Cześć...
Mam na imię Maja i w tym roku zaczęłam studia. Chyba nietypowo patrzę na pewną sprawę, więc postanowiłam napisać. Nie tylko, żeby się wygadać, ale może przy okazji dać nadzieję innym? Przecież nie jestem z tym sama. Zaszłam dość młodo w ciążę, ale to się zdarza nawet gimnazjalistkom. To podobno koniec świata, a ja jakoś inaczej na to patrzę. Na pewno się nie załamałam. Powiem szczerze, że najpierw się przestraszyłam i przepłakałam tydzień, ale nie ma tego złego. Uważam, że dam sobie radę i udowodnię wszystkim, jaka jestem silna. Tylko przydałoby się wsparcie najbliższych, a z tym jest naprawdę ciężko.
Nie będę udawała, że to planowana ciąża i od dawna marzyliśmy z chłopakiem o tym, żeby zostać rodzicami. W ogóle o tym nie myśleliśmy. Zabezpieczaliśmy się na różne sposoby, bo wiadomo – wpadka to tragedia, koniec studiów, same problemy. Teraz mogę sobie tak tylko gadać, bo już jest po sprawie. O pozbyciu się kłopotu nawet nie myślałam, bo może nie jestem jakaś super, ale nigdy nie uciekam od odpowiedzialności. Jest jak jest i musimy dać radę. Siebie jestem pewna, ale wszyscy wokół mnie zawiedli, bo zrobili z tego dramat...
Ja nie umieram, żeby tak rozpaczać. Wręcz przeciwnie, bo na świecie pojawi się nowe życie. To chyba powód do zadowolenia, co? Dobrze, nie jest to najbardziej komfortowa sytuacja, ale nie z takimi rzeczami ludzie dają sobie radę. Nie pochodzę z patologicznej rodziny, chłopak mnie nie bije, ani nic takiego. Trzeba się wziąć za siebie i sprostać nowej roli. Dosyć mam już tych wyrzutów, które robią mi rodzice i cała reszta. Nie chcę już patrzeć na płaczącą mamę, dla której wszystko jest źle. Skoro ja się nie załamałam, to niech mi do cholery pomogą! Takim gadaniem tylko pogarszają sprawę.
Nie spodziewałam się, że tak to będzie wyglądać. Gdybym kiedyś pomyślała, że wpadnę w młodym wieku, to bałabym się tylko o siebie. Nie udźwignę tego psychicznie, poddam się i w ogóle masakra. Ale rodzina? Przecież mi pomogą i nawet jak nie będą w to wierzyć, to chociaż będą udawali, że nad wszystkim panują. Stało się na odwrót, bo tylko ja tu zachowałam zimne nerwy, a inni mnie pogrążają. To nie jest koniec świata! Mnie nie trzeba współczuć, ale chociaż wesprzeć dobrym słowem...
Wszyscy mnie bardzo zawiedli. Nie mogę powiedzieć, żeby chociaż jedna osoba spróbowała mnie zrozumieć i powiedziała coś dobrego. Chłopak wpadł w panikę i nawet był tak bezczelny, że dopytywał, czy to na pewno jego dziecko. Po czymś takim nie chciałam go już widzieć, ale na szczęście nie zerwałam z nim kontaktu. Moja mama zareagowała histerycznie i tylko mnożyła czarne wizje, jak to będzie źle, dziecko będzie chodziło brudne i głodne, zostanę sama. Po czymś takim naprawdę aż chce się rodzić. Ojciec jeszcze inaczej, bo był normalnie zły i obwiniał mnie o zniszczenie życia sobie i im. Podręcznikowy przykład, jak się nie zachowywać.
Z drugiej strony nie inaczej to wyglądało. Chłopak zniknął na jakiś czas, potem się obudził i powiedział o wszystkim swoim rodzicom. Przyszli do nas od razu ze skargą na mnie! To ja go wrobiłam i chyba sama się zapłodniłam. Zaczęli się usprawiedliwiać, dlaczego nie dadzą rady nam pomóc i zrzucili całą odpowiedzialność na moich rodziców. W takiej atmosferze nie trudno zrobić jakieś głupstwo, ale okazało się, że jestem mądrzejsza i silniejsza od nich wszystkich. Ja problemu nie widzę.
