LIST: „Wszyscy radzą, by urodzić dziecko z Downem. Ale to nie oni będą je wychowywać!”

26-latka stanęła przed najważniejszą decyzją w życiu. Kogo powinna posłuchać?
LIST: „Wszyscy radzą, by urodzić dziecko z Downem. Ale to nie oni będą je wychowywać!”
Fot. iStock
26.07.2017

Nigdy bym nie pomyślała, że spotka mnie coś takiego. Wiadomo - człowiek nie zakłada najgorszego dla siebie. Innym może przydarzyć się wszystko, ale przecież nie nam. Zawsze byłam optymistką, więc kiedy dowiedziałam się o ciąży, nie miałam żadnych wątpliwości jak potoczy się moje dalsze życie. Urodzę zdrowe dziecko, będę szczęśliwą mamą, wkrótce zostanę żoną i ta rodzinna sielanka będzie trwała już zawsze.

Jednego nie przewidziałam - że coś może pójść nie tak. A poszło bardzo nie tak, o czym bardzo niedawno poinformował mnie lekarz. Dziecko, które noszę w sobie jest chore. Ciąża nie jest zagrożona, urodzi się i będzie żyło. Ale co to za życie? Mówię o zespole Downa. Nie ma żadnych wątpliwości, że właśnie to nam się przydarzyło. I nagle przestałam wiedzieć, kim tak naprawdę jestem. Kiedyś rozwiązanie byłoby dla mnie oczywiste, a dziś niczego nie wykluczam.

Nie jestem jakąś zagorzałą przeciwniczką aborcji, bo dopuszczałam do myśli sytuacje, kiedy to uzasadnione rozwiązanie. Ale chodziło raczej o gwałt lub ryzyko zgonu matki, niż coś takiego.

Zobacz również: HISTORIA AGATY: „Moje dziecko ma Downa”

 

aborcja zespół Downa

fot. iStock

Teraz mogę potwierdzić, że łatwo się mówi. Jak problem jest wirtualny, to można znaleźć rozwiązanie każdej sytuacji. To nas nic nie kosztuje. Ale jak przychodzi co do czego, to człowiek naprawdę nie wie jak się zachować. Życie wszystko weryfikuje. Jestem na to przykładem. Sama nie wykluczam przerwania ciąży, a wszyscy wokół mnie (których bezpośrednio to nie dotyczy) są za tym, żebym urodziła. Bo dziecko to dar, życie jest święte, nie będzie tak źle, ludzie z Downem są wspaniali i w ogóle…

To wszystko prawda, ale gdzie w tym wszystkim jestem ja? Nikt nie zastanawia się, co czeka mnie. A na pewno będę musiała zrezygnować z pracy, być całodobową opiekunką nie przez pierwszych kilka lat, ale całą resztę życia. Możemy nie podołać finansowo, małżeństwo nie musi tego przetrwać (o ile zdążymy wziąć ślub), stracę znajomych i nic dobrego już mnie nie spotka. Moja rola zacznie się ograniczać do matki chorego dziecka.

Ale prosto powiedzieć - musisz urodzić i wszystko będzie w porządku. Szczerze? Wątpię. Na pewno pokochałabym to maleństwo, ale kosztem wszystkiego. Kosztem samej siebie.

Zobacz również: Aborcja? Jestem na TAK

aborcja zespół Downa

fot. iStock

Mam 26 lat i dopiero co skończyłam studia. Zaczęłam pracę w zawodzie. Mam narzeczonego, zdrowych rodziców i wspaniałych przyjaciół. Zawsze czułam się silna i niezależna. A teraz? Jestem mała, słaba, od kilku dni tylko płaczę i nie widzę dla siebie ratunku. Przede wszystkim dlatego, że ani jedna osoba nie myśli w ten sam sposób co ja. Nie mówię, że jestem przekonana do aborcji i na pewno to zrobię. Ale jest taka możliwość. Tymczasem wszyscy wokół widzą to inaczej. Dla nich donoszenie ciąży i poród jest oczywistością. A nie mówię wcale o ludziach konserwatywnych, wierzących czy jak to mówią - nawiedzonych.

To osoby głównie młode, przebojowe, znające świat, wykształcone i dalekie od Kościoła. Ale pewne swoich przekonań. Chyba, że tylko tak twierdzą, żeby mnie nie urazić? Przecież nie wiedzą, co mi chodzi po głowie. Prawda jest taka, że boję się o tym powiedzieć komukolwiek. Nawet narzeczonemu. On też przekonuje, że damy radę, ale kto wie, co tam sobie faktycznie myśli. Może też chciałby się pozbyć problemu. Ale nie chce być mordercą.

Tak są postrzegane kobiety w podobnej sytuacji. I między innymi dlatego wciąż się waham. Chyba nie umiałabym żyć z piętnem zabójczyni. Najpierw musiałabym się wyzbyć takiego myślenia. Tak zwani obrońcy życia osiągnęli cel i mnie zastraszyli.

Zobacz również: Co gwiazdy sądzą o aborcji?

aborcja zespół Downa

fot. iStock

Jestem za młoda, żeby podejmować takie decyzje. Jestem za młoda, żeby urodzić i wziąć na siebie taką odpowiedzialność. Jestem za młoda, żeby przerwać ciążę i męczyć się z wyrzutami sumienia. To nie tak miało być i sytuacja po prostu mnie przerasta. Czasu coraz mniej. Za chwilę będzie już za późno na wątpliwości. Jak się na nic nie zdecyduję, to rozwiązanie będzie tylko jedno - rodzić. A jeśli wtedy dojdę do wniosku, że nie chcę i nie podołam? Mam wokół siebie tyle bliskich osób, ale z żadną nie mogę otwarcie porozmawiać.

