Szanowne Czytelniczki,
wiele z Was pewnie parsknie śmiechem po przeczytaniu tego listu i uzna go za mało ambitny żart. Cóż, dla mnie to nie jest żart. Dla mnie to jest koszmar, który muszę dźwigać każdego dnia. Koszmar w rozmiarze 70J. Nic nie zapowiadało, że skończę z takim monstrum przyczepionym do klatki piersiowej. Jak większość nastolatek, przygodę ze stanikami zaczęłam mniej więcej w pierwszej klasie gimnazjum. Raczej były to kawałki materiału poprawiające samopoczucie, niż mające cokolwiek do zasłonięcia i podtrzymania.
Trzy lata później, w liceum, miałam już jakże urocze przezwisko – „cycek”. Koleżanki wołały tak na mnie w żartach, nie ubliżały w najmniejszy sposób. Nie dało się jednak ukryć, że mój biust już wtedy rzucał się w oczy. Chłopcy widzieli tylko moje cycki i nie raz słyszałam idąc korytarzem niewybredne komentarze, nawet od zupełnie obcych mi osób. Na szczęście nie jestem jakąś nieśmiałą i zakompleksioną osobą, więc wszystkie tego typu teksty spływały po mnie jak po kaczce. Po prostu dojrzałam wcześniej niż inne dziewczyny, teraz one będą miały problem z kupowaniem co dwa miesiące coraz to większych staników, ja to mam za sobą. Cóż, niestety nie było tak różowo.
Ostatnio z ciekawości przymierzyłam stanik mojej mamy. Jakie było moje przerażenie, gdy w miseczce pasował idealnie. Ratujcie mnie! Mama wykarmiła czwórkę dzieci i jest mocno przy kości, nosi rozmiar ubrań 48! W wieku 21 lat mam cycki jak kobieta z wykarmioną bandą dzieciaków! One nawet tak wyglądają. Sutki to mi niedługo pępka będą sięgać… Są po prostu obrzydliwe.
Moje piersi nadal rosły. Nadszedł czas studniówki. Dziewczyny jak szalone biegały po sklepach szukając idealnych sukienek. A ja? Ja jak szalona szukałam materiału i krawcowej która uszyje mi sukienkę. Bo w sklepie żadna na mnie nie pasowała. Gdybym kupiła taką, która dopięłaby mi się na piersiach, to i tak musiałabym ją zwężać w talii i biodrach, żeby nie wyglądała jak worek. Żeby chociaż moja figura była proporcjonalna, to jeszcze jakoś bym to przeżyła. Wyobraź sobie uczucie gdy mierzysz coraz większe sukienki lub koszule, a nawet te w rozmiarze 46 nie chcą się dopiąć, rozłażą się przy guzikach albo wyglądają jakby miały zaraz wybuchnąć.
Natomiast w talii spokojnie wchodzisz w 38. To nie jest jakiś kiepski żart, tylko moja codzienność. Nie mogę sobie kupić żadnych ładnych ubrań. Marynarka? Skórzana kurtka? Tylko wtedy, gdy nie będę jej zapinać. Koszulki noszę męskie, bo w nich chociaż odrobinę daję radę zamaskować te potwory. W obcisłych koszulkach wyglądam po prostu śmiesznie. Dzięki niebiosom za modę na sukienki i bluzki oversize. Dopiero teraz mam kilka ubrań w których mogę poczuć się kobieco.
Lubię aktywność. Lubię taniec, jogging, aerobik. Co z tego, że lubię, jak nie mogę tego robić. Bo za każdym razem mam wrażenie, że zaraz wybiję sobie zęby tymi balonami. Sportowy stanik powiecie? Nie jestem głupia, oczywiście, że w niego zainwestowałam. Co z tego, że wydałam te 300 zł, skoro i tak podczas dynamicznych ruchów piersi po prostu mnie bolą. Nawet opancerzone w ten sportowy stanik.
Właśnie, stanik. Kupienie każdego nowego to droga przez piekło. Nie chodzi nawet o cenę, chociaż o kupieniu na bazarku za 20 zł to ja mogę sobie pomarzyć. Kupienie pasującego jest dla mnie po prostu niemożliwe. Nawet w dobrze dobranym, po godzinie chodzenia robią mi się nieestetyczne bułeczki na dekolcie. Większa miseczka jest po prostu za duża, i przez to piersi też z niej wyskakują. Na dodatek staniki w tak dużych rozmiarach są brzydkie. Nawet ładny wzór i krój na dużym biuście wygląda po prostu śmiesznie. Jakbym miała założony pancerz, zbroję. Obrzydliwe.
Dlatego jestem zdecydowana. Jedynym ratunkiem jest dla mnie operacja pomniejszania biustu. To nie jest jakieś tymczasowe widzimisię. Chociaż tak uważa moja mama. Twierdzi, że tysiące kobiet mi zazdrości i powiększa sobie piersi, a ja chcę się pozbyć tego „wspaniałego atutu” jakim obdarzyła mnie natura. Wątpię, że normalne kobiety chciałyby mieć takie obrzydliwe „coś” przed sobą. A jeżeli któraś z Was chce, to jestem pewna, że zmieniłaby zdanie po jednym dniu.
Ciągły ból kręgosłupa i szyi, niepasujące ubrania, brak możliwości swobodnego ruchu – to nie jest nic przyjemnego. Przykro mi, że mama mnie nie rozumie, ale ja już postanowiłam. Studiuję i jestem na utrzymaniu rodziców, więc nie zarobię na tę operację. Ale choćbym miała żyć jak pustelnik i odejmować sobie od ust, to w ciągu 3 lat uzbieram na operację i zmniejszę sobie piersi do normalnego rozmiaru.
Życzę Wam, abyście nigdy nie miały takiego problemu ze swoim ciałem. Bo nienawiść i obrzydzenie do samej siebie to najgorsze co może czuć kobieta.
Natalia, 21 lat