Wszystko zaczęło się w 2016 roku, kiedy Benjamin Lloyd zamieścił na Facebooku post, w którym obiecał, że zrobi dzieciom ze Szpitala Dziecięcego w Auckland tymczasowe tatuaże, jeśli dostanie 50 polubień. Tatuator nie spodziewał się, że jego pomysł odbije się tak szerokim echem w Internecie. Zamiast 50 polubień, dostał ich aż… 400 tysięcy.
Zobacz także: „Nie musisz wstydzić się swojego owłosienia”. Eldina Jaganjac to najlepsza nauczycielka samoakceptacji
- Lloyd dotrzymał obietnicy. Artysta specjalizuje się w tatuażach wykonywanych aerografem - miniaturowym „pistoletem”. Początkowo swoje dzieła tworzył tylko na ciałach dorosłych, jednak pewnego dnia stwierdził, że jego sztuka może uszczęśliwić także dzieci – czytamy na serwisie parenting.pl.
W jakim celu to robi? W najlepszym możliwym – chce dodać chorym maluchom pewności siebie i choć na chwilę zwrócić ich myśli w innym kierunku. Zmaganie się z chorobami jest obciążające nie tylko dla małych wojowników, ale też dla ich rodzin. Tymczasowe dzieła sztuki, które artysta-tatuator z Nowej Zelandii wyczarowuje na ich skórze, wywołują u nich uśmiech.
- Tatuaże, którymi Benjamin pokrywa ciała małych pacjentów, zmywają się po pierwszej kąpieli. Tatuator zaznacza, że aby chronić zdrowie dzieci, używa nietoksycznego sprayu, który potem z łatwością można zmyć – wyjaśnia serwis.
Lloyd z kolei żartuje, że jedynym efektem ubocznym jego działalności jest fakt, że maluchy nie chcą potem brać kąpieli.
Zobaczcie, jak mali bohaterowie wyglądają z tymczasowymi tatuażami. Niesamowity widok!