Jakieś drobne niedogodności tak, ale nie ma co dramatyzować. To się już nie odstanie i albo będzie dobrze, albo zostanę z tym sama. Ze studiami tego na początku nie pogodzę, ale bez przesady. Mam dopiero 19 lat i jeszcze zdążę się tym zająć. Wrócę za rok, może na zaoczne, ale przysięgam, że to zrobię. Chłopak jest starszy o rok i jest już na drugim roku. Akurat to skończy, potem zostanie jeszcze jeden do licencjatu. Da sobie radę.
Coś jeszcze? Pod most nie trafimy, bo nie przesadzajmy, że nic nie da się zrobić. Moi rodzice mają 3-pokojowe mieszkanie i zawsze się tam pomieścimy. Jego rodzina ma cały dom i tym bardziej się uda, jak tylko na to pozwolą. Wszystko zależy tylko od ich dobrej woli.
Pieniądze to też nie jest jakiś wielki problem. Może się nie przelewa, ale tragicznie nie jest. Dwie rodziny jakoś dadzą radę utrzymać jedną dodatkową osobę.
Jest mi wstyd za tych ludzi, którzy mnie otaczają. Niby są bliscy, ale pierwsi mnie dobijają. Jakoś inaczej bym pewnie do tego podchodziła, gdyby chociaż znajomi byli bardziej wyrozumiali, ale i tu żadnej pomocy. Część koleżanek już mnie nie zna, bo pewnie się boją, że ich zarażę ciążą. Kilka zostało, ale aż nie chce mi się ich słuchać. Zamiast powiedzieć, że dam radę, wszystko będzie dobrze, pomogą mi, to tylko mnożą problemy. Jaka ty jesteś biedna, co ty zrobisz, ale tragedia... Jak widzicie, nie mogę liczyć na nikogo. To nie jest fajne dla kogoś, kto spodziewa się dziecka. Szczególnie w takim wieku.
Tyle się mówi, że życie to świętość i młodym mamom trzeba pomagać, ale właśnie widzę, jak to może wyglądać. Zero wsparcia. Ja potrzebuję jakiejś pewności, co się ze mną stanie, jak urodzę, a nie wiem nic. Rodzice się nie dogadali co do mieszkania, o pieniądzach też ani słowa, chłopak niby jest gdzieś obok, ale nic więcej nie wiem. Jedyna osoba, która nie dramatyzuje, to jego babcia. Cudowna kobieta, ale nie mieszka blisko nas, więc raczej nie może wpłynąć na resztę.
Wydaje mi się, że ja jestem dojrzalsza od wszystkich, bo oni widzą tragedię i już się poddali, a ja próbuję myśleć pozytywnie. Tu nie chodzi o to, że jestem naiwna. Wiem, że nie będzie łatwo i różowo, ale ktoś ma jakąś inną propozycję? Co ja mogę zrobić, poza czekaniem na wsparcie? Dziecko się urodzi, co by nie mówili i nawet jakbym miała trafić do ośrodka dla samotnych matek. Wierzę, że jego i moi rodzice zmądrzeją i wszystko się ułoży, ale bardzo mnie to teraz stresuje. Np. na miejscu jego mamy zaproponowałabym pomoc przy opiece. Ona akurat przeszła na emeryturę. Nie powiedziała ani słowa. I tak jest niestety ze wszystkim.
Ale wiecie co? Dam sobie radę na złość im wszystkim. Oby kiedyś pożałowali, tego co teraz wyprawiają. Ciąża pełnoletniej dziewczyny to nie jest aż taki dramat, nie przesadzajmy. Nie mam 14 lat i gimnazjum do skończenia. Wydaje mi się, że mam co coś w głowie i podołam.
Nie rozumiem tylko, dlaczego inni mi to utrudniają...
Maja