Byłam w ostatni weekend na wieczorze panieńskim i muszę powiedzieć, że wróciłam w kiepskim humorze. Atmosfera była niby fajna, a dziewczyny sympatyczne, ale chyba niepotrzebnie zaczęłyśmy tak szczerze dyskutować. Mogłyśmy się ograniczyć do picia i głupich zabaw. Zamiast tego usłyszałam na trzeźwo straszne rzeczy. One spijały sobie z dzióbków, jakie to są niezależne i silne, a ja tylko załamywałam ręce. Dowiedziałam się np., że inteligentna, przebojowa i ambitna kobieta XXI wieku nie myśli o dzieciach. To tylko zbędny balast.
Jedna z nas (kuzynka panny młodej) zadawała odważne pytania i każda z nas miała odpowiedzieć tak lub nie. Najpierw jakieś typowe, jak na tę okazję - czy kogoś zdradziłaś, czy uprawiałaś seks w trójkącie, czy kochałaś się z nieznajomym itd. A potem o małżeństwo, antykoncepcję i właśnie potomstwo. Wtedy nie wytrzymałam i zaczęłam drążyć temat. Chciałam się dowiedzieć, dlaczego 3/4 z nich mówiło wprost: żadnych bachorów. Oczywiście nie łudziłam się, że zmienię ich poglądy, ale z czystej ciekawości.
Wyszła z tego prawie awantura, bo one swoje, a ja swoje. Miałam wsparcie tylko w jednej osobie, a cała reszta zaczęła mi wmawiać, że jestem staroświecka i ogólnie beznadziejna. Ciekawe, ile jest takich Polek… Doszłam nawet do wniosku, że nie tylko nie rozumiem takich poglądów. Ja nimi gardzę i wstyd mi za młode rodaczki.
Zobacz również: HIT: Pokazała na 5 zdjęciach, dlaczego nie chce mieć dzieci (Śmieszne czy okrutne?)
fot. iStock
To nie jest tak, że mam jakąś obsesję i moim sensem jest rodzenie jednego dziecka za drugim. Nie marzę o wielodzietnej rodzinie i nie mam zamiaru przez najbliższe lata chodzić z brzuchem, rodzić, przewijać i tak w kółko. Jestem pod tym względem raczej normalna - po prostu wyobrażam sobie, że po ślubie razem z mężem powiększymy rodzinę. Z tej dyskusji wynika, że to nienormalne i świadczy o mojej słabości. Uległam propagandzie, czuję się stłamszona i chcę zostać matką, bo tego wymaga ode mnie okrutny świat. Silna kobieta, to taka, która się temu nie da.
Wiecie co? Zawsze myślałam inaczej. To właśnie ciąża, poród i macierzyństwo wymagają ogromnej siły. Jeśli nigdy nie rodziłaś, to nawet nie wiesz, do czego jesteś zdolna. Mówienie, że dzieci są beznadziejne i nikomu niepotrzebne uważam za słabe. Podobnie jak autorki tego typu teorii. Nie ma większej siłaczki na tym świecie od każdej mamy. Żadna niezależna i przebojowa singielka nie może się z nią równać. Nie mówię tak, bo gloryfikuję posiadanie dzieci. Na zdrowy rozum to oczywiste.
Jakie problemy ma bezdzietna i z czym musi się borykać? To są zazwyczaj śmieszne rzeczy w porównaniu z wzięciem odpowiedzialności za nowe życie. Nie chcę porównywać, która ma gorzej, ale niech się feministki może nad tym zastanowią.
Zobacz również: LIST: „Nie wierzcie kobietom, które mówią, że nie mają dzieci, bo ich nie chcą. To kłamstwo!”
fot. iStock
W ogóle, denerwuje mnie pojęcie współczesnego feminizmu. Jak chcesz być silną kobietą, to a) musisz gardzić mężczyznami i b) musisz gardzić dziećmi. Mnie się wydawało, że w tej idei chodzi o coś innego - równość płci i wzajemny szacunek. Doszło do tego, że skoro faceci nie rodzą, to my też nie musimy. Nie widzicie, jaki to jest nonsens? Za chwilę zaczniemy sikać na stojąco, bo panowie mają łatwiej i my też tak chcemy. A wracając do tej wymiany opinii w czasie wieczoru panieńskiego - zrobiło mi się potwornie przykro. Ciekawa jestem, czy matki i babcie tych dziewczyn znają ich poglądy.
Dowiedziałam się np., że dziecko to przede wszystkim: straszna ciąża, potworny poród, brak seksu po rozwiązaniu, oszpecone ciało, ogromne wydatki, źródło problemów emocjonalnych, popsucie relacji w związku, ciężar do końca życia. I w sumie tyle. Żadna nie zauważyła pozytywów związanych z macierzyństwem. A najlepszy był „żart” jednej z nich: Kto mi poda szklankę wody na starość? Jako niezależna kobieta będę tak obrzydliwie bogatą emerytką, że wynajmę sobie do tego ludzi. Najlepiej jakiegoś seksownego kamerdynera.
To jest właśnie poziom młodych polskich feministek (w większości były przed trzydziestką). Dziwię się, że nie skrytykowały panny młodej. W końcu ona też ulega złym wzorcom, bo w ogóle nie powinna wychodzić za mąż. Przecież ślub to symbol zniewolenia. Pewnie tak myślą, ale nie chciały robić jej przykrości. Ciekawe, jaką dwulicowością się wykażą, jak ona kilka miesięcy po tym ogłosi, że jest w ciąży…
Zobacz również: Dlaczego nie chcemy mieć dzieci?
fot. Thinkstock
Jestem załamana, bo myślałam, że kto jak kto, ale Polki potrafią jeszcze logicznie myśleć. Na Zachodzie dwie kreski na teście ciążowym to faktycznie katastrofa i najlepszy powód, żeby podciąć sobie żyły, ale dlaczego to przyszło też do nas? W naszym kraju zawsze był kult matki, więc zupełnie tego nie rozumiem. Jedyna nadzieja w tym, że to tylko chwilowa moda. A wszystkie te radykalne opinie są jedynie teoretyczne. Jak przyjdzie co do czego, to autorki tych haniebnych słów przedłużą gatunek. Nawet jeśli nie widzisz się w roli matki, to błagam, przynajmniej nie używaj takich głupich argumentów. Lepiej powiedzieć - nie mam instynktu i koniec, zamiast rozwodzić się nad tym, jakie potworne są dzieci.
Każda z nas też kiedyś była dzieckiem i nasze matki jakoś wytrzymały. Mało tego, one są pewnie z nas dumne i nie wyobrażają sobie życia bez nas. Nawet jeśli wcześniej miały wątpliwości, czy nadają się do tej roli. Niektóre rzeczy trzeba po prostu przeżyć, żeby zrozumieć. Takie teoretyczne rozwodzenie się nad życiowymi kwestiami rzadko przynosi coś dobrego. Mnie odechciało się z nimi gadać. Szanuję odmienne opinie, ale bez obrażania. One w każdej wypowiedzi obrażały wszystkie matki. Swoje też, chociaż pewnie nie zdawały sobie z tego sprawy.
Pozwólcie, że ja będę się trzymała swojego zdania. Dla mnie większą siłaczką jest mama, która przeszła przez ciążę i poród, a teraz robi wszystko dla swojego dziecka. Nie feministka pijąca kawkę z koleżankami i bredząca od rzeczy.
Joanna