Szanowna Redakcjo,
Na początek chciałam zaznaczyć, że nie jestem jakąś głupią, prymitywną dziewczyną bez ambicji. To życie zmusza mnie do takich, a nie innych wyborów. Matka po zawodówce, pijany ojciec, pięcioro rodzeństwa i małe gospodarstwo. To wszystko co mam. Moje starsze siostry zaszły w ciążę jeszcze w szkole albo tuż po, teraz mają za mężów takich samych pijaków i drani jak mój ojciec. Ja od nich zawsze byłam inna, marzyłam o wielkim świecie, o wyrwaniu się z tej biedy.
Zawsze lubiłam się uczyć, przychodziło mi to łatwo. Ale wyobraźcie sobie – nie miałam nawet własnego biurka, łóżko dzieliłam ze starszą siostrą, a o porządnych kredkach mogłam tylko pomarzyć. Szczęście, że mam głowę do matematyki, zaczęłam wygrywać konkursy, miałam motywację i mi się chciało. Jako jedyna z całej mojej rodziny poszłam do liceum, które skończyłam. W tym roku zdałam maturę. I dostałam się na wymarzoną politechnikę do Gdańska. Gdy powiedziałam o tym szczęśliwa rodzicom, oni tylko pokiwali głową i powiedzieli, że tylko im kłopot robię i żebym nie myślała, że oni będą mnie utrzymywać. Ojciec zresztą i tak chyba nie zrozumiał, bo znowu wrócił pijany.
Od lipca zastanawiam się, co zrobić, jak się tam w tym Gdańsku utrzymać? Jeżdżę do koleżanki z liceum i gugluję ceny mieszkań, biletów autobusowych, wszystko podliczam. I co? I nie wiem skąd wezmę takie pieniądze. To znaczy teraz już wiem. Chyba.
Dwa tygodnie temu wpadła mi w ręce gazeta z reportażem o sponsoringu i studentkach zarabiających tak na życie. Są luksusowymi damami do towarzystwa, na wyjazdy, wypady, spotkania i oczywiście na co dzień. Pomyślałam, dlaczego nie? Jestem oczytana, inteligentna i całkiem atrakcyjna. Może nie jestem pięknością, ale ja nigdy nie przywiązywałam wagi do wyglądu. Koleżanki zawsze mi mówiły, że gdybym zaczęła się malować i lepiej ubierać, mogłabym mieć każdego. Mi na tym nie zależy, bo najważniejsze są teraz dla mnie studia, a później znalezienie dobrej pracy, wiec nie zawracam sobie głowy facetami.
Poza tym w takim dużym mieście będą anonimowa, nikt nie będzie wiedział, że to ta biedaczka z pijackiej rodziny. I nikt nie dowie się, czym się trudnię. Chcę w końcu zacząć nowe życie, na równi z moimi rówieśnikami. Nie wstydząc się, że nie idę na urodziny do najlepszej koleżanki, bo nie mam jej za co kupić prezentu. I mogąc sobie pozwolić na pizzę ze znajomymi albo lakier do paznokci. Bo do tej pory nawet na to nie miałam.
No więc wystawiłam swoją ofertę na kilku portalach i zaskoczyła mnie ilość zgłoszeń! Za tydzień jestem umówiona z pierwszym panem – koło 40, bez zobowiązań w stylu rodzina i dzieci, ale potrzebuje odskoczni, bo dużo pracuje. W zamian oferuje mi mieszkanie i kieszonkowe, oczywiście jeżeli się sobie spodobamy. Jeżeli nie, to mam jeszcze kilku innych w kolejce, ale ten mi się ze zdjęcia najbardziej podobał.
Papilotki, czy dobrą decyzję podejmuję? Wiem, wiem, powiecie zaraz, że to jest nieszanowanie własnego ciała, ale przecież nie będą wystawać na szosie jak jakaś tirówka! Poza tym ja naprawdę mam ciężką sytuację, a może od następnego roku dostanę stypendium naukowe? Nie będę miała czasu, żeby normalnie pracować, bo chcę się świetnie uczyć, zdobywać doświadczenie i wiedzę, a wiem, że przy takiej ilości zajęć nie podołam jeszcze z normalną pracą! Pozdrawiam, Karina.
Kontakt: redakcja(at)papilot.pl
Zobacz także: