-->Jeszcze kilka lat temu pomysł, by kobieta mogła sama, bez szkody dla zdrowia, przesuwać termin miesiączki, wydawał się niemalże herezją. Uważano, że okres, choćby to było tylko wymuszone krwawienie – co ma miejsce u kobiet zażywających pigułki antykoncepcyjne – powinien przychodzić z comiesięczną regularnością. Dziś o możliwości manipulowania cyklem informują ulotki dołączone do pigułek antykoncepcyjnych. Przyjmując je bez siedmiodniowej przerwy, możesz, nawet bez konsultacji z lekarzem, przesunąć krwawienie o kilka tygodni.
Wiele z nas korzysta z takiej możliwości, by np. nie zepsuć sobie romantycznego wyjazdu we dwoje. Z badań przeprowadzonych przez międzynarodowy instytut badawczy SKIM Analytical Healthcare wynika, że 28 proc. Polek stosujących tabletki wykorzystywało je do opóźnienia krwawienia, a ponad połowa kobiet byłaby skłonna zdecydować się na przedłużony schemat stosowania pigułek. Jeszcze wyższy jest odsetek kobiet, które chętnie zrezygnowałyby z krwawienia na dłużej, wśród uskarżających się na PMS. Według brytyjskich naukowców, wynosi on 70 proc. Jednak większość pań o tym, że istnieje taka możliwość, dowiedziała się z ankiety.
Lekarze potrafią zatrzymać miesiączkę bez szkody dla zdrowia kobiety od kilkudziesięciu lat. Korzystali z tej możliwości w przypadku pacjentek z chorobami krwi, poddawanych chemioterapii i chorych psychicznie. Ginekolodzy nie widzieli jednak powodu, by powstrzymywać krwawienie u zdrowych kobiet. Aż do czasu opublikowania głośnej książki: „Czy menstruacja jest zbędna?”. Sheldon Segal i Elsimar Coutinho, dwaj naukowcy o światowej renomie, stwierdzili, że miesiączki przynoszą nam tyle pożytku, co praktykowany w średniowieczu zabieg upuszczania krwi. Zgromadzili wiele poważnych dowodów na poparcie tej tezy. Przeciętna kobieta traci w ciągu życia aż 30 litrów krwi, a wraz z nią wiele cennych dla organizmu substancji. Z każdą kolejną miesiączką rośnie prawdopodobieństwo zachorowania na raka jajników i kilka innych nowotworów narządów kobiecych – to dlatego kobiety, które nie rodzą dzieci, a więc przeżywają więcej pełnych cykli, są na nie bardziej narażone. Problemy związane z miesiączką stanowią połowę wszystkich dolegliwości ginekologicznych.
Aż 90 kobiet na 100 odczuwa nieprzyjemne objawy związane z menstruacją, a u jednej trzeciej z nich zakłócają one wykonywanie codziennych czynności. Katalog tych dolegliwości jest zadziwiająco obszerny: od bólu w obrębie miednicy, poprzez wzdęcia, tkliwość piersi, nudności i wymioty, obrzęki, aż po ciężkie migreny i krwotoki. Nieprzypadkowo „the curse”, angielskie określenie miesiączki, oznacza także klątwę. W dodatku menstruacja to nie tylko krwawienie, ale szereg zmian na poziomie hormonalnym, które sprawiają, że jesteśmy w tym okresie bardziej rozchwiane emocjonalnie, łatwiej popadamy w depresję, tracimy energię i chęć do życia. Napięcie emocjonalne związane z krwawieniem odbija się negatywnie na kontaktach międzyludzkich. Spada wydajność pracy – jak obliczyli amerykańscy specjaliści z firmy Texas Instruments, aż o jedną czwartą.
„Nie ma drugiego takiego schorzenia, które dotykałoby tak wiele osób w regularnych odstępach czasu i które mimo to nie stało się priorytetowym przedmiotem zainteresowania specjalistów od problemów zdrowia publicznego i reprezentantów władz” – napisała na łamach brytyjskiego magazynu medycznego „Lancet” Charlotte Ellerston z Population Council, instytucji badającej problemy zdrowotne. Ależ miesiączka nie jest chorobą. To zjawisko fizjologiczne, zgodne z naturą! – natychmiast zaprotestowali zwolennicy regularnych menstruacji. Wydaje się, że jest to argument nie do podważenia.
Zdaniem Segala i Coutinho, natura wcale nie zaprogramowała nas na tyle krwawień, ile przeżywa współczesna kobieta. Nasze prababki miesiączkowały co najwyżej 160 razy w życiu: dojrzewały kilka lat później, wcześnie zachodziły w ciążę, wiele razy rodziły lub roniły, karmiły piersią, prawdopodobnie także wcześniej przekwitały. Obecnie kobieta przeżywa nawet 450 cykli rozpoczynających się krwawieniem i stąd właśnie szkodliwość miesiączek. Wielu naukowców te argumenty jednak nie przekonują.
