Strasznie nie lubię, gdy ktoś obcy się mną zajmuje. Z tego powodu nigdy nie robiłam sobie paznokci, bo nie wysiedziałabym 2 godzin z manikiurzystką. Masaż? Aż mam ciarki na samą myśl. Tak samo depilacja i inne zabiegi kosmetyczne.
Do fryzjera chodzić muszę, bo sama tego nie zrobię. Kiedyś próbowałam skrócić grzywkę, ale szybko tego pożałowałam. Mam zaufany salon w naszej miejscowości i jedną sprawdzoną panią, która robi co musi i nie zagaduje mnie na siłę.
Jestem ogólnie zadowolona z jej usług, ale ktoś mi powiedział, że sporo przepłacam.
Zobacz także: Moja siostra znów wdała się w romans z żonatym facetem
Nigdy nie wzięła ode mnie mniej niż 200 zł, choć prawda jest taka, że nie podcinam tylko końcówek. Zawsze jest też jakieś modelowanie albo koloryzacja. Ostatnio zapłaciłam 280 zł z farbą i regeneracją. Tanio nie jest, ale myślałam, że tak trzeba.
Ostatnio koleżanka mnie zapytała, gdzie chodzę, bo jej fryzjerka poszła na urlop macierzyński. Poleciłam jej swoją, ale zamarła, kiedy usłyszała cenę. Jej zdaniem to straszne zdzierstwo. Tym bardziej, że mówimy o osiedlowym salonie.
Dała mi tym trochę do myślenia. Nie ukrywam, że każda wizyta to jest dla mnie spore obciążenie finansowe i chętnie wydawałabym mniej. Zupełnie się na tym nie znam i ciekawi mnie, jakie stawki są gdzie indziej, zwłaszcza w mniejszych miejscowościach.
Wy też uważacie, że przepłacam?
Lena
Fryzjerka bierze ode mnie przynajmniej 200 zł. Czy przepłacam? Zagłosuj: