Jestem w takim wieku, że wśród moich znajomych pojawia się coraz więcej dzieci. Nikomu tego nie bronię, ani tym bardziej nie zazdroszczę. Sama kompletnie nie czuję się jeszcze gotowa na macierzyństwo i nie wykluczam, że matką nigdy nie zostanę. Zwłaszcza kiedy widzę, co dzieje się ze znajomymi po urodzeniu dziecka.
Nie ma z nimi żadnego innego tematu. Ciągle mówią tylko o swoich Zuzkach i Antkach, zalewają milionami identycznych zdjęć. Naprawdę, wystarczyłoby jedno, a nie kilkanaście z tym samym grymasem buzi. Nie pytają, co dzieje się u mnie. Nie obchodzi ich to. Ja za to muszę wysłuchiwać o kolkach, ząbkach, całonocnym płaczu.
Zobacz także: Ciągle kłócimy się o to, że nie jeżdżę samochodem…
Wydawało mi się, że jedna z moich koleżanek wyłamie się z tego schematu. Przez całą ciążę zachowywała się jak zwykle, gadałyśmy dosłownie o wszystkim. Mówiła, że denerwują ją „madki”, które nawijają w kółko o swoich „bąbelkach”. I co? Urodziła dwa miesiące temu i robi dokładnie to samo. Codziennie nowe zdjęcie bobasa. Codziennie albo narzekanie na nieprzespaną noc i spuchnięte sutki, albo zachwyty nad macierzyństwem. Jak jej piszę, że mam stresy w pracy to zmienia temat i tłumaczy, że „ona to ma prawdziwe problemy, bo ją dziecko 6 razy w ciągu nocy obudziło”.
Czy Was też irytują koleżanki, które mają dzieci?
Justyna
Czy Was też irytują koleżanki, które mają dzieci? Zagłosuj: