Droga Redakcjo,
zacznę chyba od tego, że nie jestem jedną z tych nawiedzonych mamusiek, które nie widzą świata poza swoimi dziećmi. Są dla mnie najważniejsze i to nie ulega wątpliwości, ale czasami chcę się poczuć także kobietą. Lubię się gdzieś wyrwać bez nich, kiedy wiem, że mają dobrą opiekę. To jest wręcz niezbędne, żeby nie zwariować. Uważam, że nie ma w tym nic złego, ale pod warunkiem, że jest to MOJA DECYZJA.
Ostatnia sytuacja nie miała z tym wiele wspólnego. Tym razem to inni ludzie podjęli decyzję za mnie. Uznali, że oderwą mnie od dzieci na prawie całą dobę, bo... tak im będzie wygodniej. Nikt mnie nie pytał, co o tym myślę. Zostałam postawiona przed faktem dokonanym i o to mam największy żal.
Zaproszenie na ślub i wesele, w którym w ogóle nie ujmuje się potomstwa, to dla mnie czyste chamstwo. Nie tak się takie sprawy załatwia!
Jestem młodą mamą małych dzieci, więc to nie jest tak, że mogę je sobie zostawić w domu. To trzeba jakoś zorganizować. Starszy syn ma 6 lat, a młodszy dopiero 3. Pomimo to są bardzo ułożeni i spokojni. Nie wywijają mi żadnych strasznych numerów i na pewno potrafiliby się zachować w czasie takiej uroczystości. Ale ktoś odebrał im taką możliwość i wrzucił do jednego wora z rozkrzyczanymi i niewychowanymi bachorami...
Strasznie mnie to dziwi, bo ślub to jest okazja bardzo rodzinna. W końcu małżeństwo jest początkiem, potem przychodzi czas na dzieci. A tutaj sobie wymyślono, że maluchów najlepiej się pozbyć i udawać, że ich nie ma. Para młoda podjęła za mnie decyzję, że przyjdę sama z mężem. Nie tak to powinno wyglądać.
Dlaczego nikt ze mną wcześniej o tym nie rozmawiał? Chodzi przecież o ślub kuzynki, czyli też mojej rodziny!
Nie obraziłabym się, gdyby taka sugestia padła w czasie normalnej rozmowy. Mogliby mi wytłumaczyć, że tak będzie im łatwiej zorganizować uroczystość, dorośli będą się lepiej bawić, tak będzie bezpieczniej i tak dalej. Ale mimo wszystko powinni dać mi wybór, bo ja na żądanie innych matką być nie przestaję. Zrozumiałabym i pewnie sama bym powiedziała, że chłopcami ktoś się zajmie i nie widzę w tym problemu.
Stało się zupełnie inaczej, bo zaproszenia nie wręczono nam osobiście i nie wytłumaczono tej kwestii. Przyszło do nas pocztą, wcześniej była krótka rozmowa telefoniczna i ani słowa o ich dziwnych zasadach. Wreszcie się wczytałam i na dole był dopisek, że zapraszają mnie i męża, a przyjęcie jest tylko dla osób dorosłych. Poczułam się tak, jakby ktoś dał mi w twarz. Długo zwlekałam z potwierdzeniem przybycia i wreszcie tego nie zrobiłam.
Tak, odmówiłam własnej kuzynce, bo mówiąc zupełnie szczerze – uraziła mnie tym bardzo, a swoim sprzeciwem chciałam jej dać coś do zrozumienia.
W międzyczasie się kontaktowałyśmy, ale nie padła z moich ust żadna deklaracja. Zaczęłam kręcić, że jeszcze sporo czasu zostało, nie wiem jak to zorganizować i tak dalej. Wreszcie wybił ostateczny termin i po prostu do niej nie zadzwoniłam. Najwyraźniej uznała, że to odmowa i temat się urwał. O tym, jak było na ślubie i weselu, dowiedziałam się od reszty rodziny. Moi rodzice tam poszli i mama musiała się za mnie tłumaczyć.
Ale może tak lepiej? Ja nie ręczę za siebie i mogłabym powiedzieć coś nieprzyjemnego. Mama powiedziała im wprost, że zostałam w domu z dziećmi, kuzynce zrobiło się głupio i po temacie. Może wtedy zrozumiała, że głupio postąpiła? Jeszcze raz powiem, że tak się takich spraw nie załatwia.
Można gościom coś zasugerować, ale nie stawiać takich twardych wymagań! Tutaj wyszło na to, że albo pozbędę się dzieci, albo w ogóle mam nie przychodzić. No i nie poszłam.
Tu nie chodzi o to, że jestem mściwa. Po prostu mam jakieś zasady i chyba każdy powinien zrozumieć, jak dzieci są dla mnie ważne. To nie są worki kartofli, które można odstawić do piwnicy i zapomnieć. Gdybym chciała, to mogłabym zostawić chłopców pod opieką dobrej koleżanki, ale sama zdecydowałam, że tak nie zrobię. Nie po tym, jak nas potraktowano. Zaproszenie ZAKAZUJĄCE obecności dzieci traktuję tak samo, jak sugestię, że np. MUSZĘ założyć czerwoną sukienkę, bo organizatorzy sobie tak wymyślili.
Nonsens! Jesteśmy wolnymi ludźmi i na pewno nikt specjalnie im tej ceremonii nie chciałby zepsuć. Gdybym wiedziała, że moi synowie nie potrafią się zachować, to sama bym doszła do wniosku, że nie ma ich co ze sobą ciągnąć. Ale zrobił to za mnie ktoś inny i to boli najbardziej.
Uważam, że to była bardzo dobra decyzja z mojej strony.
Beata