Wszyscy już myślą o wakacjach, a ja jestem przerażona. W tym roku zdawałam maturę i bardzo boję się wyników. Na pewno zdałam, więc czym się tu martwić? Bo nie chodzi o to, żeby zaliczyć byle jak. Wynik ma być bardzo dobry. Tego oczekują ode mnie rodzice i mówią mi o tym praktycznie od początku liceum. Cały czas słyszę - nie musisz się o nic martwić, nie masz żadnych obowiązków, tylko się ucz i dostań się na studia.
Łatwo się mówi. Sami mogli spróbować napisać maturę, to by się przekonali, że nie chodzi tylko o wiedzę. Człowiek nie może mieć wszystkiego w głowie. Potrzebne jest szczęście. Wydaje mi się, że w tym roku mi go zabrakło i nie sprostam ich oczekiwaniom. Myślę o tym non stop i mam problemy z zasypianiem. Nigdy taka nerwowa nie byłam, a teraz przed podaniem wyników źle się ze mną dzieje.
Co ja zrobię, jak nie będą zadowoleni z mojej punktacji?
Zobacz również: TEST: Czy zdasz maturę?
fot. Thinkstock
To prawda, że wiele obowiązków nie miałam i mogłam się uczyć od rana do wieczora. Ale ja jestem żywym człowiekiem, a nie jakąś maszyną. Czasami musiałam się oderwać od książek. Nie da się wszystkiego wykuć na blachę. Myślę, że i tak poszło mi lepiej, niż większości maturzystów. Tylko, że moich rodziców to nie interesuje, bo mam się z nikim nie porównywać. Liczy się wysoki wynik i dostanie się na studia dzienne bez żadnego problemu.
Nie wybrałam ich sobie, bo wiem, że muszę kiedyś przejąć ich firmę. Oboje są optykami i prowadzą salon z okularami i gabinet okulistyczny. Ciągle słyszę, że mam zapewnioną dobrą przyszłość. Wystarczy się tylko trochę postarać. A ja starałam się bardzo i niczego nie jestem pewna. Bałam się nawet po wszystkim sprawdzić prawidłowe odpowiedzi. Wtedy to już w ogóle przestałabym spać.
Czekam na 5 lipca jak na egzekucję i zastawiam się tylko, jak mnie ukarzą.
fot. Thinkstock
To za mało powiedzieć, że się boję. Ja jestem przerażona. Wiadomo, że się uczyłam i bardzo starałam, ale marne szanse, żeby ze wszystkiego zdobyć 90-95 procent. Oni takie mają wymagania, a tylko z takim świadectwem maturalnym można myśleć o kierunkach medycznych. Jak się nie powiedzie w tym roku, to nie wiem co dalej. Mogą stwierdzić, że nie ma sensu już próbować i sama mam się o siebie troszczyć.
Na jakie studia miałabym wtedy pójść? Nie mam pojęcia, bo nigdy nie myślałam o tym, co bym chciała. Zawsze było to, co muszę. Nie buntowałam się tylko dlatego, że im się naprawdę dobrze powodzi i sama bym tak kiedyś chciała. To nie jest zły pomysł, żeby zaczepić się w ich firmie, a potem ją poprowadzić.
Cały czas mam tylko w głowie jedno pytanie - a jak się nie uda? Są zdolni mnie wydziedziczyć.
fot. Thinkstock
Oni nie wyglądają na tyranów, ale przecież ja ich dobrze znam. Zawsze ma być tak, jak sobie wymyślili. Ustawiają życie nie tylko sobie, ale wszystkim wokół. Brat miał się dostać kilka lat temu na stomatologię i musiał to zrobić. Bo oni mają scenariusz - ja przejmuję interes optyczny, a jemu zrobi się prywatny gabinet dentystyczny. Dzieci ustawione, rodzice na emeryturze nie mają się o co martwić. Wiem, że to fajnie brzmi.
Powinnam być wdzięczna i trochę jestem. Denerwuje mnie tylko, jakim kosztem to się odbywa. Mam 19 lat, a czuję się jak zmęczona stara kobieta. Ta ciągła nauka, korepetycje, pretensje jak gdzieś wychodzę w weekend. Rodzice za wszystko płacą, więc im się wydaje, że mogą mieć nade mną kontrolę. Rozumiem, że to w dobrej wierze, ale ile można tak wytrzymać?
Nie zdziwię się, jak wyniki im się nie spodobają, to mnie wywalą z domu.
Zobacz również: Sukienki na STUDNIÓWKĘ 2016: Zobacz kreacje polskich maturzystek!
fot. Thinkstock
Dla nich kiepski wynik będzie oznaczał, że ich nie kocham. Oni we mnie inwestowali, a ja się nie postarałam. Tylko, że to nie jest prawda. Od 3 lat się uczyłam i chodziłam na dodatkowe zajęcia. A matura z danego przedmiotu to jeden dzień. Można być w słabszej formie, czegoś zapomnieć i po robocie. Nawet geniusz może trafić na egzamin, którego nie zaliczy tak jak trzeba. Ja geniuszem oczywiście nie jestem, więc tym bardziej.
Moje koleżanki podchodzą do tego wszystkiego na luzie. Napisały, co wiedziały. Teraz spokojnie czekają na wynik i wtedy sobie pomyślą, co dalej. Mnie wszystko zaplanowano wcześniej i to bez pytania o zdanie. Trudno się żyje z taką presją. Musisz to zrobić, bo jak nie, to znaczy, że jesteś beznadziejna.
Nie muszę znać wyników, żeby się tak czuć. Przez te wymagania ciągle żyję z poczuciem winy.
fot. Thinkstock
5 lipca to może być ostatni dzień mojego w miarę normalnego życia. Wszystko poniżej 90 procent będzie oznaczało katastrofę. A inni o takim wyniku mogliby tylko pomarzyć. Czy to jest sprawiedliwe? Wiem, że jak chce się coś osiągnąć, to trzeba mieć ambicję, ale bez przesady. Trudno żeby młoda osoba wytrzymała takie napięcie, które trwa latami. Rodzice mi już nawet przygotowali dokumenty, które mam złożyć na Uniwersytet Medyczny.
Wybrali 2 uczelnie na wszelki wypadek. A ja się boję, że nawet do jednej się nie dostanę. Wtedy będę zakałą rodziny. Pewnie mi powiedzą, że mam wziąć za siebie całą odpowiedzialność, bo oni nie mają już do mnie siły. Mówię wam, że tak to będzie wyglądało w lipcu.
I co ja wtedy zrobię?
Wiktoria
Zobacz również: KRYZYS WIEKU MŁODEGO