Znacie to uczucie, kiedy kogoś bardzo kochacie, ale macie go już serdecznie dość? Nigdy wcześniej nie miałam podobnych myśli. Wszystko zmieniło się w ostatnich 2 latach, kiedy wyszło na jaw, czego tak naprawdę ode mnie chcą. Jestem żoną, matką i babcią, a przy okazji strasznie zmęczoną kobietą. Chciałabym wreszcie wypocząć i przestać żyć wyłącznie dla innych.
To niestety jest bardzo trudne, bo najbliższa rodzina uważa za normalne, żeby mnie angażować w swoje sprawy non stop. Praktycznie nie ma dnia, żeby nie stawiali przede mną jakichś zadań. Nawet nie pytają, czy mi to pasuje i czy nie mam innych planów. Po prostu informują, że jestem potrzebna w tych i tych godzinach. Czy ja jestem już ich niewolnicą?
Nie mam 20 lat, swoje przeżyłam, całe życie pracowałam, wychowywałam dzieci i dbałam o dom. Czy to nie czas, żeby trochę zwolnić? Zostałam wbrew swojej woli bezpłatną opiekunką i dziewczynką na posyłki.
fot. Thinkstock
Tym bardziej, że to pewnie nie koniec. Prędzej czy później u syna lub córki pojawi się kolejne dziecko i co wtedy? Jak teraz się nie zbuntuję, to jestem urządzona. Już nawet nie będą pytać.
Wydaje mi się, że moje rozumowanie jest rozsądne. Swoje zrobiłam, napracowałam się, pomogłam w najtrudniejszym czasie i teraz powinnam mieć czas dla siebie. Ale gdzieś w głębi serca jest strach, że to wszystko na nic. Jak teraz się wycofam, to rozczarowane dzieci się ode mnie odsuną. Wyjdę na złą matkę i jeszcze gorszą babcię. To jest paskudna sytuacja, z którą musi sobie radzić wiele kobiet w Polsce. U nas jest czymś normalnym, żeby angażować matkę w wychowywanie swoich dzieci. A ona ma obowiązek się zgodzić.
Młodzi ludzie u nas w kraju nie są wcale zaradni. Ale dlaczego ja mam z tego powodu cierpieć?
Barbara
fot. Thinkstock
Na wcześniejszą emeryturę przeszłam 2 lata temu, kiedy urodził się mój pierwszy wnuk. To dziecko syna i jego żony. Świetnie się złożyło i sama pomyślałam, że im pomogę. Miałam od czasu do czasu zajmować się małym i byłam przekonana, że będzie to dla mnie czysta przyjemność. I była, ale do momentu, kiedy to wszystko działo się na moich warunkach. Potem reguły gry się zmieniły.
Synowa zaczęła wspominać, że wróciłaby już do pracy, ale jej rodzice nadal pracują, do żłobka trudno się dostać, prywatny jest strasznie drogi. Nie wiedziałam co powiedzieć, więc wmawiałam im, że jakoś sobie poradzą. Miałam nadzieję, że tak będzie. Wreszcie przyszli do mnie z oficjalną prośbą, żebym przez jakiś czas się nim zajęła.
Nie było mi do śmiechu, bo opieka nad takim maleństwem jest trudnym zadaniem. No, ale babci nie wypada odmówić.
fot. Thinkstock
Zgodziłam się i naiwnie myślałam, że to przejściowe. W efekcie siedziałam z nim w domu przez rok i praktycznie nigdy nie usłyszałam dziękuję. Jasne – byli wdzięczni, bo ułatwiałam im życie, ale nigdy nie przyszło im do głowy, żeby mnie trochę odciążyć. Zaangażować rodziców synowej, może pomyśleć o opiekunce, postarać się o miejsce w żłobku. Im było dobrze, bo babcia już się wszystkim zajęła.
Doszło do tego, że robiłam za nianię 5 dni w tygodniu od 7:30 nawet do 17-18, a potem tak się przyzwyczaili, że proponowali mi również weekendy, kiedy chcieli się gdzieś wyrwać. Czułam, że pętla zaciska się wokół mojej szyi. Nie miałam już po prostu na to siły. Zupełnie zaniedbałam męża i dom, bo zajmowałam się czymś innym.
Odetchnęłam, kiedy po roku wnuk miał trafić do żłobka. W tym czasie moja córka była już w ciąży, ale obiecywałam sobie, że już tego błędu nie popełnię.
fot. Thinkstock
To była powtórka z rozrywki. Znowu użalanie się, że nie wiadomo co zrobić z dzieckiem, proszenie o pomoc od czasu do czasu, aż znowu zostałam opiekunką na pełny etat. Tu było trochę inaczej, bo przynajmniej zapewniali mi dojazd i jedzenie, ale to też nie był szczyt moich marzeń. Z jednej strony wielka radość, że jestem tak blisko z wnukami od samego początku, ale z drugiej – narastająca frustracja i zmęczenie.
Mnie nikt nie pytał na co ja mam ochotę. Zakładano z góry, że babcia nie pracuje, więc się poświęci. Rzadko słyszę słowa wdzięczności. Dla wszystkich jest to oczywiste. Pewnie sobie wyobrażają, że traktuję to jak wakacje, bo co to za filozofia siedzieć z maluszkiem. Problem w tym, że w obu domach sprzątałam, gotowałam i ogólnie zajmowałam się wszystkim.
We własnym bywałam gościem i tak jest niestety do dzisiaj, bo z drugim wnukiem siedzę do teraz. Chcę to wreszcie skończyć, ale nie wiem jak.
fot. Thinkstock
Zawsze mi się wydawało, że to jest naturalna kolej rzeczy. Matka wychowuje dzieci, potem dzieci mają własne pociechy, matka staje się babcią i wszystko kręci się w kółko. Dziś wiem, że nie musi tak być. Chyba, że sama to proponuję i mam ochotę. Mnie niby pytano o zdanie, ale można to porównać do szantażu emocjonalnego. Zaopiekuj się, bo inaczej będziemy musieli rzucić pracę, nie będzie nas na nic stać i ogólnie tragedia.
Ja też nie dostaję kokosów, ale kogo to obchodzi? Myślałam, że na emeryturze trochę sobie dorobię na część etatu i będę żyła spokojniej. Dzięki ukochanym dzieciom jest to niemożliwe od ponad 2 lat, a ja nie potrafię się z tego wyplątać. Gdybym miała wybór i nic by się złego z tego powodu nie stało – jutro bym już tam nie poszła.
Chcę się wyspać, mieć czas dla męża, spotykać się z koleżankami i żyć po swojemu. Po kilkudziesięciu latach chyba na to zasłużyłam?