myśli.
Mówi się, że chłopcy lubią takie niewinne, ale to chyba jednak bzdura. Takich najbardziej się boją.
Jedna koleżanka jest ze swoim chłopakiem od 4 lat! Nawet coś się mówi o zaręczynach po maturze. Ze ślubem pewnie zaczekają, ale przynajmniej kogoś ma i nie musi bać się o przyszłość. Inna zmienia chłopaków co miesiąc i to też nie musi być wcale taka zła sytuacja. Ma powodzenie, to z niego korzysta. Inne związki trwają, rozlatują się. Znajomi się schodzą, rozchodzą, ale przynajmniej coś się dzieje. Mnie już nawet nikt nie pyta, jak tam moje „sprawy uczuciowe”.
Nawet mama, która kiedyś nie spała po nocach, bo bała się, że zajdę w nieplanowaną ciążę, już nie porusza tego tematu. Nasłuchała się na temat nastolatków, więc dostała jakiejś obsesji. Szybko jej przeszło, bo ona też wie, że nie mam z tym nic wspólnego. Wszyscy wiedzą, że kończę liceum jako ostatnia dziewica w towarzystwie i to się pewnie nie zmieni przez najbliższe lata.
Usłyszałam, że „przynajmniej się szanuję”. Przecież tu nie chodzi o żadne szanowanie się. Gdybym mogła, to zmieniłabym to w pierwszym lepszym momencie. Mam szczerze dosyć tego piętna nietykalnej dziewczyny, do której lepiej nie podchodzić.
Czasami sobie myślę, że najlepiej byłoby się upić w jakimś klubie i czekać, aż ktoś równie pijany się mną zainteresuje. Oczywiście nie chciałabym, żeby tak to wyglądało, ale w moim przypadku chyba inaczej się nie da. Nie mam odwagi, żeby na trzeźwo przymilać się do chłopaków, albo świecić dekoltem, żeby ktoś wreszcie na mnie spojrzał. Inne dziewczyny wiedzą, kiedy mrugnąć okiem i w ogóle. Ja stoję jak słup. Ale gdzie mam się tego nauczyć, skoro nie mam żadnych doświadczeń?
Na szczęście jeszcze nikt nie życzył mi, żebym „wreszcie sobie kogoś znalazła”. Sama sobie tego życzę. To najwyższa pora, żeby cokolwiek się zaczęło dziać w moim życiu. Na razie tylko szkoła, dom, nauka i spać. Znalazłabym spokojnie czas na przyjemności, ale z kim? A potem czytam statystyki, że przeciętna 14-latka ma za sobą pierwszy raz, a 16-latki mają więcej doświadczenia, niż chyba moja własna matka...
Tu nie chodzi o to, że chciałabym się puszczać i mieć opinię lolity. Marzę tylko o tym, żeby cokolwiek przeżyć. Na razie o bliskości z chłopakiem mogę sobie poczytać, albo posłuchać koleżanek. To mnie dobija.
Nie jestem brzydka, garbata, a do tego głupia, ale stwarzam wrażenie niedostępnej. To jest chyba mój największy problem. Próbuję się otworzyć jeszcze bardziej, ale co mi to daje? Pewnie jak się tak głupio uśmiecham i zagaduję, to inni myślą sobie o mnie jak o jakiejś pozerce. Nie mam tego w sobie, muszę udawać i tak to się kończy. 19-latka, która spędza noce z misiem. Katastrofa.