LIST: „Już nigdy nie zaufam obcym! Powierzyłam opiekę nad synem bezwzględnej SADYSTCE!”

Anita była pewna, że uśmiechnięta studentka świetnie sprawdzi się w roli niani. Bardzo się pomyliła...
LIST: „Już nigdy nie zaufam obcym! Powierzyłam opiekę nad synem bezwzględnej SADYSTCE!”
13.10.2013

Szanowna Redakcjo,

chciałabym się podzielić tym, co mnie spotkało. Nie jest moim celem nastraszenie kogokolwiek, ale zachęcam do tego, żeby nie powierzać opieki nad własnym dzieckiem byle komu. Mam nadzieję, że mój synek szybko zapomni o swojej wspaniałej niani, która okazała się zwykłym potworem. Gdyby nie reakcja sąsiadów, to chyba do dzisiaj gościłaby w naszym domu i znęcała się nad nim. Aż przechodzą mnie ciarki, kiedy pomyślę o tym, co się zdarzyło i co mogło się jeszcze zdarzyć... Chyba długo nie zaufam żadnej obcej osobie, bo strasznie się zawiodłam.

Zacznę od tego, że starałam się o miejsce w przedszkolu dla mojego dziecka. We wrześniu miał skończyć 3 lata, więc to najlepszy moment. Chętnie bym jeszcze z nim posiedziała w domu, ale trzeba było wrócić do pracy. Miałam ciągły kontakt z firmą i zasugerowano mi, że jeśli nie pojawię się zaraz po wakacjach, to później może być kiepsko. Wtedy będą rozdzielone zadania na kolejne miesiące, a na dodatek pracy jest tak dużo, że musieliby zatrudnić kogoś dodatkowego. Bałam się, że w końcu ten ktoś mnie wygryzie. No to zdecydowałam – przedszkole.

 

Następnego dnia nie poszliśmy do pracy. Ona zjawiła się o 10 i była strasznie zdziwiona, że jesteśmy w domu. Powiedziałam jej, że wiemy o wszystkim. Zażądałam zwrotu kluczy. Nie daliśmy jej żadnych pieniędzy, chociaż zajmowała się nim od dłuższego czasu. Ona groziła, że to zgłosi, bo tak się nie robi. Miałam ochotę ją uderzyć w twarz, ale nie chciałam mieć jeszcze większych kłopotów przez tą sadystkę.

Nie zgłosiliśmy tego nigdzie. Żałuję tego, bo ona pewnie męczy teraz kolejne dziecko. Ale pracowała u nas bez umowy i to by się źle skończyło także dla nas. Od tamtej pory pomaga mi moja przyjaciółka, która wychowuje swoje dziecko. Zgodziła się go zabierać do swojego domu. Wiem, że tam jest bezpieczny i od razu to po nim widać. Codziennie opowiada, jak fajnie się bawili. Chyba nie zaufam już nikomu obcemu. Przestrzegam przed wpuszczaniem do domu pierwszej lepszej „opiekunki”. Całe szczęście, że to nie skończyło się jeszcze gorzej. Jest mi wstyd, że sama zgotowałam swojemu synowi taki horror.

Anita

niania

Mieszkam ok. 20 km od dużego miasta i wyobraźcie sobie, że nie ma tu normalnego przedszkola. To bardziej coś na kształt klubu malucha, który jest czynny tylko przez 4-5 godzin dziennie. To publiczna placówka, ale działa w tak dziwny sposób. Złożyłam też podanie do przedszkola w mieście. Okazało się, że na takie normalne jestem zbyt... normalna. Nie jestem samotną matką, dziecko nie ma problemów zdrowotnych, mam wyższe dochody.Uznano, że sobie poradzę bez przedszkola i syn się nie dostał.

Znalazło się tylko miejsce w tym punkcie w naszej miejscowości. Wychodziło jednak na to, że będzie mógł tam spędzać czas do ok. godziny 12. Fatalna sytuacja, bo jak tu wrócić do pracy? Żadna babcia nie mieszka blisko, w przedszkolu nawet nie podają dzieciom obiadu, a w środku dnia kończy się należny czas. Doszłam z mężem do wniosku, że musimy zatrudnić nianię, która będzie go stamtąd odbierała i zajmie się nim do godziny 16, czasem 17. Nie wiedzieliśmy, jak kogoś takiego szukać i wybraliśmy najgorzej, jak tylko można.

Nie mówię, że miała go kontrolować non stop, ale takim dzieckiem trzeba się jakoś zająć. A przynajmniej mieć je na oku. Potem widać, jak gdyby go wołała, ale syn nie przychodził. Szybko wstała i pobiegła do niego. Wyciągnęła go stamtąd za włosy i tak nim przeciągnęła po podłodze kilka metrów. Musiał strasznie głośno płakać, próbował uciec, ale zastawiła mu drogę. Złapała za ręce i mocno potrząsnęła. Dalej płakał. Nigdy nie widziałam, żeby na jego twarzy było tyle bólu i żalu. Usiadł na środku podłogi, nieruchomo, a ona poszła do kuchni. Po chwili przyniosła talerz, z tym co dla niego przygotowałam.

To było jeszcze gorsze... Dała mu, a on w złości wyrzucił wszystko na ziemię. Złapała go za głowę i tak jakby próbowała go zmusić do zjedzenia tego z podłogi. Nie wiem, ja bym tak nie potraktowała psa, a co dopiero maleńkiego człowieka. Znowu wzięła go „za fraki”, jak to mówiła moja sąsiadka i posadziła na kanapie. Wytarła jedzenie i wróciła do niego. Musiała na niego dalej krzyczeć, bo on siedział ze spuszczoną głową, chyba mocno płakał. Dwa razy uderzyła go w głowę z otwartej dłoni. Nawet sobie nie wyobrażacie, jak ja płakałam, kiedy to widziałam. Mąż nie mógł tego wytrzymać. Powiedział, że pojedzie do niej i zrobi jej dokładnie to samo, co ona naszemu dziecku.

Kiedyś po południu zagadała mnie przed domem. Mówiła, że nie chce się wtrącać, ale „ta panna zachowuje się jakoś dziwnie”. Mówiła, że prowadzi mojego syna do domu „w jakiś nienormalny sposób”. Zamiast złapać go za rękę, bo dużo tu samochodów, to on biegał sobie sam 10 metrów przed nią. Czasami tylko łapała go „za fraki” i tak prowadziła do drzwi. Potem trzaśnięcie drzwi, a dalej tylko gorzej – jakieś wrzaski, krzyki, ciągły płacz dziecka. Kilka razy widziała, jak on jakimś cudem otwiera drzwi i wybiega do ogródka. Nie mogłam tego słuchać. Byłam przerażona.

Opiekunka twierdziła, że jest sielanka, ale jednak sobie z nim nie radzi. I chyba w ogóle się nim nie przejmuje. Przy naszej ulicy nie ma pobocza, więc jeśli on sobie tak sam biegał... A potem te krzyki i płacz. Chciałam od razu do niej zadzwonić, wygarnąć jej i zwolnić. Powiedziałam o tym mężowi, ale on przypomniał mi, że sąsiadka już wiele razy wymyślała dziwne rzeczy. Musimy to sprawdzić, ale nie wierzyć w każde jej słowo bez dowodów.

Wymyślił, że zainstalujemy w domu 2 kamery. Takie najzwyklejsze, bez głosu, czarno-białe. Miały kształt alarmu, więc nie rzucały się w oczy. Wystarczył jeden dzień, żebyśmy zrozumieli, komu powierzyliśmy swoje dziecko. Okazało się, że ona urzęduje w naszym domu od 9-10, kiedy niby miała zajęcia na uczelni. Żadnych książek przy sobie nie miała. Ciągle łaziła do kuchni i grzebała w szafkach szukając czegoś do zjedzenia. Potem leżała na kanapie i oglądała telewizję. Ok, nie mielibyśmy nic przeciwko. Jeśli wygodniej jej zaczekać u nas od rana, to byśmy się na to zgodzili.

