We wrześniu wynajęliśmy z chłopakiem wspólne mieszkanie. Decyzję podjęliśmy oboje, bo uznaliśmy, że nie ma co zwlekać i trzeba sprawdzić, czy będziemy się dogadywać pod jednym dachem. Wcześniej to głównie on przyjeżdżał do mnie, bo mieszkał z rodzicami, a ja z koleżanką, więc u mnie było więcej prywatności.
Nigdy nie miałam problemu, żeby ugotować mu obiad. Uważałam, że jest u mnie gościem, więc to było dla mnie naturalne, że przygotowuję dla nas jakiś posiłek. Bardzo mu się to podobało, a ja nie widziałam w tym nic złego. On zresztą oferował zawsze, że pozmywa, skoro ja się nastałam w kuchni. Uważałam, że to z jego strony miły gest.
Zobacz także: Przespałam się z nim, a on usunął naszą parę na aplikacji
Teraz jednak on nie jest moim gościem, tylko mieszkamy razem. Mimo to jest zawiedziony, że nie gotuję nam codziennie obiadów. Ogólnie się ze sobą nie kłócimy, ale na ten temat mieliśmy już kilka sprzeczek.
On do tej pory mieszkał z rodzicami, więc obiady miał podstawione pod nos. Sam gotować nie potrafi i oczekuje, że ja się tym zajmę. Nie uśmiecha mi się taki podział ról. Uważam, że raz mogę ugotować ja, raz zrobimy to wspólnie, a raz niech spróbuje on. Są przepisy w Internecie, są książki kucharskie, ja też mogę podpowiedzieć w razie potrzeby. Póki co on nie garnie się do tego pomysłu, ale za to dogaduje mi, że „znów nie ma obiadu”. Jak to wygląda u was?
Emilia
Czy gotujesz obiady swojemu partnerowi? Zagłosuj: