Droga Redakcjo,
Piszę do Was, ponieważ mam ogromny problem, przez który moje życie jest koszmarem. Jestem brzydka. I uwierzcie, próbowałam już wszystkiego. Każdej możliwej fryzury, makijażu, ciuchów, pielęgnacji... Ale nic nie jest w stanie poprawić mojego wyglądu. Po prostu taka już się urodziłam.
Mam okropnie brzydkie rysy twarzy i specyficzną budowę ciała, której nie da się zmienić ćwiczeniami. Mam 20 lat, a czuję się jak styrana życiem 80-latka. Wszystkie dziewczyny wokół mnie są śliczne, umawiają się z chłopakami na randki, podróżują, imprezują... Ja siedzę głównie w domu, na szczęście pracuję przy komputerze, więc nie muszę spotykać się za dużo z ludźmi. Ale czasem jest to konieczne.
Nie mam przyjaciół poza kuzynką, która niby jest miła i kochana, ale czuję, że lubi ze mną przebywać, bo przy mnie może błyszczeć. Parę razy skusiłam się na imprezę z nią i do tej pory żałuję. Wszyscy faceci totalnie mnie olewali albo, co gorsza, mówili jakieś niemiłe rzeczy. Kiedy jakiś podszedł, żeby zagadać moją kuzynkę i gdy dowiedział się, że jesteśmy spokrewnione, rzekł: A myślałem, że uroda zostaje w rodzinie, widać któraś z Was musiała być adoptowana, po czym zarechotał z zadowoleniem.
Takie uwagi słyszę na każdym kroku. Pasztet, paskudny ryj, potwora, brzydula - to niektóre z epitetów, jakimi jestem częstowana. Najbardziej mi przykro, kiedy spodoba mi się jakiś chłopak, a on totalnie nie zwraca na mnie uwagi. Ale apogeum nastąpiło ostatnio.
Poznałam Rafała na kursie informatycznym. Nie był jakimś super przystojniakiem, ale to mi się w nim spodobało, bo poczułam, że może mam szansę. Zakolegowaliśmy się, czasem bywałam u niego w domu na jakimś filmie czy coś. Do żadnych pocałunków czy seksu nie doszło. Był bardzo miły. Po paru tygodniach pochwalił mi się nową dziewczyną - śliczną jak z okładki, długonogą blondynką, która obrzuciła mnie krytycznym spojrzeniem, choć udawała miłą. Poczułam się, jakby ktoś mnie uderzył.
On chyba zobaczył, że coś jest nie tak, bo potem spytał, czy mnie w jakiś sposób dotknęło to, że poznał Magdę. Kiedy nic nie odpowiedziałam, on wyjaśnił: Kasiu, przecież ja od początku traktowałem Cię tylko jak koleżankę. Wiesz, żeby się zakochać to trzeba poczuć też fizyczne pożądanie, a ja tego nie czułem, sorry.
Od tego czasu jestem już totalnie zdołowana. Czuje, że może mam depresję, ale wiem, że żaden psycholog tu nie pomoże, bo jedynie operacja plastyczna może dałaby jakiś efekt, a na to mnie nie stać. Poza tym nie wydaje mi się, by to zmieniło mnie w piękną seksbombę.
Uff, wyżaliłam się... Trochę mi lżej. Nie wiem czego oczekuję, może któraś z Was jest w podobnej sytuacji?
Pozdrawiam,
Kasia
Na Wasze listy czekamy pod adresem redakcja(at)papilot.pl.