Pewnie wszystkie macie jakieś kompleksy, które nie dają wam normalnie żyć. Ja też miałam, bo nie wyglądam jak miss świata. Ale wiecie co? Nie ma tego złego. Lepiej być w niszy, niż w mainstreamie. Szanse na powodzenie są wtedy znacznie większe i ja jestem na to najlepszym dowodem. Widzę przecież, co się dzieje z moimi idealnymi koleżankami. Faceci się ich boją, bo nie chcą odrzucenia.
Ja jestem dla nich normalna i przystępna, więc nie narzekam na brak adoratorów. I to nawet pomimo tego, że według niektórych jestem pokraczna, brzydka, tłusta i tak dalej. Sama dobrze wiem, że nie mam wymiarów modelki. Kiedyś mi to przeszkadzało i bałam się własnego cienia, a teraz inni mogą się uczyć ode mnie pewności siebie.
Jak to możliwe, że mając 155 cm wzrostu i ważąc ponad 90 kg lubię siebie, a mężczyźni mnie uwielbiają? To żadna tajemnica…
Zobacz również: „Nie jestem chora i leniwa!”. Modelka plus size tłumaczy, dlaczego nie ma zamiaru schudnąć...
fot. Thinkstock
Od zawsze słyszałam, że jestem do niczego. Żaden facet mnie nie zechce, bo oni są wzrokowcami. A co ja mam im do zaoferowania? Niska bym jeszcze mogła być, ale nie przy takiej tuszy. Podobno wyglądam jak ściśnięty baleron albo ludzik z reklamy opon. Oj, nasłuchałam się wielu strasznych rzeczy i przepłakałam wiele nocy. Ale to mnie wzmocniło. Dzięki temu zrozumiałam, że jestem bardziej wartościowa od hejterów.
Kariery w modelingu nie zrobię, ale przecież nie to się liczy. Co mi z długich nóg, wąskiej talii i wystających żeber? Znam takie dziewczyny i kiedy ja imprezuję albo randkuję, to one płaczą w samotności. Bo one są za ładne/zgrabne/idealne. Przez to wydają się niedostępne. No i zazwyczaj są sobą tak zachwycone, że zachowują się, jakby połknęły kij od szczotki. Są sztywne i wyniosłe. No i oczywiście szukają mistera świata, a nie byle kogo.
Ja mam dystans do siebie, świata i ludzi. Znam swoje ograniczenia i wady, ale nie spinam się bez sensu. Potrafię się śmiać, lubię poświntuszyć, nikogo nie przekreślam. O to przecież chodzi.
Zobacz również: DUŻE ŚLICZNOTKI: Są skrajnie otyłe, ale nie mają zamiaru schudnąć. Dla tysięcy facetów są IDEALNE!
fot. Thinkstock
Możecie mi nie wierzyć, ale dziękuję losowi, że nie dał mi idealnego ciała. Pewnie wtedy byłabym tak samo oschła i nudna, jak te wszystkie ślicznotki. I pewnie do dziś byłabym dziewicą. Naprawdę znam takie. One są mało życiowe i wzbudzają postrach. Jeśli facet ma do wyboru dziewczynę z rozkładówki, która najprawdopodobniej go spławi albo nieidealną mnie, ale z uśmiechem na ustach - w 90 proc. przypadków postanowi odezwać się do mnie.
Dlaczego? Bo jestem swojska. A przez to, że nie wyglądam jak modelka - taki koleś sobie myśli, że nie jestem wybredna. Trochę krzywdzące, ale żadna strata. Przynajmniej ja mam z kim pogadać, a może nawet coś więcej, a te zgrabne siedzą w kącie, bo wszyscy się ich boją. Poza tym, one niemal zawsze udają takie święte. Ja potrafię być wyzywająca i sexy, a przecież płeć przeciwna to lubi.
Uważasz się za zgrabniejszą i ładniejszą ode mnie? Ok, ale kiedy ostatnio imprezowałaś, ilu masz przyjaciół, czy regularnie uprawiasz seks? Ja z tymi tematami nie mam problemów, bo lubię siebie, a ludzie mnie. Bo jestem normalna.
Zobacz również: Czy mężczyźni uważają, że jesteś seksowna?
fot. Thinkstock
To nie jest tak, że staję przed lustrem i rozpływam się nad własnym odbiciem. Aż tak nie. Sama widzę, że jestem trochę pokraczna i mogłabym schudnąć. Tylko, że ja mam wybór - zrobię to albo nie. A w międzyczasie potrafię się dobrze bawić i mówiąc wprost - mam wzięcie. Wiem, co odsłonić, jak się zachowywać i co lubią faceci. Te idealne chcą być jeszcze piękniejsze, wszystkim się przejmują i od siebie odpychają.
Możecie mnie nazywać kuleczką i śmiać się ze mnie za plecami, ale pod koniec dnia to ja zasypiam z uśmiechem na ustach. Bo fajnie się bawiłam, poznałam nowych ludzi albo przeżyłam orgazm. Nie pomimo mojego specyficznego wyglądu, ale dzięki niemu. Bo prawda jest taka, że im bardziej normalna dziewczyna, tym więcej kolesi ma odwagę ją zagadać.
Nie chwalę się. Chciałam tylko przypomnieć o myśleniu takich „dziwolągów” i dać znać, że nie trzeba nam współczuć. Chyba raczej zazdrościć.
Martyna