Jesteśmy z M. razem od pięciu lat. Po trzech latach związku poprosił mnie o rękę. Byłam wtedy najszczęśliwszą kobietą na świecie. Mój partner robi wrażenie. Jest bardzo przystojny, świetnie zbudowany.
Od samego początku wiedziałam, że lubi wykorzystywać swoje wizualne atuty. Kobiety stale się za nim oglądają. On też zwraca na nie uwagę, często z nimi flirtuje. Byłam w niego tak zapatrzona, że wybaczałam mu podobne zachowania. Zresztą, gdy zdarzało mi się być zazdrosną i robić mu awantury, zawsze podchodził do tego z poczuciem humoru. Żartował, że może i jest koneserem kobiecego piękna, ale to mnie wybrał i nikt nie może się równać z jego ukochaną zazdrośnicą.
Zobacz także: Sfera erotyczna mogłaby dla mnie nie istnieć. Jestem aseksualna...
Czasem miałam jednak wrażenie, że myśli tylko i wyłącznie o kobietach. Łapałam go na tym, jak się w nie wpatruje - nachalnym, lubieżnym wzrokiem. Było to dla mnie nie tylko nieprzyjemne, ale też dziwne, niezdrowe. Starałam się o tym nie myśleć i skupiać na pozytywach tej relacji...
W sferze intymnej zawsze układało się nam świetnie. M. ma wielki temperament i wciąż pełno nowych pomysłów w sypialni. Niedługo po ślubie pojawiły się jednak pewne problemy. Nasze życie zaczęło zmieniać się na gorsze. Chodzi o to, że mam znacznie mniejsze libido od niego. Nie mam potrzeby zbliżeń każdego dnia. M. nie wyobraża sobie nawet jednego dnia bez seksu. W weekendy chce go uprawiać dwa razy dziennie - rano i wieczorem. To dla mnie zdecydowanie za dużo. Nie mam na to ochoty. Męczy mnie to.
Przez długi czas kłóciliśmy się o intensywność zbliżeń. M. uważa, że jestem oziębła, a jeśli odmawiam mu seksu, to podobno robię mu na złość albo chcę go za coś ukarać. Gdy rośnie jego apetyt seksualny i nie może go ze mną zaspokoić, zaczyna zmieniać się nie do poznania. Kilka razy dochodziło do tego, że musiałam wybiec z domu, tak natarczywy był. M. w takich chwilach kompletnie nad sobą nie panuje...
Zobacz także: Straciłam zaufanie do przyjaciół. Dowiedziałam się, że ciągle mnie obgadują...
Dwa tygodnie temu odkryłam, że zdradza mnie ze swoją współpracowniczką. W ogóle nie czuje się z tego powodu winny. Wiem, że ma poważny problem. Coraz gorzej radzi sobie z życiem, a uzależnienie od seksu niszczy go i sprowadza w dół. Dałam mu ultimatum - albo pójdzie na terapię albo koniec z nami. Nie mam jednak złudzeń co do jego wyboru. Nadal sam przed sobą nie potrafi przyznać, że jest zagubionym chorym człowiekiem.
Czy nasz związek da się jeszcze uratować?
Aneta
Czy to małżeństwo da się jeszcze uratować?Zagłosuj: