„Kochane Papilotki,
Jestem przekonana, że wśród was wiele jest młodych mam. Ja sama do nich należę. Mam 22 lata i rocznego synka, którego kocham nad życie. Jego dobro jest dla mnie najważniejsze.
W ciążę zaszłam dwa lata temu. Miałam wtedy 20 lat i pracowałam w urzędzie gminy jako sekretarka. ciążę miałam niespokojną, więc o pracy mowy nie było. Moi rodzice przyjęli wieść o dziecku nie tak źle, zaopiekowali się mną. Gorzej było na zewnątrz. Cała wieś aż huczała od plotek, kto mi to zrobił. Szybko wyszło na jaw, że ojcem Bartusia jest starszy ode mnie o 18 lat urzędnik. W dodatku żonaty i dzieciaty. Nie chciałam, żeby robił dla mnie cokolwiek, moja rodzina też uniosła się honorem i nie chciała pieniędzy od niego. On też nie nalegał na ustalanie ojcostwa czy cokolwiek, więc gdyby nie ci wszyscy ludzie mielący ozorami, sprawa rozeszłaby się po kościach. Rozumiecie – ja miałabym cudownego synka, a on nie miałby problemu. Ja mieszkałabym na wsi, on w pobliskim mieście, nie widywalibyśmy się nawet. Niestety plotki doszły do jego żony, ona się wściekła, narobiła rabanu. Cała okolica wytykała mnie palcami i nazywała dziwką i szmatą, która się puszcza.
Czułam się strasznie. Te nerwy sprawiły, że urodziłam przedwcześnie. Maluszek był słaby, a ja już od pierwszych dni jego życia martwiłam się – co z nim będzie, kiedy dorośnie i zacznie pytać, gdzie tata. Pół biedy, jeśli mnie by zapytał albo kogoś z bliskich. Gorzej jeśli pójdzie do szkoły, a na lekcji jakieś dziecko powie – „A, to ty, bękart”. Teraz ma roczek, nie ma takiego ryzyka, ale czas tak szybko mija.
Mam przyjaciółkę, jeszcze z podstawówki. Ona dobrze się uczyła, poszła na studia do Warszawy. Do tego wyjątkowo jej się poszczęściło, bo niedawno mogła wprowadzić się do domu na Mokotowie, który dostała w spadku po rodzinie. To dość przestronny bliźniak w ładnej okolicy. Duży, za duży dla niej samej. Dlatego zaproponowała mi, żebym wyprowadziła się od rodziców i zaczęła nowe życie razem z nią. Dzieckiem mogłybyśmy się zajmować na zmianę, bo ona nie pracuje. Ja znalazłabym coś na kilka godzin dziennie, a może nawet pracę zdalną. Mogłabym przecież robić coś z domu.
Moi rodzice uważają, że to idiotyzm i że jeszcze bym wróciła z podkulonym ogonem jak córka marnotrawna. Mówią, że na pewno nie dostanę miejsca dla dzieciaka w przedszkolu, że wszystko drogie, że ludzie obcy i nieprzychylni. Ale ja myślę, że na wsi jeszcze gorsi. Tylko plotkami żyją i krew by z człowieka wyssali najchętniej jak wampiry głodne sensacji.
Wiem, że jeśli nie podejmę decyzji szybko, to mi okazja przepadnie, bo ona mogłaby sobie wziąć jakieś współlokatorki. I jeszcze by zarobiła na tym. A mnie może dać pokój za darmo. Tylko czy ja podołam?
Ryzykować?
Sylwia
Na Wasze Listy czekamy pod adresem redakcja(at)papilot.pl.
Decyzja należy do Ciebie: „Czy zabronić 13-letniej córce malowania się i noszenia obcasów?”