Mam nadzieję, że ten list trafi do adresatki, a przy okazji kilku innych osób, które ją znają. Mogłem to załatwić osobiście, nawet mało brakowało, ale zrozumiałem, że zasługujesz na trochę inne traktowanie. Co Ci z mojego krzyku? Odejdę, zapomnisz, stwierdzisz że wygrałaś i będzie po temacie. Dlatego chciałbym to zrobić w nieco inny sposób. Jak najbardziej publicznie. Jesteś mi winna to, żeby ludzie wiedzieli, które z nas wszystko popsuło.
A tym kimś jesteś Ty, Asiu Z. z Poznania. Ty jeszcze nie wiesz, ale ja wiem od jakiegoś czasu, że kolega Rafał to wcale nie tylko kumpel, jak mi wmawiałaś. Sporo nerwów mnie kosztowało, żeby tego nie wygarnąć od razu. Najpierw ktoś mi życzliwie doniósł, że chyba jesteście zbyt blisko, a potem sam zdobyłem twardy dowód.
Zdradziłaś mnie, a potem przyszłaś i udawałaś, że nic się nie stało. Może dla Ciebie, bo ja poczułem się jak śmieć. A tego pozwól, że Ci nigdy nie wybaczę. To koniec.
fot. Thinkstock
Kiedy pierwszy raz usłyszałem, że coś się dzieje niedobrego, prawie pobiłem nadawcę tej wiadomości. Obwiniałem osobę, która mi o tym powiedziała, a nie Ciebie. Wiesz dlaczego? Bo ja Ci cały czas naiwnie ufałem. Wmawiałem sobie, że ktoś chce zniszczyć nasz związek, bo zazdrości nam miłości i szczęścia. Ale to nie jest prawda. Wieści okazały się jak najbardziej prawdziwe i sama najlepiej o tym wiesz.
Może Cię zaskoczę, ale wiem, co się stało na wyjeździe w grudniu. Wiem, na jaką „wycieczkę z koleżanką” pojechałaś miesiąc później. I z kim tak szeptałaś przez telefon jeszcze kilka dni temu. Zrobiłaś ze mnie rogacza i nie wiem co musiałoby się stać, żebyś znalazła w sobie odrobinę godności i to zakończyła.
Nie mogłaś powiedzieć, że jest Ci źle, to koniec, daj mi spokój? Wolałaś mnie powoli niszczyć.
fot. Thinkstock
Prawie Ci się to udało, bo od jakiegoś czasu czuję się tragicznie. Nie radzę sobie z tym wszystkim i ciesz się, że nie zrobiłem czegoś głupiego. Naprawdę przez chwilę miałem ochotę powiedzieć o wszystkim Twoim rodzicom i jeszcze tego samego dnia porozmawiać sobie z Twoim nowym kolegą. Ne wiem jakby się to skończyło, więc doceń, że potrafiłem się opanować.
Ty niestety nie umiałaś, bo cały czas kłamałaś prosto w oczy. Na co liczyłaś? Że chwilę mnie będziesz zdradzała, potem go odstawisz i wrócisz do mnie? No to informuję Cię wszem i wobec, że nie masz do kogo wracać. Na tamtego też nie licz. Wątpię, czy na dłuższą metę będzie umiał Ci zaufać, skoro ze mną pozwoliłaś sobie na coś takiego.
On też nie może być pewny, czy na boku nie ma jeszcze innego kolesia. Jesteś w tym świetna i inaczej już nie potrafisz.
fot. Thinkstock
Pewnie wyjdę na mazgaja, ale wiesz co? Naprawdę Cię kochałem. W mojej głowie coraz częściej pojawiały się myśli, że to na pewno to. Jestem szczęściarzem i na pewno nie wydarzy się nic, co to zniszczy. Prędzej czy później się oświadczę, weźmiemy ślub i damy świadectwo, że w dzisiejszych czasach prawdziwa miłość jeszcze istnieje. Wszyscy nam mówili, że wyglądamy na takich szczęśliwych. Ty widocznie nie byłaś, a ze mnie zrobiłaś idiotę.
A podobno to faceci są beznadziejni. Udowodniłaś, że Wy też możecie mieć sporo na sumieniu. Informuję Cię, ja nawet nigdy nie pomyślałem, że mógłbym Cię zostawić albo zabawić się na boku. Dla mnie ten związek był ważny. Najważniejszy na świecie i w życiu. Już nigdy nie będę taki naiwny.
Dzięki. Ale pamiętaj, że karma wraca i oby jak najszybciej.
fot. Thinkstock
Nie jestem specjalnie mściwy, chociaż po czymś takim powinienem chcieć Cię zniszczyć. Z litości sam się odsunę i spróbuję zapomnieć. Mam nadzieję, że Tobie się to nie uda. Kiedyś zrozumiesz, że dobrze trafiłaś, bo byłaś z kimś, kto naprawdę Cię kochał i szanował. Zepsułaś to wszystko raz na zawsze. Ja nie będę robił sensacji, ale i tak ludzie się dowiedzą, jaki numer odwaliłaś. Długo nie będziesz mogła spojrzeć w lustro.
Asiu Z., co się z Tobą stało? Byłaś kiedyś taką nieśmiałą dziewczyną, która czytała poezję i tak pięknie mówiła o uczuciach. Żaliłaś się, że Twoim rodzicom nie wyszło i Ty nie powtórzysz tego błędu. Ja byłem Twoim sensem życia i wszystkie te bzdury, które wygadywałaś. No to nie masz już sensu i coś mi się wydaje, że długo nie znajdziesz. Kto by chciał być z taką zdradliwą dziewczyną?
Pewnie chciałabyś usłyszeć, że mimo wszystko życzę Ci powodzenia. Możesz sobie chcieć, ale to nic nie da.
fot. Thinkstock
Jestem litościwy, może nawet bym Ci tak powiedział, ale to nie ma sensu. Ty jesteś skazana na porażkę. Chyba żadna z Twoich znajomych nie została rzucona publicznie w Walentynki, co? Przynajmniej dokonałaś czegoś wyjątkowego. Niewiele więcej osiągnęłaś, więc możesz być dumna. Przypominaj sobie o tym co roku 14 lutego. Niech ta data będzie symbolem, czego tak naprawdę jesteś warta.
Jeśli jeszcze to czytasz, chciałbym Ci powiedzieć – żegnaj. Przez chwilę było miło, ale wyszło szydło z worka. Nie dzwoń, nie pisz, nie waż się do mnie odzywać w jakikolwiek inny sposób. Nie tłumacz się i daj mi po prostu święty spokój. Dla mnie już nie istniejesz.
Ulżyło Ci? Taka jesteś odważna, że nawet nie potrafiłaś tego zakończyć jak człowiek.
Bartek