Niektórzy ludzie mają skłonności do mijania się z prawdą. Nie są w stanie trzymać się faktycznych wydarzeń. Nieustannie dopowiadają do nich coś od siebie. Snują swoje kłamliwe opowieści z niewinnymi, pełnymi słodyczy uśmiechami i patrząc rozmówcy prosto w oczy. Niemałą grupę osób, jakie wciąż naginają rzeczywistość, stanowią mężczyźni. Łatwo się domyślić, że życie z kłamczuchem nie należy do prostych. Tak, związek z mężczyzną cierpiącym na syndrom Pinokia zawsze przynosi wielkie rozczarowanie.
Zobacz także: Stworzenie z tym mężczyzną harmonijnej relacji graniczy z cudem. Nigdy nie będziesz w jego życiu najważniejsza...
Syndrom Pinokia to innymi słowy mitomania. Dotknięci nią wciąż czują osobliwy wewnętrzny przymus mówienia nieprawdy. Robią to nawet w sytuacjach, które wcale tego nie wymagają. Nie chodzi o to, że chcą uratować swoją skórę i nie dopuścić do wyjawienia prawdy o jakimś zaniedbaniu, którego się dopuścili, czy zataić historię o nawiązanym romansie. Mitomani sycą się zmyślaniem nawet, gdy chodzi o drobnostki. Kłamią tak dobrze, że... w końcu sami zaczynają wierzyć w swoje bujdy. Warto pamiętać o tym, że patologicznego kłamania nigdy nie można lekceważyć - nieleczone przybiera na sile, niszcząc życie prywatne, jak i zawodowe.
Zobacz także: Gdy umysł wciąż płata figle... Czym jest osobliwy zespół Fregoliego?
Podobne doświadczenia ma nasza czytelniczka Klaudia:
„Poznałam Marcina w pracy. Szybko między nami zaiskrzyło. Zaimponował mi swoją wiedzą, kreatywnością i ujmującym poczuciem humoru. Wszyscy darzyli go wielką sympatią. Był duszą towarzystwa. To, że nagminnie kłamie, zauważyłam dopiero po roku bycia razem. Byłam w niego ślepo wpatrzona i po uszy zakochana, musiałam mieć wcześniej na oczach klapki... Marcin nie potrafił żyć bez ubarwiania rzeczywistości. Ciągle podkolorowywał rzeczywistość, nawet jeśli dana historia i tak była naprawdę barwna. Zaczęłam nabierać podejrzeń po jego basenowych opowieściach. Z pasją mówił, że zaledwie w ciągu dwóch tygodni uratował przed utonięciem na basenie dwie osoby. Na osiedlowym basenie bywał raz na tydzień. Cud za cudem...
Tak się wkręcił w wymyślanie kłamstewek, że nie potrafił już mówić prawdy. Wiele razy próbowałam z nim o tym rozmawiać. Tłumaczyłam mu, że nie musi wcale zgrywać zabawniejszego i odważniejszego, bo kocham go takim, jakim jest. Nic do niego nie docierało. W końcu miarka się przebrała. Jego bujdy zaczęły działać mi na nerwy. Tacy ludzie muszą się leczyć. Bez pomocy specjalisty codzienne opowiadanie bredni się nie skończy. Nie traćcie czasu na pomoc kłamczuchom, skończycie ze złamanym sercem tak jak ja. ”
Czy spotykałaś się kiedyś z nagminnym kłamczuchem? Zagłosuj: