Mam 29 lat, może nie jestem jeszcze stara, ale czas strasznie szybko ucieka. Jest coraz więcej rzeczy, na które jest za późno. Boję się, że tak samo będzie z dzieckiem. Marzę o całej gromadce, a nie mam nawet jednego. Udany związek jest, zdrowie dopisuje, a możliwości brak. Pewnie nie jestem w tym osamotniona, ale mam opory, żeby spróbować. Kojarzy mi się to z nieodpowiedzialnością, a ja lubię mieć wszystko zaplanowane.
Tak naprawdę nigdy nie czułam, że jestem na to gotowa. Psychicznie na pewno, ale cała reszta leży... Z mężem wynajmujemy mieszkanie, bo na własne nas nie stać. Skąd wziąć kilkaset tysięcy? Chyba nie z naszych pensji. Połowa idzie na opłaty. Trudno coś odłożyć.
Zobacz także: Pokolenie bezdzietnych 30-latek. Te zdania słyszą najczęściej
Nie mam praktycznie żadnej stabilizacji. Nie wiem, co wydarzy się jutro, bo mąż pracuje na umowie śmieciowej, ja tak samo. Teraz jakoś sobie radzimy we dwójkę, ale gdyby miało się pojawić dziecko, to czarno to widzę. Nie jestem pesymistką, ale realistką. Co się stanie, jeśli urodzę, a męża zwolnią z dnia na dzień? Nie będzie nas stać na mieszkanie. A nawet nie mielibyśmy gdzie szukać ratunku. Czy warto narażać dziecko na takie ryzyko? To mnie dobija.
Wiktoria
Czy zdecydować się na dziecko, choć oboje z mężem pracujemy na śmieciówkach? Zagłosuj: