Drogie Czytelniczki,
Zwracam się szczególnie do tych z Was, które organizację ślubu mają już za sobą lub są w trakcie.
Mam 24 lata i w przyszłym roku wychodzę za mąż. Termin już został wyznaczony, sala zabukowana i jesteśmy na etapie kompletowania listy gości. Rodzice moi i mojego narzeczonego uzgodnili, że każda rodzina płaci za swoich gości, co wydaje mi się sprawiedliwym rozwiązaniem. I oni już wiedzą, że z ich strony będzie (łącznie rodziny i znajomych) 36 osób. Gdyby i tyle miało być z mojej strony, mielibyśmy normalne, niezbyt wielkie wesele, czyli takie jakie lubię najbardziej. Niestety zapowiada się, że będzie zupełnie inaczej.
Moja mama jest stałą bywalczynią rozmaitych wesel. Z zawodu jest kucharką i często była wynajmowana do gotowania w różnych remizach itp. Od zawsze, kiedy zaczynała się wiosna, w soboty praktycznie nie było jej w domu, bo zajmowała się w tym czasie cudzym rosołem i schabowymi. Do tej pory, mimo że ma już swoje lata, zdarza jej się raz na jakiś czas gdzieś tam popracować. W ten sposób uczestniczyła w nieskończonej liczbie wesel, a że jest osobą towarzyską, szybko nawiązywała z tymi ludźmi bliższe relacje. No i oczywiście zawsze opowiadała, że jak tylko swoją córkę będzie wyprawiała za mąż to wszyscy są mile widziani.
Do tego dochodzi kwestia ciotek i wujków piąta woda po kisielu, z którymi nawet ona nie utrzymuje kontaktów bardziej zażyłych niż wysłanie życzeń na Boże Narodzenie. Oczywiście chce ich wszystkich zaprosić, bo ona w latach 90-tych, kiedy ja byłam małą dziewczynką, chodziła na wesela ich dzieci. Mój ojciec, z natury podporządkowany matce, oczywiście nie ma zdania na ten temat i godzi się na wszystko co ona mówi. A ona argumentów „mamo, jak ich nawet nie znam” albo „to będzie kosztowało majątek” nie przyjmuje do wiadomości. ZASTAW SIĘ A POSTAW SIĘ to jej życiowa filozofia.
Wczoraj zasiadła z kartką i długopisem na balkonie, zaszyła się tam na ponad godzinę i wieczorem przedstawiła nam listę gości. Ponad 200 osób! A gdzie tu jeszcze mówić o moich koleżankach, ich osobach towarzyszących czy znajomych ze studiów? JESTEM ZAŁAMANA!
Czy jest w ogóle sens jej tłumaczyć, że to głupie? Bo tak naprawdę to już nawet nie o zasadność chodzi. Bardzo bym chciała w ten ważny dzień być z moimi bliskimi, z ludźmi których cenię, a przede wszystkim ZNAM. Jak to wyglądało u Was?
Anka87
Na Wasze listy czekamy pod adresem redakcja(at)papilot.pl.
Zobacz także:
Wasze Listy: „Mój facet nie dba o higienę, wstyd mi za niego w towarzystwie”