Drogie Czytelniczki...
Doskonale wiem, na co się w tym momencie narażam, ale inaczej już nie potrafię. Muszę się wygadać i bardzo liczę na radę. Chociaż nie jestem pewna, czy ktokolwiek będzie w stanie mnie zrozumieć... Z drugiej strony, sama słyszałam o kobietach, które wzięły sprawy w swoje ręce i dobrze na tym wyszły. Może nam też się uda?
Mogłabym powiedzieć, że jestem od 8 lat w szczęśliwym związku. Znajomi twierdzą, że zachowujemy się jak stare dobre małżeństwo, ale nie jest z nami aż tak źle. Wciąż iskrzy, nie narzekamy zupełnie na nic. Nadal uwielbiam z nim rozmawiać, spędzać noce lub po prostu być obok. Myślałam, że nic więcej mi do szczęścia nie trzeba, ale nie oszukujmy się... Zegar tyka, a my stoimy praktycznie w miejscu.
Lubię stabilizację, ale chyba wolałabym jej zaznać w małżeństwie. Tak, jestem trochę staroświecka, ale nie chodzi mi tylko o „zasady”. To po prostu praktyczne rozwiązanie – łączy nas coś więcej, niż sympatia, mamy wobec siebie zobowiązania, a także prawa. Teraz, gdyby któreś z nas trafiło do szpitala, to według przepisów jesteśmy dla siebie obcy. Takich przykładów jest znacznie więcej. Chcę ślubu bardziej, niż kiedykolwiek!
Mam mętlik w głowie. Nie podejrzewam, żeby się przestraszył i z tego powodu zakończył nasz związek. Jest mu ze mną zbyt dobrze. Może będzie mu trochę głupio, ale wreszcie się dowie, że to dla mnie ważne.
Jestem nowoczesną kobietą, wiele jestem w stanie przełknąć, ale nawet mi wydaje się to trochę dziwne. Tak ogólnie, bo w mojej sytuacji nie widzę już innego wyjścia. Niech się z nas śmieją, że to ja w tym związku noszę spodnie. Jest mi wszystko jedno. Byle powiedział TAK i zacząć coś planować. „Przyjaciółki” odradzają, ale po ich słowach już nie wiem, czy powinnam je traktować poważnie. Mają gdzieś moje uczucia. „Tak się nie robi” i tyle mają do powiedzenia.
Jedna z nich stwierdziła, że w ten sposób „wykastruję swojego faceta”. Pozbawię go męskości, której już nigdy nie odzyska. Może wreszcie doczekam się męża, ale co to za mąż... Baba musiała mu się oświadczyć. Druga odkryła przede mną drugą prawdę – jeśli kocham, muszę zaczekać. I tak sobie czekam od wielu lat i kompletnie nic nie wskazuje na to, że się doczekam. Jakoś tak mi się ubzdurało, że chcę wstąpić w tradycyjny związek małżeński i już nie zmienię zdania.
Nie znam żadnego lepszego rozwiązania.
Nie widzę powodu, by tego nie zrobić.
Nie mogę w tej sprawie liczyć na mojego faceta.
Zrobię to za niego!
Marta
Próbowałam sobie przypomnieć, czy on kiedykolwiek powiedział coś na ten temat. Czy przynajmniej zasygnalizował ten wątek. I wiecie co? Nie, NIGDY. Mogę mu opowiadać o zaręczynach znajomych, możemy chodzić na kolejne śluby i wesela, mogę się gapić na suknie ślubne, a on nic. Zupełnie go to nie interesuje.Gdyby przynajmniej raz stwierdził, że kiedyś przyjdzie na nas kolej, że ładnie bym w takiej kreacji wyglądała, albo coś w tym stylu... Wtedy byłoby zupełnie inaczej.
Bardzo długo uważałam, że ten dzień wreszcie nastąpi. Jeśli się nie rozstaniemy, to prędzej czy później on padnie na kolana, albo zwyczajnie zapyta, czy chciałabym spędzić z nim resztę życia. Czekam na to od przynajmniej 3 lat, bo wcześniej w ogóle nie mogłam się tego spodziewać. Nadal wynajmujemy mieszkanie, nie rozmawiamy o dzieciach, a mimo wszystko jest nam ze sobą dobrze. A ja coraz bardziej czuję, że bez ślubu nic się już nie zmieni. Nie kupimy mieszkania, nie pojawią się dzieci.
