Nie lubię zaglądać innym do portfeli, ale to trochę inna sytuacja. Pracuję, robię zakupy i korzystam z różnych usług, więc płacę podatki. Mówiąc wprost - dorzucam do programu „Rodzina 500 plus” sporo pieniędzy, więc chyba mam prawo się wypowiedzieć. Tak jak każdy inny aktywny zawodowo konsument z Polski. Bez nas tej pomocy by nie było, bo chyba trzeba niektórym przypomnieć, że rząd nie posiada własnych pieniędzy.
Ogólnie nie jestem zadowolona z tej pomocy. Sama jej nie pobieram, ale znam ludzi, którzy to robią. Uważam, że większość z nich ją marnotrawi, wydając środki niezgodnie z przeznaczeniem. Gdzieś tam czytałam, że zmniejszyła się skala ubóstwa, więc program wspaniale dzieła, ale czy naprawdę jest się z czego cieszyć? To, że dorośli mają w kieszeni więcej kasy i chętniej ją wydają, nie oznacza, że dzieciom faktycznie jest lepiej.
Mam nawet taką kontrowersyjną teorię, że im biedniejszy człowiek, tym gorzej pożytkuje te pieniądze. Mam oczy i własny rozum, więc nie wzięłam sobie tego z nikąd.
Zobacz również: LIST: „500 zł to zdecydowanie za mało. Ja i moje dzieci czekamy na program Rodzina 1000+!”
fot. Unsplash
Słyszę, co się czasem mówi - że niby bogaci niesłusznie dostają 500+, bo nie potrzebują. Lepiej byłoby im obciąć i jeszcze więcej pieniędzy zainwestować w najbiedniejszych. Brzmi to logicznie, ale mnie nie przekonuje. Moim zdaniem jak dorzucisz bogatemu trochę grosza do budżetu, to on wie, co z nim zrobić. Jeśli te pieniądze trafiają na konto najgorzej zarabiających, to od razu pojawia się pokusa, żeby wydać je na głupoty.
To nie jest tylko moja teoria. Po prostu obserwuję, co się wokół mnie dzieje i wiem, jak to wygląda w praktyce. Mam koleżankę, której świetnie się powodzi. Ma trójkę dzieci, więc na dwoje dostaje pieniądze. Wiecie, co z nimi robi? Część idzie na konto oszczędnościowe, żeby skorzystać z tej kasy w razie potrzeby - np. rodzic albo dziecko zachoruje albo trzeba będzie nagle kupić coś droższego. Pozostałe środki są wydawane, ale tylko na rzeczy związane z nauką i kulturą (książki, korepetycje, muzea, teatry).
Tak według mnie wygląda inwestowanie w dziecko. Zupełnie inaczej robią to osoby radzące sobie gorzej. Ta kasa idzie na byle co.
Zobacz również: LIST: „500 zł na dziecko to fatalny pomysł! Niektórzy będą się rozmnażać, żeby zarobić...”
fot. Unsplash
Na co? Chyba trudno stwierdzić. Te pieniądze rozpływają się w powietrzu. Na jakieś zbędne rachunki (jak kogoś nie stać, to po co ma kablówkę i telefony na abonament?), nadmiar niezdrowego jedzenia (jak nas stać, to się wreszcie objemy), kosmetyki dla mamy, różne inne wydatki taty. Na dzieci to idzie może promil z tego wszystkiego. Nie wymyśliłam sobie tego, bo powtarzam - znam kilka takich rodzin i jestem na bieżąco. Sami mi opowiadają, co robią z tą kasą.
Wyjście z dzieckiem do teatru? Nowa książka? Wykupienie obiadów na stołówce? Obóz językowy? Zapomnijcie. 500+ jest przejadane i naprawdę wydawane na głupoty. Te pieniądze stają się częścią rodzinnego budżetu, a nie wsparciem dla potomstwa. Już chyba było lepiej, jak tych pieniędzy nie było. Przynajmniej biedni liczyli się z pieniędzmi i chciało im się pracować. Teraz widzimy, co się dzieje z kobietami. Najniższa aktywność zawodowa w historii, bo państwo na wszystko da.
A jak usłyszałam, że inna koleżanka za te pieniądze kupiła sobie większy telewizor, to aż chciałam to zgłosić do służb. Niby bieda, a w obdrapanym pokoju stoi 50-calowy kolos. Żenada.
Zobacz również: Czy finanse niszczą wasz związek?
fot. Unsplash
Dlatego moim zdaniem, jeśli już mamy kogoś wspierać, to lepiej dołożyć zamożniejszym. Oni mają większy szacunek dla pieniędzy i potrafią je mądrze inwestować. 500+ w ich przypadku nie jest aż tak marnotrawione. To kasa rzeczywiście przeznaczone na potrzeby i rozwój dzieci. Nie na farbę do włosów dla mamy, flaszkę dla taty albo właśnie telewizor dla całej rodziny (w którym całymi dniami lecą seriale i kabarety). Mam taką teorię, że niektórzy po prostu nie nadają się do obracania większymi środkami. Lepiej, jak ledwo wiążą koniec z końcem, to przynajmniej się zastanowią.
Najchętniej to w ogóle zlikwidowałabym ten program, ale wiem, że marne szanse. Biednym też nikt nie obetnie. Ani nie zacznie ich kontrolować. Na tym polega kupowanie poparcia. Efekty będą opłakane, bo ci, którym się powodziło, będą jeszcze bogatsi. Ci z marginesu puszczą te pieniądze z dymem (a w większości palą papierosy, choć ich na to podobno nie stać) i tyle będzie z tego pożytku.
Także zastanówcie się, zanim zaczniecie głosić hasła „odebrać bogatym, dać więcej biednym”. To do niczego dobrego nie doprowadzi.
Ewelina