Mój mąż niedawno awansował. Zarabia na tyle dobrze, że zaproponował mi coś, co dla wielu może brzmieć jak spełnienie marzeń, czyli żebym odeszła z pracy i zajęła się domem. Powiedział, że chce mi dać przestrzeń, spokój, możliwość życia bez stresu i gonitwy. W mojej firmie od dawna nie dzieje się najlepiej i on widzi, jak to przeżywam. Czasem żartowałam, że przejdę na jego utrzymanie, ale nigdy takiej opcji nie brałam na poważnie.
Nie ukrywam, że trochę kusi mnie ta wizja. Czas na siebie, może na pasje, które od lat odkładam. W dalszej perspektywie wychowanie dzieci. Zajmowanie się domem, który w końcu nie będzie tylko przystankiem między spotkaniami a kolacją z mikrofali. Ale jednocześnie… coś mnie powstrzymuje.
Zobacz także: 7 znaków, że jesteś kimś, kogo się nie zapomina
Wiadomo, o co chodzi. Jak ma się pracę i swoje pieniądze to jest niezależność. Nie byłabym na niczyjej łasce, choć mój mąż jest akurat najkochańszym człowiekiem na świecie. Wiem, że nigdy by mi nie wypominał, że się nie dokładam do domowego budżetu i nie dawał czegoś w rodzaju „kieszonkowego”. On bardzo mnie kocha i chce dla mnie dobrze. Widzi, jak się stresuję i jaka jestem zmęczona pracowaniem na cudzy sukces.
Skorzystałybyście z takiej oferty na moim miejscu?
Magda
Czy mogłabyś być na utrzymaniu męża? Zagłosuj: