Modelka Chrissy Teigen i jej mąż, piosenkarz John Legend są rodzicami dwójki dzieci. Wspólnie wychowują 4-letnią córkę o imieniu Luna oraz 2-letniego syna, Milesa. Parę miesięcy temu para poinformowała o tym, że spodziewa się kolejnego dziecka. Niestety kilka tygodni temu spotkała ich niewyobrażalna tragedia.
Zobacz również: Emily Ratajkowski jest w ciąży i wyznaje: „Nie poznamy płci dziecka, dopóki nie skończy 18 lat”
Pod koniec września Chrissy Teigen trafiła do szpitala w związku z niepokojącym krwawieniem. Modelka już wcześniej relacjonowała, że trzecią ciążę znosi wyjątkowo źle. Niestety po paru dniach spędzonych w szpitalu okazało się, że Chrissy i jej mąż stracili dziecko. Modelka niemalże na bieżąco informowała o wszystkim swoich fanów oraz dzieliła się z nimi naprawdę intymnymi i łamiącymi serce zdjęciami. Widzimy na nich zrozpaczonych rodziców, którzy żegnają swojego synka, Jacka.
Chrissy Teigen spotkała się z falą współczucia i wsparcia, ale też ataków i hejtu. Wielu internautom nie spodobało się, że modelka pokazała całemu światu tak intymne chwile oraz wstawiła na Instagram zdjęcie, na którym trzyma w ramionach swojego maleńkiego, martwego synka. Od tego czasu minął prawie miesiąc i Chrissy opublikowała kolejny wpis, w którym żegna się z małym Jackiem oraz zwraca się bezpośrednio do swoich hejterów.
Wyświetl ten post na Instagramie.
Chrissy w szczerych słowach opisała, jak wyglądało dla niej doświadczenie utraty dziecka.
Pogodziłam się z tym, co się wydarzy - że dostanę epidural (znieczulenie zewnątrzoponowe - przyp. red.) oraz będę miała wywołany poród, żeby urodzić naszego 20-tygodniowego synka, który nie przeżyłby w moim brzuchu (proszę, wybaczcie mi, że posługuję się prostymi sformułowaniami). Wcześniej przez ponad miesiąc leżałam w łóżku, starając się, by ten mały człowiek osiągnął 28 miesięcy i wszedł w “bezpieczniejszą” strefę dla płodu. Moi lekarze zdiagnozowali u mnie częściowe odklejenie łożyska. Zawsze miałam problemy z łożyskiem. Musiałam urodzić Milesa miesiąc wcześniej, ponieważ nie dostawał odpowiedniej ilości pokarmu z mojego łożyska. Ale to był pierwszy raz, gdy doszło u mnie do jego odklejenia. Uważnie monitorowaliśmy co się dzieje i mieliśmy nadzieję, że to się zatrzyma. Krwawiłam i krwawiłam, lekko, ale całymi dniami. Co parę godzin sama zmieniałam sobie pieluchy, kiedy było mi niewygodnie leżeć we krwi. (...)
Moje krwawienia stawały się bardziej i bardziej obfite. Płynu owodniowego wokół Jacka ubywało - ledwo mógł się w nim unosić. W pewnym momencie mogłabym przysiąc, że jego poziom był tak niski, że gdy kładłam się na plecach czułam czuć jego rączki i nóżki.
Po paru nocach spędzonych w szpitalu lekarz powiedział mi to, czego dokładnie się spodziewałam - przyszedł czas, aby się pożegnać. Jack by tego nie przeżył, a gdyby ta sytuacja trwała, ja również mogłabym tego nie przeżyć. (...) Pewnej nocy powiedziano mi, że rano będę musiała odpuścić. Na początku płakałam tylko trochę, ale potem to przerodziło się w pełne konwulsje, a mój oddech nie był w stanie nadążyć za moim niesamowicie głębokim smutkiem. Nawet gdy piszę te słowa teraz znów czuję ten ból. Podano mi tlen – to było pierwsze zdjęcie, które zobaczyliście. Totalny i całkowity smutek.
