Kilka dni temu Kasia Zielińska pochwaliła się na Instagramie zdjęciem z rodzinnej imprezy. Widzimy na nim piękny tort z Pszczółką Mają i Guciem. Nie chodzi jednak o urodziny jej syna, ale półrocze. Aktorka ujawniła, że Aleksander jest z nią dokładnie od 180 dni. Internauci teraz mają z niej ubaw, bo kto to słyszał, żeby świętować takie okazje. Wypadałoby zaczekać do pełnego roku.
Zobacz również: Zwierzenia ciężarnej: „Należy mi się podwójny szacunek, a w Polsce panuje znieczulica”
Ale wiecie co? Ja się wcale z niej nie śmieję, bo sama coś takiego zorganizowałam w ubiegłym roku. Z perspektywy czasu wiem, że to nie jest najmądrzejszy pomysł, ale będąc matką nie zawsze myśli się do końca rozsądnie. Ja też nie chciałam czekać pełnych 12 miesięcy i pomyślałam, że można zaprosić rodzinę i przyjaciół znacznie wcześniej. Nie wiem, jak zareagowali jej najbliżsi, ale moi raczej się nie spisali.
Też zamówiłam tort, przygotowałam dekoracje, były przekąski i napoje, a nie pojawił się nikt. I to pomimo oficjalnego zaproszenia. Potraktowano mnie jak wariatkę, której coś się pomieszało w głowie. Także przestrzegam. I to niezależnie od tego, czy u niej goście dopisali.
fot. Unsplash
Pamiętam, co sobie wtedy myślałam - do pełnego roku jeszcze dużo zostało, a ja chcę się pochwalić swoim szczęściem. Przez 6 miesięcy mnóstwo się wydarzyło. Dziecko stawało się coraz bardziej samodzielne, a ja dojrzałam jako kobieta. Nie wiem już, gdzie usłyszałam o organizowaniu półrocza, ale pewnie gdzieś w telewizji albo w Internecie. Też wydawało mi się to dziwne, ale wkręciłam się w ten pomysł.
Wszystko miało wyglądać jak prawdziwe urodziny. Tort oczywiście bez świeczki, bo trudno byłoby wbić połówkę. Ale liczyłam na to, że bliscy nas odwiedzą. Może nawet przyniosą prezenty. Wydrukowałam śliczne zaproszenia, ustaliłam datę i zajęłam się organizacją. Wszystko dla mojego kochanego maleństwa. I trochę też dla siebie, bo bardzo chciałam się ze wszystkimi spotkać.
Bez okazji jakoś tak trudno nam się zebrać. Ludzie są zabiegani. Stwierdziłam, że na kawę mogą nie mieć czasu, ale w tej sytuacji nie będą mieli wyjścia. Przyjdą, bo w takich sytuacjach się nie odmawia.
Zobacz również: Młoda mama stworzyła... regulamin odwiedzin dziecka. Aż 13 restrykcyjnych zakazów
fot. Unsplash
Kiedy przyszło co do czego, to tort zjadłam z mężem. Dosłownie nikt się nie pojawił. Kilka osób zadzwoniło wcześniej, ale reszta zignorowała zaproszenie. Widocznie uznali, że robię sobie żarty albo to nie jest okazja do świętowania. Bardzo się wtedy zawiodłam, ale z perspektywy czasu chyba ich rozumiem. Przecież ja zareagowałabym tak samo, gdyby ktoś nagle wyskoczył z pomysłem organizacji półrocza dziecka. Bo co będzie dalej? Miesięcznice?
Dziś mogę się z tego tylko śmiać. Inaczej patrzę na macierzyństwo i nabrałam dużo więcej luzu. Zrozumiałam, że nawet ukochane dzieciątko to nie jest pępek świata. Takie dziwne pomysły to sprowadzanie sprawy do absurdu. Później nie ma się co dziwić, że ludzie wyśmiewają „madki”. Czytam komentarze na profilu Kasi i reakcji można było się spodziewać.
„Pół roku to nie urodziny”. „Tort na pół roku to chyba jakiś żart!”. „Nie słyszałam, żeby ktoś świętował pół roku”. „Co ci ludzie mają we łbach?”. Takie akcje szkodzą wszystkim mamom.
Zobacz również: „Zorganizowałam dziecku wystawne przyjęcie urodzinowe. Córka dostała zbyt tanie i nieodpowiednie prezenty”
fot. Unsplash
Wtedy było mi bardzo przykro, ale dziś cieszę się, że goście zignorowali moje zaproszenie. Nie chcieli brać udziału w czymś tak absurdalnym jak półrocze. Dzięki temu otrzeźwiałam i zrozumiałam, że są jakieś granice matczynej miłości. Bo co będzie później? Może zaczną się imprezy co kwartał? Z okazji pierwszego ząbka? Żądanie prezentów co tydzień?
Nie wiem, jak skończyła się ta konkretna zabawa, ale przy okazji chciałam przypomnieć o moich doświadczeniach. I wnioskach, jakie wyciągnęłam. A te są takie, że z macierzyństwa nie można robić cyrku. Są jakieś granice paranoi. Poza tym to niezbyt wychowawcze, bo pokazuje dziecku, że jest ważniejsze od innych.
Twoi rówieśnicy obchodzą urodziny co rok, a ty jesteś lepszy, więc dwa razy częściej. Coś tu naprawdę jest nie tak. Cieszę się, że nauczyłam się na błędach i dziś już to rozumiem. Innym mamom też polecam się otrząsnąć.
Wiola