Dla większości Czytelniczek jestem już pewnie starszą panią. Mam nieco ponad 40 lat i problem, który zaczyna mnie przerastać. Patrzę jak moje jedyne dziecko marnuje sobie życie i nie mam na to żadnego wpływu. Od kiedy ukończyła 16-17 lat, już w ogóle mnie nie słucha. Ciągle wpada w kłopoty, a ja do tej pory ją ratowałam. Nie wiem czy nie czas z tym przestać. Niech radzi sobie sama, to może przejrzy na oczy.
Jest w takim wieku, że role powinny się odwrócić. To nie ja mam się nią opiekować. Dorosła córka powinna wspierać mnie. Na to niestety liczyć nie mogę, bo ona nie myśli o nikim. Nawet o sobie. Ona w ogóle rzadko używa rozumu i takie są efekty. Aktualnie jest w ciąży, ale nikt przy zdrowych zmysłach nawet sobie nie wyobraża, co będzie dalej.
Z kim będzie je wychowywała? Skąd weźmie pieniądze? Gdzie zamieszka? Wszyscy oczekują tego, że ze mną.
Zobacz również: Nieślubne dzieci: Gdzie w Polsce rodzi się ich najwięcej? Ile lat mają ich matki?
fot. Thinkstock
Ale wiecie co? Ja mam tego dość. Nie chcę jej znowu ratować. 22-letnia kobieta to juz nie dziecko. A już zwłaszcza, jak sama jest w ciąży. Powinna brać odpowiedzialność za swoje czyny. Do tej pory było tak, że wpadała w problemy i cały świat ją ratował. Wszyscy się przejmowali, żeby jej było dobrze, tylko nie ona. Zawsze była wyręczana, więc się do tego przyzwyczaiła. Chciałabym z tym skończyć.
Teraz też czeka, aż ja zmięknę. Zaproszę ją do siebie, otoczę opieką i powiem, że wszystko będzie dobrze. Ale nie będzie! To już za daleko zaszło i ja nie mam siły walczyć. Przez tę dziewczynę wali się także moje życie. Chcę wreszcie pomyśleć o sobie. Czy z tego powodu jestem złą matką? Nie wiem. Raz myślę tak, a raz inaczej. To chyba mnie przerosło.
W tej chwili chciałabym sobie odpuścić. Niech robi, co uważa. Może wreszcie spadnie na cztery łapy i zacznie liczyć się z innymi.
fot. Thinkstock
Dlaczego tak na nią narzekam? To dziecko, które sprawiało problemy praktycznie od momentu, jak się urodziło. Ciągle chorowała, przynosiła do domu jakieś nowe zarazki, potem w szkole wagarowała, miała etap w życiu z narkotykami, ciągle jakieś podejrzane towarzystwo, a teraz ciąża w najgorszym możliwym momencie. Nie ma wykształcenia, pracy, ani faceta, który mógłby jej pomóc. Jest sama z dzieckiem. A gdzieś obok jestem ja.
Zastanawiam się, czy jeszcze powinnam tam być. Coraz częściej myślę, że czas się odciąć. Umyć ręce i powiedzieć „papa, córeczko, daj znać jak coś osiągniesz”. Cokolwiek. Urodzisz zdrowe maleństwo, dobrze je wychowasz, pójdziesz się uczyć, znajdziesz pracę albo mężczyznę, który cię pokocha. Takie mam proste marzenia i niczego więcej od niej nie oczekuję.
Ale i tak to ja wychodzę na tę najgorszą. Powinnam podobno biec do niej i błagać, żeby wróciła do domu. Bo tak dobre matki robią.
Zobacz również: LIST: „Udawałam ciążę i poronienie, żeby rodzina mnie bardziej pokochała”
fot. Thinkstock
Przez wiele lat tak robiłam i nic ciekawego z tego nie wynikło. Pamiętam, że po jednym takim razie mnie okradła i wyszła z powrotem. Kiedy indziej siedziała z pół roku na tyłku, ale potem i tak mnie obsmarowała przy całej rodzinie i znajomych. Mówiła im, że ją głodziłam i się znęcałam. Ta dziewczyna jeszcze nigdy w życiu nie zajęła się niczym konkretnym i przyszłościowym. Ona jest tą od problemów.
Mam tego serdecznie dość po tych latach i przyznam się uczciwie - wyobrażam sobie, że trafia do domu samotnej matki. Nawet mnie ta myśl odrobinę cieszy. Z jednej strony wstyd, bo przecież ma matkę i wcale tak źle jej nie jest, ale z drugiej… Niech ktoś inny się nią przejmuje. A ona niech zrozumie, że sama do tego doprowadziła.
Moja matka na pewno by nade mną nie skakała, gdybym nie wiedziała z kim jestem w ciąży. I jeszcze miała na sumieniu tak wiele złego.
fot. Thinkstock
Mówię o tym np. mojej siostrze, czyli ciotce córki. Ona twierdzi, że tak nie można. Mam obowiązek wyciągnąć pomocną dłoń. Ciekawe w jakich przepisach to znalazła, bo ja wcale żadnego przymusu nie odczuwam. Nawet jest mi coraz lżej, jak sobie pomyślę, że ktoś się nią zajmie i nie będę to ja. Na mnie nikt nie zwraca uwagi, bo zawsze jestem pomocna i odpowiedzialna. Córka nigdy taka nie była, więc zasługuje na specjalne traktowanie.
Nie wiem gdzie tu logika. Że niby słabszym i głupszym się ustępuje? Nie twierdzę, że córka z wnukiem w domu samotnej matki to spełnienie moich marzeń. Pewnie bym długo płakała, bo to życiowa tragedia i porażka. Ale nie widzę w tej chwili innego sposobu na przemówienie jej do rozumu. Czasami potrzebny jest taki wstrząs.
Inaczej dalej będzie tak samo. Ona może wszystko, a matka ma się zgadzać i za to płacić. Jestem już zmęczona.
fot. Thinkstock
Zawsze myślałam, że po czterdziestce będę miała już spokój. Kochająca córeczka, dobry zięć, może nawet już wnuki. A ja zajmuję się sobą, bo ona kontroluje swoje życie. Niewiele z tego się sprawdziło. Córka jest, wnuk też będzie, ale gdzie zięć i wszystkie te pozytywne emocje? Chciałabym stwierdzić, że nie wiem dlaczego tak się to potoczyło. Ale przecież wiem. Ona nigdy dobrze nie rokowała i każdy kolejny wybryk tylko ją przybliżał do takiej beznadziei. No i osiągnęła swoje.
Nie liczę na to, że doradzicie mi jako matki. Chyba, że czytają mnie też tak doświadczone kobiety, to bardzo proszę. Spróbujcie wczuć się w to, co czuje moja córka. Mając oczywiście na uwadze to, że moim zdaniem i potrzebami nigdy się nie przejmowała. Może odcięcie się od niej będzie najlepszą karą w tym momencie i dzięki temu przejrzy na oczy?
Płaczę nad swoim życiem, bo nie tak to miało wyglądać.
Renata
Zobacz również: Czego Polacy uczą się od swoich mam?