Poprosiłam moją mamę i Johna, żeby robili zdjęcia, bez względu na to, jak bardzo to niekomfortowe. Wyjaśniłam Johnowi, który był temu bardzo niechętny, że ich potrzebuję. Że po prostu musiał to zrobić. Nienawidził tego. Widziałam to. Wtedy nie miało to dla niego najmniejszego sensu. Ale wiedziałam, że potrzebuję zapamiętać ten moment na zawsze, tak samo jak potrzebowałam zapamiętać moment, gdy całowaliśmy się przy ołtarzu albo nasze łzy radości po narodzinach Luny i Milesa. I absolutnie wiedziałam, że potrzebuję podzielić się tym doświadczeniem.
Wyświetl ten post na Instagramie.
Nie jestem w stanie wyrazić, jak bardzo nie obchodzi mnie, że nie podobają wam się te zdjęcia. Jak bardzo nie interesuje mnie, że to coś, czego sami byście nie zrobili. To ja to przeżyłam, to ja zdecydowałam się to zrobić, a przede wszystkim te zdjęcia nie są dla nikogo innego poza osobami, które to przeżyły albo są na tyle dociekliwe, że zastanawiają się, jak wygląda takie doświadczenie. Te zdjęcia są wyłącznie dla osób, które ich potrzebują. Myśli innych ludzi nie mają dla mnie żadnego znaczenia.
Godzinami leżałam na łóżku, czekając na słowa, że przyszedł czas, aby przeć. Nie musiałam czekać na pełne rozwarcie – Jack był przecież taki malutki. Co jakąś godzinę przekręcałam się z boku na bok. Pamiętam, że leżałam na prawym boku, tyłem do Johna, kiedy powiedziano mi, że mam zmienić stronę. Rozchyliłam nogi i zaczęłam odwracać twarz w kierunku Johna i wtedy, tak po prostu, Jack zaczął się rodzić. Lekarze pokrzyczeli przez chwilę i... Nawet teraz nie wiem, co powiedzieć. Jack się urodził. Moja mama, John i ja trzymaliśmy go w ramionach i żegnaliśmy się z nim, moja mama płakała gdy odmawiała tajską modlitwę. Poprosiłam pielęgniarki, żeby pokazały mi jego rączki i stópki. Całowałam je w kółko. Nie mam pojęcia, kiedy przestałam. To mogło być 10 minut albo godzina. (...)
Czuję się źle z tym, że nasza żałoba stała się tak publiczna, ponieważ uczyniłam naszą radość tak publiczną. Byłam podekscytowana na myśl, że będę mogła dzielić się ze światem dobrymi wiadomościami. Byłam przekonana, że wszystko skończy się dobrze. Czuję się źle z tym, że sprawiłam, że wy też poczuliście się źle. Zawsze będę się tak czuć. Ale momenty dobroci z waszej strony były naprawdę przepiękne. (...)
Napisałam to, ponieważ musiałam coś powiedzieć zanim będę w stanie zostawić to za sobą i powrócić do mojego życia. Dziękuję wam za to, że mi na to pozwoliliście. Jack zawsze będzie kochany i wyjaśnimy naszym dzieciom, że on żyje w podmuchach wiatru, w drzewach i w motylach, które widzą. Dziękuję każdej osobie, która o nas myślała i wysyłała nam swoje historie oraz słowa miłości. Czujemy się niesamowicie szczęśliwi.
Cały wpis autorstwa Chrissy Teigen w języku angielskim znajdziecie tutaj.
Co sądzicie o słowach modelki oraz o tym, że zdecydowała podzielić się ze światem tak osobistym doświadczeniem?
Zobacz również: Poroniła aż 9 razy. Teraz twierdzi, że jest w ciąży... od 3 lat