Mam 29 lat, dwa lata temu wyszłam za mąż. Razem z moim ukochanym mieszkamy w małej miejscowości, gdzie jest jeden kościół i wszyscy się znają. Regularnie chodzę na msze i przystępuję do spowiedzi.
Wyobraźcie sobie moje zdziwienie, gdy to przy okazji ostatniej spowiedzi ksiądz bez skrępowania zapytał mnie o nasze małżeńskie pożycie! Zapytał, „czy wypełniam swoje małżeńskie obowiązki”. Nie wiedziałam, jak zareagować ani co powiedzieć, więc milczałam skonsternowana. A on na to: „Pytam, bo już dwa lata po ślubie, a dzieci nie ma. Czy wy stosujecie antykoncepcję?”. Powiedziałam, że to moja osobista sprawa, a on, że w takim razie nie da mi rozgrzeszenia! Wstałam wściekła i odeszłam od konfesjonału.
Zobacz także: Średniowieczne grzechy. W jakie dni spanie z własną żoną było zakazane?
Jakby tego było mało, ostatnio na mszy ksiądz krytykował in vitro oraz „nierespektowanie przykazania BĄDŹCIE PŁODNI I ROZMNAŻAJCIE SIĘ”. Szkoda, że żaden z duchownych nie pomyślał o parach takich jak moja, które marzą o dziecku, a mieć go nie mogą. O parach, dla których in vitro to jedyna nadzieja, a pytania: „czemu nie masz dziecka?” są bolesne jak nic innego.
Gosia
Czy ksiądz ma prawo pytać o szczegóły życia intymnego? Zagłosuj: