Szanowne Czytelniczki!
Piszę ten list, ponieważ liczę na odzew kogoś znacznie młodszego ode mnie. Sama jestem już matką, co prawda młodą, ale wiadomo jak to jest... Różnicy pokolenia nie da się tak łatwo przeskoczyć. Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że w wieku mojej córki różnie bywa. Dzieci narażone są na ogromną presję i za wszelką cenę chcą wyglądać i zachowywać się jak ich starsi koledzy. Już w „moich czasach” tak było, ale na pewno nie do tego stopnia. Czasami jestem przerażona tym jak potrafi zachować się 14-latka. W jej wieku bawiłam się chyba jeszcze lalkami, a ona... Ona już dawno straciła niewinność.
Nie wychowuje się w patologicznej rodzinie, ma wszelkie warunki, żeby dobrze żyć, ale jednak nie chce tego docenić. Jeśli ja ją o coś proszę, to zawsze zrobi dokładnie na odwrót. Rozumiem bunt, bo w wieku dojrzewania wahania nastroju nie powinny dziwić, ale bez przesady. Czasami boję się, że jak coś nie spodoba się mojej córce, to nie będzie miała oporów, żeby odwinąć mi prosto w twarz. Nie jest „niegrzeczna”. Jest zwyczajnie wulgarna i nieodpowiedzialna.
Rozumiem wszystko, nawet to, że można mieć sympatię w tak młodym wieku. Sama miałam. Tylko, że u nas ograniczało się to do trzymania za rączki, spacerów po parku, przesiadywania razem w domu – zawsze w obecności dorosłych. W przypadku córki nie wiem, na co ona sobie pozwala i co dzieje się w domu, kiedy z mężem jesteśmy w pracy. Jestem niemal pewna, że ona ich tu sobie sprowadza. Ledwo rzuciła jednego i już jest kolejny. Jeśli oni są w stanie obściskiwać się na klatce schodowej, to co robią w mieszkaniu, kiedy nikt nie patrzy? Aż strach pomyśleć!
Taka śmiała zrobiła się w stosunku do wszystkich mężczyzn. Ją chyba cieszy, że inni patrzą na nią z zachwytem i traktują jak kobietę. Kiedy przyszedł do nas kolega męża, w nią coś wstąpiło. Może jestem przewrażliwiona, ale miałam wrażenie, że ona z nim flirtowała! Jakieś dziwne uśmieszki, chichot, nachylanie się nad nim. Obrzydliwe. Zagoniłam ją do lekcji, bo nie mogłam na to spokojnie patrzeć.
Boli mnie to, że nie rozumiem córki, a córka mnie. Że tak naprawdę niewiele o niej wiem. Dla mnie to wciąż mała dziewczynka. Nie traktuję jej jak kilkulatki, a wiem, że niektóre mamy mają skłonność do przesady. Daję jej swobodę, a ona wciąż wymusza coraz więcej. I co mi pozostało? Albo na wszystko pozwolę, albo ona mnie znienawidzi.
Inny problem, to to, jak ona wygląda i chce wyglądać. Nigdy nie byłam przesadnie konserwatywna. Mogła zakładać, co tylko chciała. To przynosiło dobry efekt, bo nie przesadzała i zawsze prezentowała się schludnie. Ubierała się dziewczęco, nie potrzebowała makijażu i kolorowych paznokci. Teraz już nie chce być dziewczynką. Nie wiem jak to cenzuralnie określić, ale jej bardziej imponuje styl puszczalskich lolitek. Jak najwięcej na wierzchu, pełny makijaż, długie szpony, ciuchy za setki złotych, koniecznie najlepszy telefon itd. Oczywiście jej na to nie pozwalam, ale i tak robi swoje.
Ostatnio zobaczyłam zdjęcia z Sylwestra, na którego wybrała się do koleżanki. Wyszła schludnie ubrana, a okazuje się, że przebrała się na miejscu. Nie wyglądała na 14-latkę. A mieszkanie koleżanki wcale nie było mieszkaniem, tylko jakimś pubem czy czymś w tym stylu. Towarzystwo kilku dziewczyn z klasy też było tylko kłamstwem, bo aż roiło się tam od ludzi, także od chłopców. Z nimi też pozwala sobie na coraz więcej.
Jestem ostatnią osobą, która by się na ten temat wymądrzała. Sama nie byłam święta. W ciążę zaszłam w wieku 17 lat, urodziłam jako 18-latka. Wcześnie, nawet bardzo. Ale przetrwałam. Chłopak mnie nie zostawił, rodzina nie odrzuciła. Mieliśmy naprawdę dobre warunki do życia. Efekt? Od kilkunastu lat jestem w związku z jednym mężczyzną, od 14 małżeństwem i rodzicami. Mogło być bardzo różnie i między innymi przed tym ją przestrzegam. Jedyne, co wtedy wydawało mi się dobre, to fakt, że zawsze będę dla niej młodą mamą. Wyobrażałam sobie, że przy takiej różnicy wieku zawsze jakoś się dogadamy.
Trochę się przeliczyłam. Staram się do niej mówić zawsze otwartym tekstem. Nie opowiadam jej niestworzonych historii i nie rozkazuję. Próbuję przekonać, że jeśli robi coś niewłaściwego, to przynosi wstyd sobie i nam. To na nic się zdało, bo dla niej liczy się tylko dobra zabawa, brak obowiązków i samodecydowanie o sobie. Tak, 14-latce się wydaje, że wszystko wie najlepiej i sama sobie poradzi w życiu. Mam nadzieję, że nie będzie musiała się o tym szybko przekonywać.
Pierwsza sprawa, która bardzo mnie boli, to jej okropny język. Pamiętam, jak byłam w jej wieku, to szczytem odwagi było powiedzenie jednego brzydkiego słowa przy znajomych. Dzisiaj co drugie słowo to wulgaryzm i ona się już w ogóle nie hamuje. Słyszę, jak rozmawia przez telefon, co mówi do koleżanek, kiedy do niej przychodzą, wiem też, jak odzywa się do nauczycieli. Dla niej wypowiadanie kwestii typu „Ku***, ale jestem zaje*** zmęczona, a tu jeszcze ta pier*** geografia do zrobienia. Powiedz mi, jak do tego, ku***, podejść, bo za ch*** nie potrafię” - tak mniej więcej brzmiała jej ostatnia „prośba” do koleżanki przez telefon.
Do mnie jeszcze potrafi się w miarę normalnie odezwać, ale jak się zdenerwuje, to też rzuca ku*** na lewo i prawo. Potrafi powiedzieć, że ona to „pier***”, nie będzie się uczyła i idzie spać. Powiedzieć tak do dorosłej osoby? Do własnej matki? Dla mnie to cios w policzek, bo nigdy w ten sposób przy niej nie mówiłam. Mąż też. Niestety, w szkole chyba tylko tak się rozmawia.
Jestem przerażona jej zachowaniem. Skoro bywa tak nieodpowiedzialna, próżna i wulgarna już teraz, to co będzie później? W liceum pewnie zajdzie w ciążę i tego się obawiam najbardziej. Wiem, jak trudno temu podołać.
Nie jestem starą matką, która nic nie rozumie. Mam dopiero 32 lata i sama niedawno byłam w jej wieku. Ale tu już nie chodzi o zwykłą różnicę wieku i pokolenia. Świat się zmienia w dziwnym kierunku i nawet ja nie potrafię tego zaakceptować. Jak z nią rozmawiać? Co zrobić? Nie chcę, żeby kiedyś czegoś żałowała...
Barbara