Za chwilę rozpoczęcie roku akademickiego. Kolejne, w którym nie wezmę udziału, bo nie poszłam na studia. Od kilku lat już to świętuję, bo uważam, że podjęłam najlepszą decyzję. Jasne, trochę przesadzam i wcale się tym tak nie szczycę. Ale wstydzić się też nie mam zamiaru. Podjęłam bardziej czy mniej świadomą decyzję i wcale jej „szybko nie pożałowałam”, jak mnie niektórzy ostrzegali. Pracę mam, faceta też, myślimy o ślubie, a z głodu nie umrzemy.
W Polsce studia stały się czymś tak oczywistym, że dzisiaj już nikt nie pyta, czy powalczysz o magistra. Jedynie - jaki to będzie kierunek, bo po technicznych się najwięcej zarabia. W sumie humanistyka też jest spoko. Zawsze lepsza od niczego, bo bez niższego wykształcenia trafisz pod most. Młodym ludziom już nawet nie daje się wyboru. Presja jest taka, że idą. Jak barany przez pastwisko.
Potem się chwalą, jacy to są wyjątkowi… Z okazji kolejnego roku akademickiego chcę powiedzieć, że to bzdura.
Zobacz również: Kariera po studiach: Z uniwersytetu na kasę w dyskoncie
fot. Thinkstock
Już nawet wybitni ludzie i eksperci zajmujący się rynkiem pracy przyznają, że nastąpił przesyt. Absolwentów jest za dużo. Doprowadza to do tego, że wszyscy stają się bezwartościowi. Skoro wyższe wykształcenie nie jest żadnym kryterium, bo każdy je ma, to trzeba szukać innych sposobów weryfikacji. Dlatego pracodawcy wolą patrzeć na doświadczenie zawodowe albo przeprowadzają tak długą rekrutację, żeby tylko najwytrwalsi dali radę.
Bo czym się od siebie różni kilkadziesiąt tysięcy osób, które ukończyły ten sam kierunek w jednym roku? Kiedyś to były przynajmniej mniejsze liczby i jakiś prestiż. Dziś nie ma to większego znaczenia. Nawet jestem zdania, że jak ktoś tu ma zadzierać głowę, to raczej ja. „Mgr” przez nazwiskiem nie mam i nie będę miała, ale od 19. roku życia ciężko pracuję.
To się liczy, a nie pierwszy lepszy ukończony kierunek. Dlatego nie mam kompleksów związanych z wykształceniem.
fot. Thinkstock
A skoro tak, to studenci nie powinni się tak wywyższać. To naprawdę żadne osiągnięcie dostać się na studia i potem przez kilka lat żerować na rodzicach. Znam takich aż za dobrze. Prawie się nie uczą, ślizgają się z roku na rok, ciągle imprezują, a mama z tatą za wszystko płacą. Tak w końcu trzeba, bo dzieciątko musi spokojnie ukończyć te studia i kiedyś się odwdzięczy. Większość się bardzo przeliczy, bo szanse na karierę są niewielkie. Pracy nie ma nawet dla doświadczonych specjalistów, a co dopiero dla takich oderwanych od rzeczywistości ludzi.
Generalizuję, wiem, ale tak to często wygląda. Oni uczą się jakichś bzdur (o ile w ogóle zaglądają do książek), obracają się w towarzystwie innych studentów i wydaje im się, że tak wygląda elita. Plebs haruje fizycznie, a oni będą kimś. Nie chcę straszyć, ale po obronie przyjdzie rozczarowanie. Okaże się, że firmy wcale nie ustawiają się po nich w kolejce.
To oni będą się ustawiać w kolejce do pośredniaka, żeby chociaż mieć ubezpieczenie zdrowotne.
Zobacz również: LIST: „Wstydzę się za córkę. Nie poszła na studia, nie znalazła pracy, nie ma chłopaka!”
fot. Thinkstock
Nie rozumiem tego podziału na ambitnych, wspaniałych, zaradnych i perspektywicznych studentów oraz całą resztę, której się NIE CHCIAŁO uczyć. Jasne, leserów jest wielu, ale sporo osób rezygnuje z tego świadomie. Chcą lub muszą pracować, mają pasję, znają się na czymś. Należy im się szacunek, jeśli w tak młodym wieku zarabiają na siebie.
Uczelnia to taka przechowalnia na kolejnych 5 lat, kiedy można jeszcze uciekać od dorosłości. Oficjalnie pełnoletni, a umysłowo raczej pogubieni. Wydaje im się, że są kimś, bo mają indeks. Mnie to nie przekonuje, bo tym dokumentem się nie nakarmisz. Także, polecam trochę pokory. Nikt cię nie będzie nosił na rękach, bo jakiś uniwersytet cię przyjął. Trzeba się w życiu wykazać czymś więcej.
Teraz wszyscy robią z siebie intelektualistów. Wszyscy się wstydzą i boją normalnej pracy. Muszą robić coś oryginalnego. Realizować projekty, jeździć na konferencje… A pracować nie ma komu.
fot. Thinkstock
Nie lepiej mieć 25 lat i już wiedzieć, co się chce robić? Jak zrezygnujesz ze studiów, to masz czas na prawdziwe poszukiwania. Nie zamykasz się na jeden temat i branżę. Próbujesz, zdobywasz doświadczenie i wiesz już jak smakuje dorosłe życie. Absolwenci dopiero wychodzą ze złotej klatki i są w szoku, że to takie trudne. Zwłaszcza, jak się okazuje, że zmarnowali 5 lat na naukę czegoś, co ich nie kręci. Albo nie mają żadnych perspektyw w danym fachu. Nie dziwię się, że występuje takie bezrobocie wśród młodych i problemy psychiczne.
Ja też bym pewnie oszalała, gdybym przeżyła ćwierć wieku i musiała zaczynać od zera. Bo studenci w większości nie wiedzą, jak wygląda prawdziwa praca, a ich oczekiwania są nierealne. Łatwo się rozczarować i załamać.
Nie twierdzę, że moja droga jest najlepsza. Ale jest jakąś opcją. Podobnie jak studia - nie dla wszystkich!
fot. Thinkstock
Dlatego błagam, zanim kolejny raz ogłosisz z dumą, że „jesteś studentką”, to najpierw się zastanów. Co to oznacza, kogo to obchodzi i czy na pewno jest się czym przechwalać. Ja odczuwam większą satysfakcję, kiedy mogę powiedzieć, że pracuję od X lat, mam pasję i jeszcze dobrze mi za to płacą. Jestem dowodem na to, że czasami warto pójść pod prąd. Wszyscy moi znajomi szli na studia, a ja się nie dałam. I nie żałuję.
Życzę wszystkim udanego roku akademickiego. Jeśli się postaracie, to nie będzie zmarnowany czas. Ale studiowanie dla samego studiowania nie jest fajne. Warto połączyć naukę z pracą i poszukiwać swojego miejsca. Wasi rodzice już się wystarczająco poświęcili, więc nie żerujcie na nich dłużej.
Ja bym się wstydziła będąc dorosłą osobą wyciągać do nich rękę po pieniądze…
Aneta
Zobacz również: Jaka praca pasuje do Twojej osobowości?