Tydzień temu obchodziłam 32 urodziny. I zamiast cieszyć się, że w tym wieku osiągnęłam tak wiele (mam własne mieszkanie, świetną pracę, jestem zdrowa), moja rodzina w tym dniu zrobiła wszystko, żeby zepsuć moje święto. Ojciec życzył mi, żebym WRESZCIE wyszła za mąż, mama wzdychała co chwilę, że z każdym kolejnym rokiem będę się coraz bardziej sypać, a młodsza siostra (mężatka od 2 lat) uściskała mnie ze współczuciem i powiedziała, że „gdzieś tam na pewno czeka na mnie moja druga połówka”. Tylko że ja wcale tej drugiej połówki nie szukam!
Byłam w związku z jednym facetem przez 8 lat. Zerwaliśmy rok temu i od tamtej pory z nikim się nie spotykam. Mam uraz do facetów po tym, jak zostałam potraktowana. J. mnie zdradzał, o czym oczywiście dowiedziałam się jako ostatnia. Nie twierdzę, że wszyscy mężczyźni są źli, ale chyba większość z nich nie jest stworzona do monogamii. Oni skok w bok mają we krwi.
Teraz jest mi naprawdę dobrze. Po ciężkim dniu pracy wracam do domu i rozkoszuję się ciszą. Dziecko nie płacze, że jest głodne, mąż nie narzeka, że szef się na niego uwziął. Tylko cisza i spokój. Uwielbiam ten moment, kiedy napuszczam do wanny gorącej wody i biorę długą kąpiel, czytając przy okazji jakiś kolorowy magazyn. Po co mi do szczęścia facet?
Niestety, moja rodzina tego nie rozumie. Mama albo powtarza, że J. wpędził mnie w lata i rzucił (a to przecież ja od niego odeszłam!), albo namawia, żebym dała mu kolejną szansę. Po pierwsze to ja z nim już nie mam żadnego kontaktu, a po drugie nie chcę być z człowiekiem, który mnie okłamywał.
Naprawdę nie rozumiem, jak można wychodzić z założenia: „lepszy facet, który zdradza, niż żaden”. Żyjemy w XXI wieku, już dawno minęły czasy, kiedy kobiety w wieku 20 lat wychodziły za mąż, a rok później rodziły jedno dziecko za drugim. Dlaczego moi bliscy nie potrafią pojąć, że jest mi dobrze samej i że nie czuję się gorsza od innych kobiet tylko dlatego, że nie mam męża?
Nie wykluczam, że jeszcze kiedyś się zakocham. Bardzo bym tego chciała. Ale ślub? Kajdany na całe życie? Gdyby mąż zaczął mnie zdradzać, nie mogłabym mu przecież powiedzieć po prostu „Do widzenia”.
Jestem ciekawa, jakie zdanie na ten temat mają inne dziewczyny. W jakim wieku kobieta niezamężna staje się starą panną? Naprawdę coś jest ze mną nie tak, że mając 32 lata, z własnej nieprzymuszonej woli jestem sama?
Dorota