Niedawno przeprowadziłam się do bloku. Nigdy nie mieszkałam w tak wysokim budynku z tyloma sąsiadami. Wychowywałam się w domu jednorodzinnym, a po przeprowadzce na studia - w kilku niskich kamienicach. Wszystko jest dla mnie nowe. Jeżdżenie windą, różne odgłosy, biegające przed oknami dzieci, mało przestrzeni. Powoli się przyzwyczajam i w sumie doceniam to, że na osiedlu mam wszystko pod ręką. Ale jedno mnie denerwuje i chyba nie przestanie - ludzie za bardzo się tobą interesują i wszystko im nie pasuje.
Zobacz również: LIST: „Nie wiem, jak można żyć poza Warszawą. Cała reszta kraju to GŁĘBOKA PROWINCJA”
Pierwszego dnia pani z mieszkania obok wytknęła mi, że za głośno się wprowadzam. Nie podobało jej się, że ciągle wchodzę i wychodzę, a po korytarzu kręci się kilka osób. Odpowiedziałam grzecznie, że inaczej nie da się tego zrobić. Obiecałam, że szybko skończymy i nie ma się o co martwić. No to mnie upomniała, żebyśmy przypadkiem nie uszkodzili windy albo ściany przy wnoszeniu mebli. Pomyślałam sobie - nadgorliwa. Zaznacza swój teren. Szybko jej przejdzie.
I o ile z nią mam teraz świetne stosunki, tak pojawiają się kolejne problemy. Ciągle okazuje się, że robię coś źle. „Pani ze wsi przyjechała, że się tak zachowuje?” - zapytał mnie ostatnio pan z parteru. Nawet nie wiem, co takiego złego zrobiłam.
fot. Unsplash
Ja jestem naprawdę wyrozumiała i do głowy by mi nie przyszło, żeby upominać wszystkich wokół. A naprawdę miałabym za co. Na balkonie mieszkania na pierwszym piętrze stoją tuje. Codziennie są podlewane i codziennie woda z doniczek spływa po podłodze i kapie na chodnik obok klatki. Już kilka razy mnie oblała. Jedna z sąsiadek nade mną wstaje chyba o 4.30 i niestety słyszę jej wszystkie przygotowania do wyjścia. Stukot butów, korzystanie z toalety, włączone radio.
Są też, jak ja to nazywam, psiarze. Czasami strach wejść do windy, bo stoi tam pan czy pani i pupil, który wygląda jak morderca. Wielkie psisko z gatunku tych groźnych. Oczywiście bez smyczy i kagańca, bo „on nie gryzie”. Jest też dziewczyna, która wraca codziennie bardzo późno i tłucze się niemiłosiernie przed moimi drzwiami. Nie wspominając o imprezowiczach, którzy odkąd zrobiło się ciepło co wieczór przyjmują gości na balkonie. Straszny harmider.
No i jestem ja. Cicha, kulturalna i wydawało mi się, że bezproblematyczna. Ale niektórym i tak podpadłam, a poszło o grilla.
Zobacz również: LIST: „Sąsiedzi zostawili mi na wycieraczce list z obelgami. Przeczytajcie”
fot. Unsplash
Moje mieszkanie posiada taras, z którego ostatnio chętnie korzystam. Jest gdzie posiedzieć, a w weekendy także poimprezować. Nie mam na myśli głośnej muzyki i wrzasków do rana. Moi znajomi są kulturalni. Siedzimy sobie dość cicho, rozmawiamy i czasem mamy ochotę coś zjeść. Miejsca jest na tyle, że można uruchomić grilla. Od razu mówię, że nie chodzi o taki zwykły na węgiel drzewny, który kopci, brudzi i śmierdzi. Choć takie są używane przez sąsiadów i im chyba nikt uwagi nie zwraca. Mój jest elektryczny, ale to niewiele zmienia.
Przynajmniej według mieszkańców dwóch lokali nade mną. Ich zdaniem moje grillowanie zakłóca ich spokój. Jak to się wyrazili - „smrodzę im pod oknem”. Nie wydaje mi się, żeby to było aż tak uciążliwe. Raz czy dwa na tydzień, jak jest dobra pogoda, podsmażę tam kilka kiełbasek czy jakieś mięso. Żadnego ognia, dymu i sadzy w związku z tym nie emituję. Po prostu zdarzy im się poczuć zapach smażeniny.
Dla mnie te pretensje są irracjonalne. W bloku czuje się takie rzeczy. Ja np. wiem, kto gotuje w danym momencie fasolę albo smaży rybę. Aromaty się roznoszą nawet pod drzwiami i nie ma co robić z tego dramatu.
Zobacz również: 16 problemów, które rozumiesz, jeśli kiedykolwiek organizowałaś domówkę
fot. Unsplash
Zrozumiałabym aferę, gdyby to było grillowanie żywym ogniem i smród węgla czy podpałki. Ale to jest po prostu płyta podgrzewana prądem i kilka sztuk mięsiwa. Żadnego zagrożenia pożarowego, czego nie można powiedzieć o właścicielach innych balkonów. Metr na metr, a oni tam rozpalają ogniska. Ja na dużym tarasie czegoś takiego używać nie mogę? No i przez to jest wojna, bo każdy ma swoje racje. Jednemu nadgorliwemu wytknęłam, że czasami widzę, jak nie sprząta po swoim psie. Stwierdził, że jestem bezczelna.
Szkoda, że Polacy lubią sobie tak utrudniać życie. Jesteśmy na siebie skazani w tym bloku i lepiej, gdyby było miło. Z kilkoma osobami można się dogadać i są sympatyczni, a cała reszta ciągle jątrzy. Takie ich hobby - przyłapać sąsiada na jakimś przewinieniu. Z tym, że ja powtarzam - nic złego nie robię. Zapytałam nawet administratora i on twierdzi, że mam prawo to robić. Grill elektryczny nie jest uciążliwy i nie stwarza zagrożenia pożarowego.
Ale te marudy nie chcą tego słuchać. Twierdzą, że duszą się moim dymem, a suszone ubrania śmierdzą padliną. W ten weekend chyba też sobie nie odmówię kiełbaski…
Paulina