Większości z nas aborcja kojarzy się z krwawym zabiegiem chirurgicznym, w czasie którego dochodzi do mechanicznego usunięcia płodu. Procedura ta wymaga interwencji wykwalifikowanego lekarza. Jednak w dzisiejszych czasach to nie do końca prawda. Współcześnie o wiele częściej stosowane jest farmakologiczne przerywanie ciąży. Wystarczy, że kobieta przyjmie kilka pigułek.
Oczywiście nie są to tabletki, które możemy kupić w pierwszej lepszej aptece. Dostępne są w krajach, w których aborcja jest legalna, wyłącznie w klinikach i przyjmowane są pod nadzorem ginekologa. Taką możliwość mają m.in. Szwedki, Francuzki oraz Brytyjki. W Zjednoczonym Królestwie szczególnie wyróżnia się Szkocja, gdzie zalegalizowano właśnie przerywanie ciąży w domowych warunkach.
Kobieta otrzymuje pigułki i może je przyjąć we własnym mieszkaniu. Jak w praktyce to wygląda? O tym opowiada nam Anna, której bliska koleżanka niedawno skorzystała z takiej możliwości.
Zobacz również: Kogo uratujesz z pożaru? Ten test zdradzi, czy popierasz aborcję
fot. Unsplash
Papilot.pl: Aborcja w domu brzmi jak czarny sen przeciwników przerywania ciąży. Na czym polega?
Anna: Zacznijmy od tego, że w materiałach propagandowych usuwanie ciąży zawsze wygląda przerażająco. Lekarz wyciąga z kobiety niemal rozwinięte dziecko. W rzeczywistości jest zupełnie inaczej. Ostatnio czytałam, że w 2016 roku w Szkocji dokonano ponad 12 tysięcy aborcji. Ile z nich to zabiegi chirurgiczne?
Większość?
Zdecydowana mniejszość. W 90 procentach była to aborcja farmakologiczna, czyli pacjentka przyjmuje odpowiedni lek. Tak to wygląda w krajach rozwiniętych, w których nie jest to karane. Kobiety połykają pigułki, zanim płód się rozwinie. W Polsce najpierw muszą znaleźć lekarza w podziemiu, zebrać pieniądze na zabieg i wtedy faktycznie może dochodzić do makabrycznych scen. Albo faszerują się niesprawdzonymi substancjami.
W Wielkiej Brytanii ta metoda jest dostępna od dawna. Na czym polega nowość?
Aborcja farmakologiczna polega na przyjęciu dwóch substancji - mizoprostolu i mifepristonu. Pierwsza wpływa na hormony, a druga wywołuje skurcze i krwawienie. Do tej pory kobieta mogła przyjąć jedną w domu, a drugą w klinice. Teraz obie dostaje do domu.
W czym to rozwiązanie jest lepsze?
Zdarzało się, że do krwawienia dochodziło po dłuższym czasie i w najmniej oczekiwanym momencie. Na przykład, kiedy kobieta wracała z kliniki do domu.
Zobacz również: Internautka rozważa aborcję, bo... jej partner jest ZA STARY na ojca! Co jej doradzisz?
fot. Unsplash
Kto może skorzystać z takiej metody?
Aborcja w Wielkiej Brytanii, poza Irlandią Północną, od kilkudziesięciu lat jest legalna, jeśli wyrazi na nią zgodę dwóch lekarzy. To się nie zmienia. Nowością jest właśnie możliwość przyjęcia obu dawek w domu. Rozwiązanie dotyczy wyłącznie Szkocji. Każda pełnoletnia kobieta, co do której nie ma przeciwskazań medycznych, może przerwać ciążę w ten sposób.
Nie lepiej przyjąć substancję wywołującą krwawienie w klinice? Zawsze może dojść do niekontrolowanej reakcji organizmu.
To bezpieczna metoda, która rzadko wiąże się z efektami ubocznymi. Pomysłodawcy takiego rozwiązania chcieli, aby kobieta mogła dokonać przerwania ciąży w komfortowych warunkach. Trudno wyobrazić sobie lepsze, niż we własnym domu.
Przeciwnicy pewnie stwierdzą, że to bardzo niebezpieczne. Teraz nawet nastolatki będą mogły się faszerować pigułkami aborcyjnymi i nikt nie będzie miał nad tym kontroli.
Bzdura. Aby je zdobyć trzeba najpierw zgłosić się do lekarza, który analizuje wszystkie za i przeciw oraz instruuje pacjentkę. To nie paracetamol dostępny wszędzie i od ręki.
Twoja bliska koleżanka skorzystała z tej metody. Wszystko poszło zgodnie z planem?
Tak. Legalnie i godnie przerwała ciążę na bardzo wczesnym etapie. Jej doświadczenie pokazało mi, że to najlepsze możliwe rozwiązanie.
Zobacz również: Prawdziwe życie: "Tak. Miałam aborcję"
fot. Unsplash
Jak wyglądało to w praktyce?
Zgłosiła się do odpowiedniej kliniki, gdzie przeszła konsultację medyczną. Jeden lekarz wyraził zgodę, a później zatwierdził ją kolejny. Otrzymała zestaw leków - wspomniany mizoprostol i mifepriston. Oba mogła przyjąć po powrocie do domu. Działanie pierwszego nie było dla niej odczuwalne. Dopiero druga substancja wywołuje silne krwawienie i skurcze. Dochodzi do tego po maksymalnie 2 godzinach.
Do czego można to porównać?
Do silniejszej miesiączki. I tak to w praktyce wygląda. Mówimy o maleńkim zarodku, a nie rozwiniętym płodzie, który trzeba dopiero urodzić. Dla niej możliwość przeprowadzenia „kuracji” w domu była bardzo ważna. Mogła to zrobić na własnych warunkach i bez spojrzeń obcych ludzi.
Z jakim skutkiem?
Dziś już wiadomo, że wszystko się udało i nie jest w ciąży. Nie będę za bardzo wnikała w jej sytuację, ale taką podjęła decyzję. Nie chciała i nie była przygotowana na powiększenie rodziny. Tak to właśnie wygląda.
A w Polsce…
Kobiety wciąż muszą walczyć. Może za 50 lat taka nowoczesność dotrze i do naszej ojczyzny.