Jednym z ciekawszych głosów w tej dyskusji była teza Margie Profet, specjalistki od biologii ewolucyjnej z Uniwersytetu Berkeley. Profet udowodniła, że krew miesiączkowa zawiera więcej niż normalnie makrofagów, komórek, które niszczą szkodliwe drobnoustroje i inne patogeny przedostające się do organizmu kobiety podczas współżycia. Jej zdaniem miesiączka to „wielkie porządki” w układzie rozrodczym, szczególnie potrzebne kobietom aktywnym seksualnie. „Miesiączka to krwawe łzy zawiedzionej macicy” – cytuje Hipokratesa prof. Romuald Dębski. Tłumaczy, że miesiączka jest po prostu sygnałem, iż coś się nie udało. Nie doszło do zapłodnienia, przygotowania podjęte przez organizm okazały się bezcelowe.
Już Hipokrates zastanawiał się, do czego potrzebne jest krwawienie. Doszedł do wniosku, że „wypędza z kobiety złe humory”, które nasilają się pod koniec miesiąca. Hipokratesa można więc uznać za odkrywcę zespołu napięcia przedmiesiączkowego. Nie mógł on jednak wiedzieć, że jeżeli nie będzie miesiączki, to znikną także nieprzyjemne objawy ją poprzedzające.
"Zahamowanie miesiączki, a przynajmniej zmniejszenie krwawień, jest skutkiem ubocznym stosowania nowoczesnych środków antykoncepcyjnych. Ale nie jest to już działanie niepożądane, a wręcz odwrotnie: pewnego rodzaju bonus!" –mówi prof. Dębski. Wymienia szereg medycznych wskazań: endometrioza, torbiel jajnika, niedokrwistość, migreny na tle miesiączkowym, mięśniaki macicy.
"Od dwóch lat miesiączkuję raz na pół roku, przez sześć miesięcy łykając pigułki paczka w paczkę" – mówi Małgosia, 30-letnia pracownica banku. "Nie odczuwam żadnych skutków ubocznych. No, może poza faktem, że przytyłam kilka kilo. Ale to chyba dlatego, że kiedyś podczas miesiączki leżałam, zwijając się z bólu i nie mogłam nic przełknąć. Teraz już mogę". Głównym problemem Małgosi są negatywne reakcje otoczenia: "Mama, babcia, a nawet koleżanki przekonują mnie, że robię sobie krzywdę i mój organizm wkrótce się zemści za złe traktowanie. Nie zajdę w ciążę, przedwcześnie zacznę przekwitać, itd.".
Według specjalistów, przerwy na krwawienia nie mają wpływu na powrót płodności po odstawieniu antykoncepcji. Nie ma też żadnych powodów, by przypuszczać, że brak krwawień przyspiesza menopauzę. Obawy kobiet wynikają w dużej mierze z nieznajomości własnej fizjologii. Jeśli rozrost śluzówki macicy jest kontrolowany przez hormony zawarte w pigułkach, to nabłonek po prostu nie musi się złuszczać. Ale decyzja o zatrzymaniu krwawień musi być dokładnie przeanalizowana przez kobietę i lekarza.
Z badań prowadzonych przez zespół z Eastern Virginia Medical School w Norfolk wynika, że u kobiet przyjmujących pigułki nieprzerwanie przez rok, często pojawiają się niekontrolowane plamienia. Z tego powodu i ze względów psychicznych – poczucie utraty kobiecości, niepokój o stan zdrowia, niepewność co do skuteczności antykoncepcji – aż 60 proc. kobiet zrezygnowało ze schematu „raz na rok”. "Dotyczy to przede wszystkim pacjentek, które oceniały dolegliwości związane z miesiączką jako umiarkowane. Jeśli natomiast objawy te były nasilone, kobiety akceptowały nową terapię" – tłumaczy dr Paula Adams Hillard, ginekolog-endokrynolog z Uniwersytetu Cincinnati.
Lekarze nie polecają jednak, by z krwawień rezygnowały kobiety, które mają bardzo skąpe miesiączki. Oznacza to, że śluzówka macicy nie rozrasta się w sposób prawidłowy i stan ten może ulec pogorszeniu. Zatrzymywania miesiączek nie zaleca się też kobietom bardzo młodym i tym, co do których zachodzi obawa, że mogą mieć kłopoty z płodnością.
Lawrence M. Nelson z Narodowego Instytutu zdrowia w USA jest zdania, że cykliczna menstruacja świadczy o dobrym zdrowiu kobiety. Jak stwierdził Nelson na łamach brytyjskiego magazynu „New Scientist”, przyjmowanie pigułek antykoncepcyjnych i antymiesiączkowych może utrudnić wykrycie objawów zaburzeń funkcji jajników. Oczywiście należy też brać pod uwagę przeciwwskazania do stosowania danego środka antykoncepcyjnego, np. palące kobiety po 35. roku życia powinny raczej zdecydować się na hormonalną wkładkę domaciczną, a nie na klasyczne dwuskładnikowe pigułki.
Artykuł pochodzi z magazynu "Zdrowie Kobiety", nr 1/2007
Zobacz także:
Czy pigułka szkodzi? Czy daje większe bezpieczeństwo niż prezerwatywa? Na te i inne pytania odpowiada ginekolog.
Wasze listy: „Urodziłam jako 15-latka!”
Magda żałuje, że zawczasu nie pomyślała o antykoncepcji. Bardzo kocha swojego synka, ale wie, że powinien przyjść na świat kilka lat później…