Jest dobrze, tak jak jest, ale ja chcę czegoś więcej. Rodziny z prawdziwego zdarzenia, która najwyraźniej w ogóle go nie interesuje. Ciekawe tylko, dlaczego...
On nie jest raczej typem faceta, który w ten sposób próbuje się asekurować. Jak nie wyjdzie z tą, to szybkie rozstanie i znajdzie się następna. Dla kogoś takiego ślub naprawdę może być problemem. My jednak ze sobą jesteśmy, nie wyobrażamy sobie innej sytuacji, a on dalej milczy w tej kwestii. Nie chodzi też raczej o pieniądze, bo nie narzekamy na biedę. A nawet jeśli, to nie marzy mi się wystawne wesele na 500 osób w rezydencji na plaży.
Trudno powiedzieć, żeby chodziło też o jakieś osobiste doświadczenia. Sam żony nigdy nie miał (i całe szczęście), jego rodzice są ze sobą od trzydziestu lat, żadnych rozwodów w najbliższym otoczeniu. Czego się więc boi? Ciągle słyszy się o rozbitych rodzinach, ale chyba nie jest aż tak wrażliwy, żeby się tym przejmować.
A może wcale mnie nie kocha? Po tylu latach raczej bym to zauważyła, a odczuwam coś zupełnie odwrotnego. Z roku na rok jesteśmy bliżej siebie. I naprawdę nie wmawiam sobie miłości, której nie ma. Tym razem to musi być to. Nie znam żadnej tak zgodnej pary. No właśnie, pary... Nie chcę być jego dziewczyną, kochanką, konkubiną. Chcę być żoną.
W październiku skończę trzydzieści lat i co mi się w życiu udało? Znalazłam faceta, na którym zawsze mogę polegać – tu nie mam wątpliwości. Poza tym niczego nie jestem już pewna. Czy będę kiedyś mogła powiedzieć, że „jesteśmy na swoim”? Bez ślubu nikt nam nie da kredytu na mieszkanie, albo dom, o którym tak marzę. Czy będę miała dzieci? Wpadka może się zdarzyć zawsze, ale ja jestem gotowa na świadome rodzicielstwo, już w małżeństwie. Czy do ślubu w ogóle kiedyś dojdzie? Najlepszy moment na to już dawno minął...
Nie wiem jak to zostanie przez niektórych odebrane, ale ja naprawdę uważam, że nie ma na co czekać. Zwłaszcza na to, aż on się wreszcie zdecyduje i zrobi to, co powinien zrobić każdy dojrzały mężczyzna. W głębi duszy jest jeszcze trochę małym chłopcem. Z dziewczyną, poważnymi obowiązkami, ale praktycznie bez zobowiązań, które dotyczą NAS.
Małżeństwo nie jest dla mnie batem na niezdecydowanego faceta, który nie będzie mógł się tak szybko wyplątać ze związku. Może jestem staroświecka, ale to dla mnie nadal ważny symbol. Dlatego coraz poważniej myślę o tym, żeby się oświadczyć...
Jak to sobie wyobrażam? Oczywiście nie chcę robić szopki, bo spaliłby się ze wstydu. Nie planuję romantycznej kolacji w restauracji i absurdalnej sceny pomiędzy obcymi ludźmi. Nie dam mu zaręczynowego sygnetu, ani spinek do mankietów. Myślę raczej o fajnej kolacji w domu i szczerej rozmowie. Jeśli sam się nie zorientuje, co powinien zrobić, to wtedy zapytam go wprost, czy chce zostać moim mężem. Jak zareaguje? Nie wiem. Pewnie stwierdzi, że się wygłupiam, nie będzie tematu, a po kilku dniach sam przyjdzie do mnie z pierścionkiem. Poczuje się przymuszony? Jest mi już naprawdę wszystko jedno, bo jeśli nic z tego nie będzie, to dłużej nie wytrzymam takiego napięcia.