Nigdy nie sądziłam, że mnie to spotka. Wiecie, jak to jest – ogląda się w telewizji głupie seriale albo czyta dziwne historie w gazetach i się myśli: „w prawdziwym życiu nigdy by się to nie wydarzyło”. A jednak na własnym przykładzie wiem, że wszystko jest możliwe.
Marzec 2013 roku chyba już zawsze będzie mi się źle kojarzył. Wszystko przez to, że wylądowałam w szpitalu przez własną głupotę. Trochę wstyd mi o tym pisać, ale stwierdziłam, że po pierwsze list będzie anonimowy i nikt się nie zorientuje, kim jestem, a po drugie dobrze opisać swoją historię, żeby inne dziewczyny nie popełniły mojego błędu.
W ciągu jednego miesiąca trzykrotnie wzięłam „pigułkę 72h po”. Za pierwszym razem zdecydowałam się na to świadomie. Po prostu uznaliśmy z moim chłopakiem, że chcemy wiedzieć, jak to jest uprawiać seks „do końca” i nie używać prezerwatywy. Wiem, że to strasznie głupie, ale jesteśmy ze sobą już pół roku i do tej pory zawsze robiliśmy to w gumce. Ten jeden jedyny raz chcieliśmy więc pójść na całość. Dodam tylko, że nie biorę tabletek antykoncepcyjnych, bo taniej nam wychodzi kupienie kondoma.
Tak więc doszliśmy z B. do wniosku, że ten jeden jedyny raz zaszalejemy, pokochamy się do samego finiszu, a potem złożymy się na pigułki awaryjne. Dziecinada, ale stwierdziliśmy, że ten jeden raz mi nie zaszkodzi. Seks bez lateksu rzeczywiście był meeeeeega przyjemny, ale późniejsze wciskanie kitu ginekologowi, że niby pękła nam gumka, już nie bardzo mi się podobało. Na szczęście lekarz nie robił problemu i przepisał mi antykoncepcję ratunkową.
Ta ściema o pękniętej prezerwatywie zemściła się na mnie jakiś tydzień później. Ja i B. mieliśmy strasznego pecha, bo kondom rzeczywiście nam pękł. Znów musiałam iść do ginekologa po tabletki. Poszłam oczywiście do innego doktora, bo ten pierwszy już by mi nie uwierzył.
Za pierwszym razem po wzięciu „pigułki po” nie czułam się zbyt dobrze, ale nie było tragedii. Miałam mdłości i było mi słabo, jednak po dwóch dniach skutki uboczne ustąpiły. Można się było domyślić, że druga tak duża dawka hormonów mocno mi zaszkodzi, ale w sumie to za bardzo o tym nie myślałam. Bardziej się bałam wpadki, niż tego, jak mogę się czuć po pigułkach.
A czułam się fatalnie. Wymiotowałam i miałam wstręt do jedzenia. Po kilku dobach dostałam też obfitego krwawienia, które trwało około 6 dni. Potem na szczęście wszystko jako tako wróciło do normy.
Pewnie gdybym na tym poprzestała, wszystko byłoby OK. Ale po tych wydarzeniach znów ja i B. najedliśmy się strachu, bo gumka nam się ześlizgnęła. Nie było wyjścia. Znów musiałam iść do kolejnego lekarza po „pigułkę po”. Trzeci raz… Wiadomo, że mój organizm tego nie wytrzymał. Kolejny raz dostałam krwotoku, ale tym razem tak obfitego, że dosłownie się ze mnie lało. Do tego zawroty głowy, ciągłe wymioty, prawie nie wstawałam z łóżka. Myślałam, że przejdzie mi jak zwykle po kilku dniach, ale tym razem czułam się sto razy gorzej. W końcu wylądowałam na ostrym dyżurze i tam jakoś przywrócili mnie do życia. Lekarz nie mógł uwierzyć, że byłam na tyle głupia, żeby trzykrotnie przyjąć taką dawkę hormonów…
Dziewczyny, możecie sobie o mnie myśleć, co chcecie. Że jestem nieodpowiedzialna, że jestem kretynką, że spotkała mnie słuszna kara za moją głupotę, ale pamiętajcie, że „pigułka 72h po” to nie jest zwyczajna antykoncepcja. Chciałam Was po prostu na to uczulić. Z hormonami nie ma żartów.
Z poważaniem,
Justyna