Ciągle łaziła po całym domu. Nie wiem, co robiła na górze, ale było widać, że tam wchodzi. Po co, skoro niczego dla niej tam nie ma? Po syna wyszła ok. 12.30, wcześniej długo stała przy drzwiach. Nie widać tego dokładnie, ale chyba paliła papierosa. Strasznie jej się śpieszyło... A mówiliśmy, że ma być w przedszkolu punktualnie, bo tak było ustalone. Potem wchodzą razem. Ona go wpycha do środka, zamyka drzwi na zamek, a syn biegnie przed siebie. Ciągle się odwraca, czy ona przypadkiem za nim nie idzie. Wyglądał na przestraszonego. Myślałam, że poda mu obiad, ale znowu się usadziła przez telewizorem, a syn zniknął w swoim pokoju.

niania

Umówiliśmy się na rozmowę z trzema kandydatkami, które zgłosiły się przez portal ogłoszeniowy. Jedną odrzuciliśmy, bo była w bardzo zaawansowanym wieku. Baliśmy się, że nie nadąży za synem. Druga stwierdziła, że może się nim zajmować od 12, ale trzeba jej będzie płacić też za poprzednie godziny. Inaczej nie będzie jej się to opłacało. Trzecia to młoda dziewczyna, która kończy studia i ma czas właśnie po południu. Zgodziła się na te godziny i stawkę. Syn raczej dobrze na nią zareagował, więc spróbowaliśmy. Po pierwszych dniach września słyszeliśmy, że jest wspaniale. Synek wszystko zjada, grzecznie się bawi, ona go dużo uczy i jest super. Zaufaliśmy, że tak właśnie to wygląda...

Zaczęliśmy mieć wątpliwości, kiedy syn jakoś niechętnie mówił o każdym kolejnym dniu. Pytałam, czy cieszy się, że przyjdzie niania, czy wymyślił już, w co będą się bawić, a on w ogóle się wtedy nie odzywał. Myślałam, że może jeszcze się stresuje, bo to obca osoba. Okazało się, że jest za mały, żeby opowiedzieć o tym, co się dzieje w domu, kiedy nas nie ma. Na szczęście sąsiadka, którą zawsze miałam za wyjątkowo wścibską, i tym razem chciała za dużo wiedzieć. Dzięki Bogu.

Polecane wideo

Komentarze (25)
Ocena: 5 / 5
Anonim (Ocena: 5) 02.02.2016 13:09
Przykre .
odpowiedz
S (Ocena: 5) 14.10.2013 03:09
Prawda czy nie, ja bym obcej osobie nie powierzyła opieki nad swoim dzieckiem. Nie ufam instytucji niani, tak samo jak nie ufam przedszkolom czy żłobkom, bo nie wierzę, że zajęłyby się moim dzieckiem tak, jak trzeba. Poza tym nie po to zostałam matką, żeby obcy ludzie moje dziecko wychowywały.
zobacz odpowiedzi (1)
MAMA (Ocena: 5) 13.10.2013 23:51
BZDURA! Wymyślona baja, każda matka, która tak niby kocha dziecko, zgłosiłaby takie zachowanie na policji. Umowe można podpisać po jakimś czasie, można powiedzieć że to był okres próbny, nikt by nie miał o to pretensji. Ściema.
zobacz odpowiedzi (1)
Anonim (Ocena: 5) 13.10.2013 21:26
List rodem z "Trudnych spraw" czy czegoś w tym stylu... Mamy podejrzenia, instalujemy kamery, a potem puszczamy wszystko płazem... Błagam. Wymyślona historyjka dla naiwnych.
odpowiedz
Maja (Ocena: 5) 13.10.2013 17:08
Sami Ci rodzice są sobie winni, matka próbowała zapisać dzieciaka do przedszkola, ale sie nie dostało bo za wysokie zarobki. Trzeba było go zapisać do prywatnego przedszkola skoro maja takie wysokie te zarobki, ale pewnie woleli zaoszczędzić płacąc studentce marne grosze. Nie od dziś wiadomo że jaka płaca taka praca, proste. Sama mam 3 letnią córkę i się jeszcze nie zdarzyło żeby wysypała z talerza obiad, dziecko sie wychowuje , uczy i tłumaczy jak ma sie zachowac a nie rozpieszcza i pozwala na wszystko.
zobacz odpowiedzi (3)

Polecane dla Ciebie