Hej,
Piszę, bo nie mam z kim o tym pogadać. Czuję się strasznie. Czuję, że marnuję swoje życie, ale nie umiem tego przerwać. A wszystko przez mój wygląd. Matka Natura niektórym dała tak dużo, a mnie tak mało. I to dosłownie, bo jestem krótka, nisko skanalizowana i płaska jak deska. Wyglądam jak stojące sanki.
Mam 24 lata i ciągle jestem dziewicą. Tak bardzo bym chciała mieć chłopaka, ale tak bardzo się wstydzę, że nawet jak się z kimś spotykałam, to przerwałam znajomość, gdy czułam, że za chwilę on będzie chciał seksu. Nie wyobrażam sobie rozebrać się przed facetem, zdjąć stanik i pokazać mu, że jestem totalną równiną. Z tyłu plecy, z przodu plecy, pan Bóg zrobił mnie dla hecy.
Czasami zastanawiam się, czy mój los kiedyś się odmieni. Ale wiem, że nie, bo na tym świecie, żeby odnosić sukcesy, trzeba być pięknym. Ja nawet twarz mam przeciętną. Niby wszystko ok., ale wyglądam jak tysiące innych dziewczyn, nie mam nic ani szczególnie szpetnego, ani wyjątkowo pięknego.
Czuję się karakanicą z wielkim tyłkiem i zerowym biustem. Nie mam nawet żadnej koleżanki, bo po prostu się załamuję kiedy spotykam się z jakąś dziewczyną na kawę, a ona wygląda tak ładnie… Wtedy czuję się jeszcze gorzej…
Chciałabym coś zmienić, ale nie wiem jak…
B.
Na Wasze listy czekamy pod adresem redakcja(at)papilot.pl.
Do tego ten mój wzrost. Mam 152 cm. Pewnie jakbym stanęła obok Ciebie i schyliłabyś głowę, zlałabym Ci się z wykładziną. I mam naprawdę szerokie biodra, zupełnie nieproporcjonalne do klatki piersiowej. Takie biodrzyska z celulitem. W każdych spodniach wyglądam fatalnie. Zresztą po pierwsze nogawki są za długie i muszę podwijać, ud nie mogę wcisnąć, a w pasie odstają. To jest straszne.
Nawet kiedys koleżanka mi tak niby delikatnie zasugerowała, żebym coś ze swoimi dolnymi partiami zrobiła. Zaczęłam wtedy ćwiczyć, ale to nie było tak, że znikał tłuszcz. Było tak, że stawałam się muskularna i obrzydliwa, jak kulturystka. Wyglądam śmiesznie. Jak niedorozwinięta gruszka.