Od marca zeszłego roku, czyli od kiedy w Polsce wybuchła pandemia, pracuję zdalnie. Oszczędzam czas na dojazdach, ale pracy mam tak samo dużo, jak przed Covidem. Mój facet niestety nie miał tyle szczęścia, co ja, bo z powodu kryzysu zrobili redukcję etatów w jego firmie i przez kilka miesięcy był bezrobotny. Nie miał innych zajęć, więc zajmował się domem. Robił zakupy, sprzątał, gotował.
Na początku kwietnia udało mu się znaleźć zatrudnienie. Codziennie wychodzi z domu rano i wraca około 17-18:00. Ja kończę pracę podobnie. On jednak uważa, że skoro pracuję zdalnie, to powinnam wziąć na siebie codzienne robienie zakupów i gotowanie. Kłócimy się o to coraz częściej, bo przecież fakt, że ja nie muszę jeździć do pracy, nie oznacza, że w ciągu dnia się obijam. PRACUJĘ z wymagającymi klientami, czasem nie mam czasu sobie kawy w ciągu dnia zrobić, a co dopiero stać w garach i wymyślać obiadki. Bez przesady.
Denerwuje mnie jego podejście, bo praca zdalna wcale nie oznacza, że pracuję mniej lub lżej od niego. On po prostu codziennie wykonuje obowiązki poza domem.
Czy on ma rację, że powinnam gotować dla niego, skoro pracuję zdalnie?
Marta
Polecamy także: Mój mąż jest kiepskim ojcem. Wychowuję dzieci praktycznie sama…