Sprawa znanego artysty Ryszarda R., który prowadził samochód pod wpływem alkoholu, budzi uzasadnione poruszenie. Nie chodzi tu wyłącznie o jego rozpoznawalność, ale o to, że osoba publiczna, występująca od dekad na scenie, swoim zachowaniem złamała jedną z podstawowych zasad odpowiedzialności obywatelskiej: jeśli prowadzisz – nie pij.
Zobacz także: Sylwia Gliwa nie mieszka z 13-letnim synem. „Nie jestem tradycyjną matką”
Z perspektywy prawnej sytuacja jest bardzo poważna. Zgodnie z art. 178a §1 Kodeksu karnego, prowadzenie pojazdu w stanie nietrzeźwości jest przestępstwem, za które grozi kara do 3 lat pozbawienia wolności, a także zakaz prowadzenia pojazdów i obowiązek świadczenia pieniężnego na rzecz Funduszu Pomocy Pokrzywdzonym. Wysokie stężenie alkoholu – co najmniej 1,6 promila – działa na niekorzyść podejrzanego i będzie miało znaczenie przy wymiarze kary.
Dodatkowym, obciążającym czynnikiem jest fakt ucieczki z miejsca kolizji, co może zostać ocenione jako próba uniknięcia odpowiedzialności. Zamiast zatrzymać się i wyjaśnić sytuację – artysta schował się w domu i został zatrzymany przez policję po czasie. Taka postawa nie znajduje aprobaty w praktyce sądowej. W oczach sądu może to świadczyć o braku refleksji i chęci uchylenia się od konsekwencji.
W tego typu sprawach – zwłaszcza gdy sprawcą jest osoba publiczna – ważne jest, aby okazać skruchę, współpracować z organami ścigania i rozważyć dobrowolne poddanie się karze. To często wpływa łagodząco na wymiar sankcji, zwłaszcza jeśli nie doszło do trwałego uszczerbku na zdrowiu innych uczestników zdarzenia.
Nie można też zapominać o wymiarze społecznym. Piosenkarz, który wykonywał utwór
pt. „Wypijmy za błędy”, sam dopuścił się błędu, który mógł kosztować życie lub zdrowie innych. Z punktu widzenia prawa karnego to nie „potknięcie”, a czyn zabroniony, który musi spotkać się z jednoznaczną reakcją – nie tylko sądu, ale i opinii publicznej. Niezależnie od dorobku scenicznego, nikt nie stoi ponad prawem.
Komentarz mec. Karoliny Pilawskiej