Boję się ich osądu. A oni pewnie mojego i dlatego nie zawsze są szczerzy. A może są i faktycznie dla nich to takie oczywiste? Wybaczcie, ale dla mnie nie. Muszę pamiętać o tym, że główny ciężar spadnie na mnie, jak to na każdą matkę. Narzeczony, a wkrótce mąż, pewnie będzie dobrym ojcem. Ale on pójdzie sobie do pracy. Ja zostanę w domu. I tak do końca. Więc niech nikt mi nie mówi, że to wspólna sprawa i odpowiedzialność rozkłada się 50/50.

Przez 80 procent czasu myślę o tym, żeby przerwać ciążę. W chwilach zwątpienia jestem radykalną przeciwniczką tego rozwiązania. I jak tu nie zwariować?

Anonim

Polecane wideo

Komentarze (76)
Ocena: 4.79 / 5
gość (Ocena: 5) 02.10.2019 12:35
Nikt nie ma prawa decydować za Ciebie. Zastanawia mnie też, że nic nie napisałaś o reakcji "sprawcy" ciąży. To też jego dziecko. Czyżby już uciekł z Twojego życia korzystając z tego, jak nasze społeczeństwo łatwo rozgrzesza "biednych mężczyzn, którzy sobie nie poradzili" z problemem upośledzonego dziecka? Jeśli nie czujesz się na siłach sprostać opiece nad kalekim dzieckiem 24/7 w samotności i nędzy - to usuń. Po porodzie nikt Ci nie pomoże.
odpowiedz
Martana (Ocena: 1) 22.03.2019 07:48
Ten tekst, prawdziwy dla wielu kobiet, pokazuje tylko, jak łatwo jest manipulować człowekiem. Dla mnie na przykład sytuacja jest jasna od zawsze. Ciąża nieudana, chora - pozbywam się natychmiast. Nie, to nie jest morderstwo. Morderstwo to zjedzenie schabowego, ale o tym nikt nie myśli, bo zostaliśmy zmanipulowani i zwierzę to przecież rzecz. Pozbywamy się ludzi, zwierząt, jesteśmy okrutni, żałośni i obleśni, ale usunięcie wadliwego zarodka traktujemy jak morderstwo. Ludzie, tym już nawet rzygać nie ma siły. Zacznijcie naprawdę mieć sumienia, to może wasz świat nie bęzie tak ohydny i sami nie będziecie tak ohydni.
odpowiedz
zola (Ocena: 5) 26.01.2019 12:09
Pamiętaj, życie masz tylko jedno! To twoja sprawa, twoja decyzja, twoje sumienie. Inaczej byśmy patrzyli na aborcje, gdybyśmy wierzyli w reinkarnacje. Tak, katolicy, ale nasze wychowanie nauczyło nas, że mamy jedną, jedyną szanse i basta! Pamiętajmy, że każdego dnia tysiące kobiet nieświadomie roni dzieci! To też są jakieś istoty, oczywiście nieochrzczone, bez imienia. Lądują w podpaskach, w toaletach...jeszcze 100 lat temu wierzono, ba! Dziś wciąż ludzie wierzą, że poronione dziecko bez chrztu lub urodzone martwe jest potępione. Myślę, że zupełnie inaczej patrzylibyśmy na problem aborcji dzieci z downem, gdybyśmy byli buddystami czy hinduistami i wierzyli, że w pewien sposób aborcja chorego dziecka to danie mu szansy na kolejne tym razem udane wcielenie w zdrowe ciało. Jesli ktoś uważa mnie za szaloną przez to co pisze niech pomyśli przez chwilkę: Czy chciałbyś/chciałabyś urodzić się z zespołem downa? Czy wolałabyś/wolałbyś umrzeć? Ja osobiście wierze w reinkarnację i wierzę, że Bóg daje ludziom kolejne szanse. Bo w jaki sposób może rozliczyć na sądzie ostatecznym 90-letniego dziadka i niemowlę jednocześnie?
odpowiedz
gość (Ocena: 5) 16.01.2019 23:35
Ja urodziłam dwojaczki dziewczynki, jedna ma zespół downa. Jest to najlepsza decyzja w moim życiu .Nie mogłabym żyć gdybym nie dała szansy jej na życie ,a kiedyś z tego życia przyjdzie nam się rozliczyć.
zobacz odpowiedzi (2)
Marta (Ocena: 5) 31.07.2017 08:56
Byłam w podobnej sytuacji i tak samo borykalam się z podjęciem decyzji.w ostatniej chwili zdecydowałam i aborcji i muszę ci powiedzieć że do dziś zmagam się z myslotokiem ale wiesz z czsem samo zrozumiesz że to dobra decyzcja.moja rodzina miała długo pretenje ale po jakimś czsie słuchania tych pretensji peklam i wykrzyczalam im że mnie nie wspierają w samej decyzji a co dopiero w wychowaniu chorego dziecka.wrzuciłam im moje argumenty dlaczego to zrobiłam i wiesz zrozumieli że nie można wydać dziecka na świat w którym nasz żąt sam takim dziecia odmawia życia po przez zabranie świadczeń rechabilitacji jakichkolwiek opcji rozwojowych.noi oczywiście ich się zapytałam czy podołaliby wszystkim tym wyzwania które ida za wychowywanie dziecka z taka chorobą.naprawdę warto z rodzina pogadac i uświadomić ich i brutalnym świecie w którym zyjemy.
odpowiedz

Polecane dla Ciebie