Witajcie,
Piszę, bo już sama nie wiem, co o tym wszystkim myśleć. Niby jest tak, że musimy ponosić odpowiedzialność za decyzje, które podejmujemy. Ale co jeśli te decyzje nie ciągną za sobą żadnych negatywnych konsekwencji, wiążą się ze wspaniałymi wspomnieniami i absolutnie, absolutnie ich nie żałujemy?
Nie ukrywam, że przez lata prowadziłam dość lekki tryb życia. Od liceum do dzisiaj (mam 25 lat) spotykałam się z wieloma facetami. Z niektórymi tylko na randki, ale też bywały szybkie numerki, tylko na seks. Mam również na koncie kilka poważnych związków, wakacyjnych romansów (pewnie to znacie – każdy z Was wie, że po urlopie koniec, ale i tak w to brniecie) i dwie szalone miłości.
Ta druga jest przy mnie do dzisiaj i wierzę, że będzie już na zawsze. Wiem, że to facet na całe życie. Kocham go ponad wszystko, czuję, że on mnie też szaleńczo kocha i jesteśmy dla siebie stworzeni.
Ale ostatnio pojawiło się jedno ALE. Jesteśmy ze sobą od roku i dwóch miesięcy, wiem, że mój TŻ zaczyna myśleć o zaręczynach i założeniu rodziny. Zebrało mu się na podsumowania i szczere rozmowy. Gdzieś w grudniu zadał mi po raz pierwszy to trudne pytanie: z iloma spałam? Powiedział, że wie, że jestem atrakcyjna i słyszał o moich wcześniejszych chłopakach. I obawia się, że jest ich, delikatnie mówiąc, wielu. Wtedy się wymigałam od odpowiedzi. Ale on coraz częściej napierał. I w końcu musiałam mu powiedzieć. A ta liczba nie jest łatwa do przełknięcia…
Kiedyś, gdy leżeliśmy w łóżku po, po raz kolejny zaskoczył mnie tym pytaniem. Pomyślałam, że to dobry moment. Było miło, on rozluźniony, ja wtulona w niego… Powiedziałam. 38. Widziałam, jak się burzy, cały chodził z nerwów, zrobił się czerwony i wściekły. Niby chciał to ukryć, próbował być miły, ale ja widziałam. Zapalił drżącymi rękami papierosa i od tamtego momentu już nic nie jest takie jak kiedyś.
Od 1,5 tygodnia jest między nami jakoś dziwnie. Na pierwszy rzut oka nic się nie zmieniło. Nadal ze sobą mieszkamy, przy sobie się budzimy, nawet uprawiamy seks. Ale widzę, że jest męczy się z tym. Tym bardziej, że wiem, że ja jestem zaledwie jego czwartą. On nie wie, że ja wiem (niestety, mam tego pecha, że przyjaźni się z chłopakiem mojej przyjaciółki i mam info z pierwszej ręki).
Boję się wracać do tej rozmowy. Mam nadzieję, że ten temat przejdzie jakoś sam, on przyzwyczai się do tej myśli i będzie jak dawniej. Czasami jednak myślę, że on uważa mnie za puszczalską. Może nie chce takiej dziewczyny? Bardzo nie chciałabym stracić go z powodu takiej błahostki, ale przecież boli go męska duma. Zaliczyłam ponad dziewięć razy więcej facetów niż on dziewczyn. To może być frustrujące, ok. Ale chyba nie rozstanie się ze mną z tego powodu? Nie darowałabym sobie. Wtedy marzyłabym tylko o jednym: aby cofnąć czas i SKŁAMAĆ. Teraz, z perspektywy czasu, mogę powiedzieć jedno. Na takie pytania NIE WARTO odpowiadać. Takie statystyki mogą tylko namieszać w związku…
Katrin
Na Wasze listy czekamy pod adresem redakcja(at)papilot.pl.