W ostatnią sobotę stycznia mam studniówkę. Czasu zostało raczej niewiele. Zwłaszcza, że dalej nie mam partnera. Albo inaczej - ktoś by się znalazł i on jest chętny, ale nie bardzo wiem, czy się do tego nadaje. Chodzi o mojego „chłopaka”. Cudzysłów nie bez powodu, bo w sumie to taki luźny związek. Miłości sobie nie wyznaliśmy, choć spędzamy ze sobą mnóstwo czasu. Lubię go, może nawet coś więcej, ale zastanawiam się, czy powinnam go ze sobą zabrać.
To nie jest typ przystojniaka i imprezowicza, który mógłby zrobić wrażenie na wszystkich. Tak mówiąc między nami, to chyba nie nadaje się do tej roli. Myślałam nawet, żeby wziąć kogoś zupełnie innego, a jemu to jakoś wytłumaczyć. Może nie wprost, że nie jest za ładny i nie potrafi się bawić. Raczej - obiecałam innemu, on mnie zaprosił, to nic nie znaczy.
Kiedy wyobrażam sobie, że idę na zabawę z moim „chłopakiem”, to skacze mi ciśnienie. On zupełnie, ale to zupełnie się do tego nie nadaje. O czym nie pomyślę, to jakieś ale. Zaczynając od wyglądu.
Zobacz również: LIST: „Chcę założyć na studniówkę taką odważną sukienkę. Nie ośmieszę się?”
fot. Unsplash
Wspomniałam już, że to raczej nie przystojniak. W takim razie, co ja w nim widzę? Jakiś okropny nie jest, ale naprawdę nadrabia osobowością. Poza tym, po prostu się do niego przyzwyczaiłam. Ale wiem, co się o nim mówi. To taki „świński blondyn” z jasną karnacją. Prawie rudy. Z tego, co wiem, to sześciopaku na brzuchu nie posiada. Średnia budowa ciała, momentami pucułowaty. Twarz może być, choć nos trochę duży, a brwi rozrośnięte. Taki zwyczajny raczej.
To jeszcze nie byłby dramat, ale pojawia się tej kwestia jego wzrostu. Tego natura mu poskąpiła i jestem od niego wyższa prawie o głowę. Wiadomo, jak to wygląda. Tak ogólnie i w szczegółach - w czasie tańczenia albo pozowania do zdjęć. Będą się śmiali, że przyszłam z synkiem. Ja jeszcze dodatkowo na obcasach i katastrofa gotowa.
Nawet nie wspominam o martwej jedynce, którą widać, jak mówi. Przebarwiona i brzydka. Ja się do tego wszystkiego przyzwyczaiłam. Moi znajomi ze szkoły nie muszą. Na dodatek szybko się upija.
Zobacz również: LIST: „Wszyscy mi radzą, żebym nie pokazywała swojego chłopaka na studniówce. Wywołam skandal!”
fot. Unsplash
Ogólnie to imprezowicz z niego średni. Raczej typ, z którym można fajnie porozmawiać, obejrzeć film, połazić po galerii albo muzeum. A studniówka to coś zupełnie innego - musisz zachwycać, olśniewać, zagadywać, tańczyć i ogólnie wow. Przynajmniej ja bym tego oczekiwała od partnera. Potrzebuję kogoś, kto bawi się lepiej i ma więcej energii ode mnie. Taki ktoś pociągnie temat i będzie fajnie. Boję się, że jak usiądę z moim „chłopakiem” przy stole, to już nie wstaniemy. Przegadamy noc, a inni będą nas obgadywać.
A mnie się marzy krążenie między stolikami, śmiechy, piruety. Chciałabym przeżyć imprezę życia. Obawiam się, że z tym partnerem to nie będzie możliwe. Musiałabym nawet zadbać o jego garnitur, bo gustu to najlepszego nie ma. I mimo, że wiem, co powinnam w sumie zrobić, to jednak się biję z myślami. Może nie poprosił mnie jeszcze o chodzenie, ale przecież jesteśmy parą.
Czy mogę o nim zapomnieć na jeden wieczór? Czy on zapomni mi, jeśli wezmę kogoś innego? Dla mnie to trudna decyzja.
Zobacz również: Co koniecznie powinno się znaleźć w twojej studniówkowej torebce?
fot. Unsplash
Z jednej strony mam to:
- nie za ładny,
- nie za wysoki,
- niezbyt imprezowy,
- fatalny tancerz,
- oficjalnie nawet nie mój chłopak.
Z drugiej: on jest w jakimś sensie mój i bardzo go lubię.
Nie chcę tego zepsuć i go stracić. Normalnie pewnie nie miałabym dylematów, ale wszyscy gadają mi: weź kogoś innego, ten się nie nadaje, nie będziesz się z nim dobrze bawiła, spójrz tylko na niego, to jakiś niewypał. I ja to wszystko dostrzegłam, chociaż wcześniej nic mi w nim nie przeszkadzało.
Impreza marzeń czy szansa na związek? Chyba między tym mam wybierać.
Patrycja