Z Markiem jesteśmy parą od trzech lat. W przyszłym roku planujemy ślub. Nasz związek jest raczej szczęśliwy, ale na jednym polu nie potrafimy dojść do porozumienia. Chodzi o finanse. Marek ma do nich zupełnie inny stosunek niż ja...
On wydaje pieniądze wyłącznie na najpotrzebniejsze rzeczy. Ciągle oszczędza, tylko na dobrą sprawę sam nie wie, na co - oboje odziedziczyliśmy mieszkania po dziadkach, a dobre samochody już mamy. W związku z jego manią oszczędzania przestaliśmy nawet wychodzić na sobotnie kolacje, chociaż to było naszym romantycznym zwyczajem od początku znajomości.
Zobacz także: Mój szef chyba się we mnie zakochał. Sytuacja staje się coraz bardziej kłopotliwa...
Nie narzekam na swoje zarobki i lubię od czasu do czasu robić sobie małe przyjemności. Nie wydaję wielkich kwot. Po prostu lubię dbać o siebie i dobrze wyglądać. Miesięcznie zamykam się w puli pięciuset złotych, jakie przeznaczam na nowe ubrania, czy wizyty u fryzjera i kosmetyczki.
Od kiedy zaczęliśmy mówić o ślubie, Marka coraz bardziej irytują moje comiesięczne wydatki. Ciągle powtarza, że wydaję pieniądze na głupoty, że w temacie finansów jestem nierozsądna i lekkomyślna jak nastolatka. Jego zdaniem ubrań mam pod dostatkiem i powinnam na długo się nimi zadowolić. Wcale tak nie uważam, więc ciągle się kłócimy...
Ostatnio zaczęłam kryć się z niektórymi zakupami. Nie pokazuję mu nowych ubrań, czy kosmetyków. Nie dowierza chyba, że nic nie kupuję, bo zaproponował mi, żebyśmy założyli wspólne konto w banku. Mówi, że to świetny pomysł i znacznie łatwiej będzie się nam funkcjonowało. Niestety uważam, że chce mieć nade mną kontrolę i śledzić, na co wydaję pieniądze. On zaprzecza i coraz bardziej naciska na wspólne konto... Może przesadzam i faktycznie powinnam się zgodzić?
Anna
Mój partner chce żebyśmy mieli wspólne konto bankowe. Powinnam się zgodzić? Zagłosuj: