Ostatnio zdałam sobie sprawę, że jak ktoś mieszka w danym miejscu, to nie za bardzo potrafi sobie wyobrazić życie w innym. Ja jestem z Warszawy i tak naprawdę nie miałam zielonego pojęcia, jaką jestem szczęściarą. Wszystko wydawało mi się takie oczywiste i normalne, a okazuje się, że w innych zakątkach Polski wcale nie jest tak różowo. Aktualnie sporo jeżdżę po kraju i dopiero teraz widzę, że poza stolicą wszystko wygląda inaczej.
Może to nie jest odkrycie na miarę Kolumba, ale naprawdę jestem w szoku. Człowiek sobie żyje pod kloszem i myśli, że wszystkim jest tak samo dobrze. A tu klops. Wystarczy wyjechać kilkanaście kilometrów poza Warszawę i perspektywa zmienia się całkowicie. Służbowo bardzo dużo teraz podróżuję, więc nareszcie zobaczyłam to na własne oczy. I nie ma się co oszukiwać - jestem w szoku i mogę tylko współczuć.
Zobacz również: TEST: Do którego polskiego miasta najbardziej pasujesz?
fot. Unsplash
Dla warszawiaka to nic niezwykłego, że może wsiąść do metra, pójść do jednego z wielu teatrów, zobaczyć na ulicy kogoś znanego, odwiedzić salon ekskluzywnej marki, zobaczyć drapacz chmur. To jest dla nas codzienność, której często nie doceniamy. Wydaje nam się, że to normalne i wszędzie jest podobnie. Prawda jest jednak zupełnie inna. Kończy się stolica, a zaczyna głęboka prowincja.
Niektórzy twierdzą, że wielki świat można poczuć też w Krakowie, Wrocławiu czy Gdańsku. Ja też przez całe lata naiwnie myślałam, że duże miasta niczym się od siebie nie różnią. Teraz z racji służbowych wyjazdów widzę jedno - jest Warszawa i długo, długo nic. Wszędzie korki, bo nie mają metra, najwyższe budynki u nich to kilkanaście pięter, celebryta na ulicy to wielkie święto, a oferta handlowo-rozrywkowa jest naprawdę uboga.
Zobacz również: Najseksowniejsze miasta świata: Na liście znalazło się jedno z Polski! (Które?)
fot. Unsplash
Nie twierdzę, że jesteśmy lepsi, bo mieszkamy w metropolii z prawdziwego zdarzenia, ale na pewno jest nam łatwiej. Kiedy tylko wyjeżdżam na dzień lub dwa, to zaraz tęsknię za tym warszawkim tempem. Wszędzie indziej życie toczy się leniwie i bez wyrazu. Ludzie cieszą się z byle czego, a omija ich tyle możliwości, które mieliby w stolicy. I to porównując największe miasta. O małych miejscowościach nie wspominam, bo to jest dopiero hardcore.
Szczerze? Nie wiem, jak inni potrafią bez tego funkcjonować. Żyjesz sobie w mieście, gdzie nawet nie ma kina, są dwa sklepy z chińskimi ciuchami, nawet tramwaj nie jeździ. Gdybym musiała się przenieść do takiej dziury, to naprawdę nie wytrzymałabym psychicznie. Ja po kilku godzinach na prowincji mam dość i tęsknię za normalnym życiem cywilizowanego człowieka. Nie piszę tego, żeby komuś popsuć humor.
Zobacz również: To właśnie w tym wieku wydasz najwięcej pieniędzy!
fot. Unsplash
Mieszkanie w Warszawie uważam teraz za wielki przywilej i szczęście. Wiem, że ludzie z innych stron na nas plują, bo podobno jesteśmy oderwani od rzeczywistości. Ale jest chyba na odwrót. To ludzie z mniejszych ośrodków nie zdają sobie sprawy, jak powinno wyglądać normalne życie. Nasza stolica przypomina Berlin, Londyn, Madryt. Tak funkcjonują miliony ludzi na świecie i to jest dla mnie norma. Te moje ostatnie wyjazdy uświadomiły mi, że poza stolicą oszalałabym z nudów i frustracji.
Cieszę się, że mogę obserwować to wszystko z boku i życie w normalnym mieście jest dla mnie codziennością. Kiedy wyjeżdżam, wtedy patrzę na innych trochę z góry. Nie dlatego, że mnie rodzice nie wychowali i zadzieram nosa. To z troski i współczucia, że inni mają gorzej. Ostatnio spacerowałam po centrum i turyści z innego miasta robili sobie zdjęcia przy wieżowcach, wejściu do metra albo przed witryną sklepu znanego projektanta. Dla nich to wielkie święto, a dla mnie codzienność.
Paulina