Nie wiem, czy to już jest związek na odległość, ale na co dzień nie możemy się widzieć. Na szczęście nie mieszkamy w różnych krajach, choć całkiem podobnie to wygląda. Dzielą nas ponad 3 godziny drogi, więc w sumie tyle, co lot.
Zobacz również: On w ogóle mi nie ufa. Ciągle mnie kontroluje i sprawdza…
Sytuacja wygląda tak, że w piątki pracuję krócej, a on do wieczora. Żeby spędzić ze sobą więcej czasu, to ja jeżdżę do niego. Mam klucze, więc czekam już w mieszkaniu. Z braku laku dobrze i tak, choć cały czas mam nadzieję, że wreszcie będziemy bliżej.
Póki co nie ma innej możliwości i przynajmniej przez pół roku nie będzie. Jeździć trzeba. I niestety także płacić.
Nie zarabiam aż tyle, żeby mnie to nie bolało. Wydaję kilkaset złotych ma samo paliwo, a jeszcze wypada coś ze sobą przywieźć. Duża część pensji idzie na te moje wycieczki. Później wracam do siebie i już mi brakuje.
Mam nadzieję, że nie zostanę źle zrozumiana. Nie jestem z nim dla kasy i nie szukam sponsora. Zastanawiam się tylko, czy to fair, że tylko ja na tym cierpię finansowo. On jest cały czas na miejscu i nie spala w baku tyle pieniędzy.
Chyba brakuje mi szczerej rozmowy na ten temat. Nie chcę się żalić, ani wyciągać rąk po pomoc, ale wsparcie naprawdę by mi się przydało. Robię to dla nas, więc może powinniśmy się jakoś rozliczać... Inaczej długo tak już nie pociągnę.
Co o tym myślicie? Czy Wy też uważacie, że w tej sytuacji chłopak powinien dorzucać się do paliwa?
Anka
Czy chłopak powinien dokładać się do paliwa? Zagłosuj: